Wariant 2: Adrien wypowiada Życzenie i Marinette traci matkę

190 23 11
                                    

- Przykro mi, ale nie mogę tyle czekać - powiedział cicho. W odpowiedzi usłyszał, jak głośno nabrała tchu. - Jest coraz gorzej. Ojciec... - Adrien tylko pokręcił głową, próbując zebrać myśli i ubrać je w słowa. - Nie jest sobą - powiedział wreszcie. - Zachowuje się jak wariat i chyba... chyba mnie podejrzewa. Boję się, że niedługo znajdzie Miracula. A wtedy... On będzie gorszy, wierz mi - powiedział, patrząc jej wreszcie w oczy. - Nie cofnie się przed niczym, żeby odzyskać mamę. Pogrąży cały świat w chaosie.

W jego oczach widziała szczerość. Głęboko wierzył w to, co mówił. I ewidentnie bał się ojca. A Marinette nawet nie chciała sobie wyobrażać, co by się działo, gdyby to Gabriel wszedł w posiadanie tych Miraculi. Słyszała wystarczająco wiele od Adriena, żeby mieć jakieś pojęcie, kim projektant się stał po śmierci żony. Adrien przynajmniej posiadał jakieś skrupuły. I chociaż nie pochwalała jego metod, rozumiała go. Potrzebował w swoim życiu kogoś, kto się nim zaopiekuje, a ona - choć bardzo chciała - nie mogła być przy nim cały czas. 

- Wiesz, że chcę tylko, żebyś był szczęśliwy - szepnęła, z trudem przełykając ślinę. - I skoro... skoro właśnie to cię uszczęśliwi...

- Marinette, nie rób tego! - zawołała Tikki, gdy dziewczyna sięgnęła do uszu i wyjęła z nich kolczyki.

Zignorowała krzyk kwami i wzięła Adriena za rękę. Gdy położyła mu je na dłoni, popatrzył się na nią z jawnym niedowierzaniem.

- Ty... - wyszeptał słabo. - Ty naprawdę mi pozwolisz?

- Uważam, że to błąd - wyznała szczerze, mocno przygryzając dolną wargę. - Ale też cię znam i wiem, że nie przestaniesz. Nie poddasz się. A ja nie chcę z tobą walczyć. - Po jej policzkach popłynęły łzy. - Nie dam rady. Więc wypowiedz to Życzenie i niech się dzieje co chce.

- Dziękuję. - Adrien przyciągnął ją do siebie i z całych sił przytulił. Serce dudniło mu w piersi jak szalone. - Nawet sobie nie wyobrażasz, ile to dla mnie znaczy. Dziękuję.

- Zrób to - poleciła cicho, odsuwając go lekko i odwracając wzrok. - Zanim się rozmyślę.

Pocałował ją w czoło i obdarzył promiennym uśmiechem, a potem wsadził sobie kolczyki do uszu i zacisnął w pięść dłoń z Miraculum Kota. Tikki i Plagg zawiśli przed nim bez słowa. Tikki przyglądała się Marinette z rozczarowaniem, a Plagg kręcił głową z rezygnacją. Nooroo w milczeniu siedział na blacie biurka, próbując nie zwracać na siebie uwagi.

- Tikki, Plagg... - zaczął. - Ujawnijcie się - rozkazał, prostując się pewnie.

Klamka zapadła. Decyzja została podjęta.

Błysnęło jaskrawe światło, znikąd pojawił się wiatr, który omal nie powalił go na ziemię. Z trudem utrzymał równowagę, a gdy podniósł wzrok, jego oczom ukazali się Tikki i Plagg w swoich starożytnych, prawdziwych wersjach. Musiał przyznać, że wyglądali jednocześnie majestatycznie i przerażająco. Oboje mieli skrzydła i po dwie pary rąk, z tym, że Plagg był smoliście czarny z intensywnie zielonymi symbolami na ciele, a Tikki miała czarne nogi i coś, co przypominało czerwono-białą sukienkę z jasnymi skrzydłami.

- Jestem Plagg, Kwami Destrukcji. - Pierwszy odezwał się kwami kota. - Jestem tym, co jest, a czego już nie będzie.

- Jestem Tikki, Kwami Tworzenia. Jestem tym, czego jeszcze nie ma, a dopiero będzie.

Adrien próbował nie pokazać po sobie, jak bardzo jest przerażony tym, co zamierzał zrobić. Tak, był zdecydowany i chciał wypowiedzieć Życzenie, ale w tej sytuacji było coś bardzo niepokojącego i upiornego. Aż do tej pory chyba w pełni sobie nie zdawał sprawy, kim właściwie są kwami. Widząc ich prawdziwe formy zwyczajnie ogarnął go lęk. To było coś zupełnie innego od czytania o nich w Grimoire. Rzucił szybkie spojrzenie w stronę Marinette, a ta natychmiast dostrzegła jego strach. Z niepewną miną stanęła u jego boku i wzięła go za rękę, mocno splatając ich palce. I to wystarczyło, żeby poczuł się ciut pewniej.

Władca CiemWhere stories live. Discover now