Rozdział 7

57 4 2
                                    

(cztery miesiące wcześniej)

Kołatanie w drzwi rozchodziło się głośnym echem w nocnej ciszy, ale nadal nikt nie otwierał. Wyglądało na to, że Potter po raz pierwszy w życiu bawił się lepiej od nich; a przynajmniej dłużej. Rzeczywiście, kiedy wychodzili z przyjęcia z okazji siódmej rocznicy zakończenia wojny, żeby dalej świętować w milszym otoczeniu, Potter zabawiał zgromadzony wokół niego tłumek. I on śmiał twierdzić, że nie lubi tych imprez i bycia w centrum uwagi.

— Chyba mam gdzieś klucz — stwierdziła Granger i zaśmiała się, jakby powiedziała coś zabawnego. Często jej się to zdarzało, gdy była pijana.

Oparła się ciężko o balustradę schodów, żeby pogrzebać w tej swojej przeładowanej torebce, a Draco obserwował z niepokojem, czy nie poleci przez poręcz do tyłu. Owszem, byłoby to zabawne, ale Potter na pewno by uznał, że to jego wina, i jeszcze wszcząłby śledztwo w tej sprawie.

Nie znalazła klucza, ale drzwi się otworzyły. Stał w nich stary, posępnie milczący skrzat, który gapił się na nich, też posępnie.

— Ooo, dobry wieczór, Stworku! — powiedziała Granger i zachichotała jak podlotek przyłapany na późnym powrocie przez srogiego ojca. — To miło, że otworzyłeś, nie mogłam znaleźć klucza.

Była jedyną znaną Draconowi osobą, która dziękowała skrzatowi za otwarcie drzwi i jeszcze mu się tłumaczyła. Zdecydowana większość jego znajomych udzieliłaby raczej reprymendy za opieszałość. To właśnie te przesadne ceregiele sprawiały, że ludzie nie wierzyli w autentyczność jej uprzejmości, ale kiedy o tym mówił, odpowiadała, że ma gdzieś, co myślą ludzie, interesuje ją, co myślą skrzaty.

Ten konkretny skrzat zniknął bez słowa i Draco znów został sam z Granger.

— Poradzisz sobie? — zapytał.

— Tak — odpowiedziała, po czym zachichotała i przekrzywiając głowę, zaprzeczyła: — Nie.

Draco postanowił nie wnikać. Podprowadził ją korytarzem do schodów i dalej, na górę. Nie było tak źle, co prawda opierała się na nim dość mocno, ale przynajmniej nie musiał jej nieść.

— Gotowe — powiedział, kiedy dotarli do jej sypialni; zaciągnął ją niemal na środek pokoju, bo wciąż wczepiała się w jego ramię. — Dobra, to ja...

— Nie — przerwała mu w pół słowa i popchnęła lekko na fotel. — Usiądź.

Cóż, już siedział. A dosłownie sekundę później ona siedziała na nim.

Spotykali się od siedmiu lat i coś takiego nigdy, przenigdy nie miał miejsca. Granger raczej nie była dotykalska. Owszem, zdarzał im się mniej lub bardziej przypadkowy kontakt fizyczny — siłą rzeczy ocierali się o siebie w ciasnych przejściach między stolikami w pubach; czasem spotkały się ich nogi pod stołem, czasem ręce na blacie. Bywało, że na oficjalnych bankietach tańczyli ze sobą, ale zawsze w zupełnie bezosobowy i pozbawiony erotycznego kontekstu sposób. Tak bardzo, że Draco uważał to za niemal obraźliwe w czasach, gdy wreszcie wyrósł z etapu wychudzonego wyrostka i kobiety zaczęły wykazywać pewne zainteresowanie jego osobą. Kobiety, ale nie Granger. Zdążył się przyzwyczaić, że z jej strony nie doczeka się tego rodzaju atencji.

Tak więc aktualny rozwój zdarzeń był dość niespodziewany, ale na pewno nie niemiły. Granger siedziała blisko, najbliżej jak się dało, bardziej na biodrach niż na kolanach, a jej rozkloszowana spódnica rozlewała się wokół nich, co oznaczało, że praktycznie ocierała się o niego samymi majtkami. Kiedy o tym pomyślał, natychmiast mu stanął.

Oczy miała wielkie i błyszczące, co wziąłby za skutek upojenia alkoholowego, gdyby nie ten uśmieszek, lekko wygięte kąciki warg. No i gdyby nie ocierała się o jego fiuta.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 13 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Twoje oczy lubią mnie (i to mnie zgubi)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz