Rozdział 3

115 8 0
                                    

(sześć i pół roku wcześniej)

Było lodowato, nawet jak na listopad. Wiał przejmująco zimny wiatr, a w powietrzu czuć było wilgocią, choć deszcz przestał padać wczesnym popołudniem. Mgła sprawiała, że światło z ulicznych latarń stawało się rozmyte i pogłębiało wrażenie ciemności, zamiast ją rozpraszać. Cały świat zdawał się permanentnie pogrążony w chłodzie i cieniach, jakby słońce już nigdy miało nie wyjść.

Jeszcze pięć dni wcześniej Hermiona była w Sydney, gdzie temperatura w dzień nie spadała poniżej dwudziestu stopni, więc boleśnie odczuwała różnicę. Owinęła się szczelnie płaszczem, ale z każdym podmuchem zimne powietrze jakoś przedostawało się przez lukę między szalikiem i kołnierzem. Żałowała, że nie wzięła swojej zimowej szaty z zaklęciem rozgrzewającym, ale uznała, że za bardzo będzie zwracała uwagę w mugolskim Londynie, bo pod wpływem Ginny zaszalała i zamiast klasycznej czerni, wybrała musztardowo żółty materiał. Malfoy nie miał podobnych problemów, jak zwykle założył czarodziejską szatę wierzchnią, ale ciemną i uszytą tak zgrabnie, że z powodzeniem mogła udawać zwyczajny płaszcz. Mimo to kulił się w sobie, jakby było mu jeszcze zimniej niż jej.

— Może wejdziemy tutaj? — zaproponowała, kiedy szybkim krokiem minął kolejny pub, nawet nie patrząc na witrynę. — Czy szukasz czegoś konkretnego?

Zatrzymał się i wzruszył ramionami. Weszła więc po schodkach i pchnęła drzwi.

W pubie było dość cicho, muzyka grała subtelnie w tle, a klienci zajmowali raptem trzy czy cztery stoliki. W normalnych okolicznościach Hermionie by to odpowiadało, lubiła móc prowadzić konwersację bez przekrzykiwania otoczenia, ale dzisiaj nie miałaby nic przeciwko temu, żeby dźwięki nieco intensywniej wypełniały przestrzeń, bo podejrzewała, że rozmowa nie będzie płynąć zbyt wartko. Malfoy nie odezwał się do niej jeszcze ani słowem. Nawet kiedy usiedli przy stoliku i zapytała, co będzie pił, ponownie wzruszył ramionami.

— Mam rozumieć, że woda z kranu będzie okej? — zirytowała się.

— Piwo — burknął w odpowiedzi. — Wszystko jedno jakie.

Właściwie nie spodziewała się po nim zbyt wiele. Była zdziwiona, że w ogóle przyszedł na spotkanie. Nie widzieli się od miesiąca, bo najpierw gorączkowo ogarniała sprawy w pracy przed dłuższym urlopem, a kolejne trzy tygodnie spędziła w Australii. Napisała do niego raz, zaraz po wyjeździe, ale nie odpowiedział na list, chociaż jeszcze we wrześniu, kiedy szykowała się do pierwszego spotkania z rodzicami, wydawał się dość zaangażowany w tę sprawę. Po powrocie nie czekały na nią żadne wiadomości od niego. A potem, w zeszłą środę, usłyszała, że zapadł wyrok w sprawie jego ojca. Lucjusz Malfoy został skazany na trzynaście lat.

Palce ją swędziały, odkąd się dowiedziała, ale nie miała pojęcia, co mu napisać. Domyślała się, jak mógł się czuć, i głęboko mu współczuła, ale nie potrafiła nie myśleć o tym, że kara i tak nie była adekwatna do wszystkich zbrodni Lucjusza Malfoya, z których zapewne duża część nie wyszła na jaw. W końcu nie napisała nic, poza datą i godziną ze znakiem zapytania, a kiedy odpisał zdawkowym „Ok", wciąż nie była pewna, czy faktycznie się pojawi po mugolskiej stronie Dziurawego Kotła.

Oczekiwanie na zamówienie upływało w krępującej ciszy, więc Hermiona odchrząknęła i zapytała:

— Jak się masz?

„Co słychać?" brzmiałoby naturalniej, ale przecież wiedziała, a on zapewne wiedział, że ona wie, i niewątpliwie by jej to wytknął. Nie była zresztą pewna, czy powinna tak bezpośrednio poruszać temat Lucjusza. Pamiętała, jak na nią warknął, kiedy w lecie zapytała o przygotowania do procesu. Później, w sierpniu, podczas ich pierwszego wyjścia do mugolskiego miasta, poszło nieco lepiej, ale byli już lekko wstawieni.

Twoje oczy lubią mnie (i to mnie zgubi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz