Rozdział VI - Lubię jak mówisz moje imię.

40 10 0
                                    

Uczucia, jak bardzo potrafią przyćmić jasność umysłu... Uczucia... My artyści nie istnielibyśmy gdyby były łatwe i przyjemne. Mamy doprowadzać cię do łez gdy nie możesz ich uronić... Mamy powodować uśmiech gdy brakuje ci zapłonu.

- Cześć Kerry - usłyszałem Twój głos, a ulga ogarnęła moje ciało. Czułem jak napięcie znika. Nie słyszałem Cię trzy dni, ale ciągnęły się one jak wieczność.

- Hej V - uśmiechnąłem się - Kurwa stary...  Powiedz mi, że nie tylko ja jestem jak na ciągłym haju. Ale takim przez duże H! - powiedziałem na jednym wdechu.

- Gdybym miał czas na takie rzeczy - powiedziałeś zmarnowany. 

- Co się dzieje V? Nie świętujesz naszej nowej historii? - zapytałem szokowany, leżałem na moim łóżku i tarzałem się w pościeli. 

- Nie... To znaczy, cieszę sie  i w ogóle... Ale jestem trochę pod ścianą - wyjaśniłeś, w tle słyszałem spory raban - Mam co raz mniej czasu, a kolejne sposoby na uratowanie mnie uciekają mi przez palce - dodałeś smutno. Zastanawiało mnie czemu nie włączyłeś wideo. Lubiłem na Ciebie patrzeć.

- Naprawdę? Kurwa V... Tak mi przykro - wcisnąłem twarz w poduszkę.

- Spokojnie Kerry - naprawdę mnie uspokoiłeś - Nie poddaję się. Świat jeszcze się nie skończył - dodałeś, byłem pewien, że się uśmiechasz.

- Mogę ci jakoś pomóc? - zapytałem wpatrując się w sufit.

- W sprawie Relica? Wątpię - powiedział zrezygnowany - Ale... Może przydasz się w inny sposób? - podekscytowany stałem przed oknem z widokiem na miasto. Vincent byłeś gdzieś tam, a ja bardzo potrzebowałem być tam gdzie Ty.

- Wal, dla ciebie wszystko - zacząłem krążyć po sypialni.

- Chciałbym cię zaprosić na randkę jeśli... 

- Wo... Jestem w szoku nie powiem - przerwałem Ci podekscytowany - Ale kurwa! Nie śmiałbym odmówić - rzuciłem zatrzymując się przed szafą. Znów czekała mnie zagwozdka co ubrać.

- Dzisiaj już na pewno nie dam rady się spotkać... Mam spotkanie z pewnym gliną - powiedziałeś zakłopotany.

- Wpadłeś w jakieś kłopoty? - zapytałem przestraszony - Bo jak coś to wiesz mam dobrych prawników - dodałem pewnie.

- Nie nic z tych rzeczy, to mój znajomy - powiedziałeś i zaśmiałeś się uroczo - Po za tym... A nie ważne. 

- Nie no teraz to ważne - pogoniłem Cię. Tak lubiłeś wszystko kończyć. A już zwłaszcza tam na jachcie.

- Wiesz... Podobało mi się to nasze szerzenie anarchii. Nie narzekałbym gdybyś odbił mnie z komisariatu - wybuchłeś śmiechem, usłyszałem jak w tle coś upada. Gdzieś Ty był?

- Kurwa V! Po ostatnich tygodniach adrenaliny starczy mi do końca życia. Po prostu oboje trzymajmy się zdała od kłopotów - zaproponowałem siadając na pufie przy szafie. 

- Wiesz, że jeśli chce przeżyć na pewno będę musiał wpakować się w jakieś bagno? - zapytałeś smutno, musiałeś mieć ciężki dzień za sobą. Chciałem ci ulżyć...

- W tym jednym aspekcie przymknę oko - wiele rzeczy mógłbym Ci wybaczyć - Ale bądźmy optymistami wszystko będzie dobrze - próbowałem Cię pocieszyć. Wiedziałem, że to było płytkie, ale nie byłem nigdy dobry w takie rozmowy. Sam potrzebowałem terapii.

- Jesteś uroczy - byłem uroczy, dla Ciebie. Czy liczyło się w tamtym momencie coś więcej?

- Zobaczysz, jeszcze zatańczysz na moim grobie - powiedziałem śmiejąc się we wniebogłosy.

Tylko dla Twoich uszu... || Cyberpunk 2077 Kerry Eurodyne x VWhere stories live. Discover now