Rozdział 5

85 6 0
                                    

(teraz)

Poranek ósmego sierpnia przywitał Hermionę kacem, którego dość szybko się pozbyła dzięki cudownym osiągnięciom współczesnego warzycielstwa, ale suchość w ustach i pragnienie pozostało. Widocznie odwodniła się tak bardzo podczas celebrowania ostatniego panieńskiego wieczoru Ginny, że nawet eliksir nie pomógł. Przy wodopoju — to jest, w kuchni — zastała przyszłą pannę młodą, która w towarzystwie Luny Lovegood i Glenn Fishber zajadała się jajkami i co chwilę śmiała się, nawet jeśli nie mówiły akurat nic zabawnego, co Hermiona uznała za urocze.

Po śniadaniu dziewczyny ruszyły na górę do garderoby, którą zaanektowały na czas przygotowań, a Hermiona poszła wziąć prysznic i upewnić się, że Harry zrobił to samo. Ponieważ Ginny miała dwie inne koleżanki do pomocy, a Ron, będący drużbą Harry'ego, musiał zająć się Leir, jako że Savannah miała w planach wizytę u fryzjera, Hermionie przypadła rola przygotowania pana młodego. W głębi ducha była bardzo zadowolona z takiego obrotu spraw, bo garnitur w przeciwieństwie do sukni ślubnej dało się włożyć samodzielnie i oboje z Harrym zgodzili się, że z jego włosami nic nie zdziałają, więc pozostało jej tylko zapięcie mu muchy i spinek przy mankietach. Potem, kiedy on jednak próbował ugładzić niesforne kosmyki Ulizanną, rozłożyła się na łóżku z jego notatkami ze sprawy anonimów.

— Coś nowego? — zapytała, zanim zaczęła czytać.

— Nie bardzo... Darlymple i Lennox sprawdzają ludzi z Transportu Magicznego... Wyłonili dziesięciu potencjalnych sprawców, to znaczy bardzo potencjalnych, takich, u których wszystko się zgrywa, nie żeby wszyscy cię nienawidzili... Gdzieś tam na drugiej stronie masz listę, zerknij, czy któreś nazwisko coś ci mówi.

Zerknęła. Większość brzmiała znajomo, ale z nikim z tych ludzi nie miała osobistego kontaktu w ciągu ostatnich paru miesięcy. Na liście na szczęście nie było Urguharta. Nie wspomniała o nim nawet Harry'emu, kiedy powiedział jej, że według Darlymple'a projekty realizowane przez nią w czasie, gdy przychodziły anonimy, wskazują na kogoś z Transportu Magicznego. Uznała, że nie ma podstaw, a jeśli coś jest na rzeczy, to aurorzy sami to odkryją, i odetchnęła z ulgą, że go wyeliminowali.

— A Creed? — zapytała. — Rozmawialiście z nim?

— Taaak, ale sama wiesz, jaki jest. To na pewno nikt od niego, bo u niego pracują sami przyzwoici ludzie.

— ...z nim na czele — mruknęła Hermiona.

— ...i oczywiście nikomu nie powiedział o rezygnacji Kinga — dodał Harry, a po krótkiej pauzie zapytał: — Myślisz, że to mógł być Creed?

— Co? Czy to on mi przysłała anonimy? — upewniła się. — Nie, raczej nie. Na pewno niejedno miałby mi do powiedzenia, gdyby nie bał się Kinga, ale nie bawiłby się w anonimy.

Harry nie odpowiedział. Przez chwilę słyszała tylko ruch grzebienia we włosach, a potem odezwał się znowu:

— A jak ci idzie to zaklęcie z Drentem?

Westchnęła cierpiętniczo.

— Beznadziejnie. Poszperaliśmy trochę w magii sumeryjskiej i wpadliśmy na formułę, która zdaje się zawierać wszystkie niezbędne komponenty, ale zaklęcie raz wychodzi, a raz zmienia pismo na jakieś zupełnie przypadkowe i nie mamy pojęcia, od czego to zależy. Ale pracujemy nad tym.

— Jakieś szanse, że uwiniecie się w tydzień?

— Marne — przyznała niechętnie.

Harry odetchnął głęboko, jakby bardzo go rozczarowała, chociaż nie mógł się spodziewać zbyt wiele, bo przecież powiedziałaby mu, gdyby mieli coś konkretnego.

Twoje oczy lubią mnie (i to mnie zgubi)Where stories live. Discover now