Rozdział 6

85 7 0
                                    


(sześć i ćwierć roku wcześniej)

Robiło się ciemno, co oznaczało, że Draconowi pozostała jeszcze mniej więcej godzina męki, co było dobre, i że za chwilę pojawi się Edgecombe ze świecami, co dobre zdecydowanie nie było. Draco próbował już wszystkiego, łącznie z przynoszeniem własnych świec, ale niestety nic nie mogło powstrzymać tego łajdaka przed nachodzeniem go, jakby urocze pogawędki na powitanie i na pożegnanie mu nie wystarczały.

Niemniej minęła już połowa kwietnia, Draconowi zostały jeszcze niecałe dwa tygodnie pracy, a konkretniej dziewięć dni roboczych. A potem maj, ostatni miesiąc kary, i będzie wolny. Da radę, wytrzyma. Głupio byłoby zawalić teraz, tak blisko końca, niezależnie od tego, jak podłym, wkurwiającym człowiekiem jest Edgecombe.

Drzwi otworzyły się, jakby Draco ściągnął starucha myślami. Oczywiście nie zapukał, nigdy nie pukał. Jasne, to było jego mieszkanie, ale skoro oddał mu do dyspozycji ten pokój, to mógłby uprzedzać, że nadchodzi, żeby Draco nie podrygiwał jak idiota, słysząc skrzypienie, albo na przykład zdążył zapiąć spodnie, gdyby przyszło mu do głowy masturbować się do jego pierdolonych podręczników.

— Jak tam, panie Malfoy? — zapytał Edgecombe tym swoim obrzydliwie przyjacielskim tonem, przysiadając na brzegu biurka, tuż obok zapisanych przez Dracona rolek pergaminu. — Czy wszystko jest jasne?

Niezwykle sensowne pytanie po trzech godzinach pracy.

— Tak — odpowiedział krótko, mając nadzieję, że tym razem to wystarczy.

— Wspaniale. W takim razie proszę mi opowiedzieć o tym, co pan przeczytał.

— Tu jest streszczenie — powiedział Draco przez zaciśnięte zęby, podając mężczyźnie rozwinięty pergamin.

Edgecombe zacmokał z dezaprobatą, niezadowolony, że Draco wciąż próbuje.

— Niech pan opowie swoimi słowami. Tylko wtedy będę miał pewność, że właściwie zrozumiał pan tekst i w streszczeniu znajduje się dokładnie to, co powinno.

Draco zacisnął zęby, ale zrezygnował z kolejnej próby przekonania faceta, że jeśli przeczyta streszczenie, to też sprawdzi, czy jest w nim to, co powinno być.

— Celem przeprosin jest naprawienie wyrządzonej krzywdy — zaczął referować, nawet nie starając się ukryć, że odczytuje pojedyncze zdania z zapisanego pergaminu. — Celem przeprosin nie może być samo pragnienie uzyskania wybaczenia i powrotu do poprzedniego stanu rzeczy, bo wtedy nie są szczere. Szczery żal i... — zaczął mówić z pamięci i natychmiast ugryzł się w język. Spojrzał znowu na kartkę. — Fundamentem skutecznych przeprosin jest wzięcie odpowiedzialności za wyrządzoną krzywdę oraz szczery żal. O zakresie przedmiotu przeprosin decyduje osoba pokrzywdzona. Od osoby pokrzywdzonej zależy, czy przeprosiny będą skuteczne. Na przeprosiny składa się sześć elementów: wyrażenie żalu, wyjaśnienie sytuacji, wzięcie odpowiedzialności za krzywdę, okazanie skruchy, propozycja zadośćuczynienia, prośba o wybaczenie.

— Doskonale — pochwalił Edgecombe, jakby był nauczycielem wysłuchującym odpowiedzi ucznia, a nie fagasem prześladującym swojego przymusowego pracownika. — Jakie są korzyści z przeprosin? Dla przepraszanego i przepraszającego?

— Do tego jeszcze nie doszedłem — odparł bezczelnie Draco.

Edgecombe tylko się uśmiechnął. Ciągle się uśmiechał, sukinsyn.

— W takim razie tym zajmie się pan przy następnej okazji, dzisiaj mam dla pana inne zadanie. — Machnął różdżką, usuwając z biurka wszystkie książki i notatki Dracona, pozostawiając tylko przybory do pisania i pojedynczy arkusz pergaminu. — Ma pan jeszcze godzinę, akurat powinien pan zdążyć. Proszę przygotować listę osób, którym wyrządził pan krzywdę i które powinien pan przeprosić.

Twoje oczy lubią mnie (i to mnie zgubi)Where stories live. Discover now