Rozdział XXI - W innej pętli będę poświęcał się sobie.

10 7 0
                                    

Obudziłem się w swoim domu, ale byłem spokojny, tak jak sobie obiecałem, zrobiłem jogę na patio z widokiem na miasto. Moje kości strzelały, a mięśnie bolały. Tyle czasu poświęciłem Tobie, że zapomniałem o tym, że sam istnieje. Tłumaczyłem sam sobie, że to przecież przejściowe, że mnie potrzebujesz i później wszystko nadrobię. A Ty nie będzie miał okazji nadrobić życia. Ale przecież nie taki był plan. Miałem zająć się sobą, nową przyszłością. Ta pętla miała być idealna i długa. Ale kończyła się z Twoim każdym świszczącym oddechem. Była nieidealna i pełna bólu i żalu. Wszystko działo się za szybko i nie tak jak powinno. Ale czy mogłem zrobić coś inaczej? Czy mogłem zrobić coś więcej, jak nie upchnąć jak najwięcej przeżyć w pięć miesięcy?

- Kerry? - zadzwoniłeś do mnie, jak mógłbym nie odebrać.

- Tak? - usiadłem na leżaku, przecierając czoło ręcznikiem.

- Pamiętasz tę akcję z fajerwerkami, którą obiecałeś mi przed wypłynięciem? - byłeś taki spokojny i radosny.

- Tak... Ale do rzeczy V - pogoniłem Cię biorąc butelkę z wodą do ręki. Przypomniała mi się nasza rozmowa gdy zwołaliśmy Samuraia. Pogoda dopisywała, a my tak wielu rzeczy nie byliśmy świadomi. Ja nie dopuszczałem do siebie pewnych faktów. Jeszcze nie wiedziałeś, że cokolwiek nie zrobisz, dowiesz się, że umierasz. Nikt nie pomyślałby, że będziesz moim mężem, że tak bardzo się zmienimy. Świat wyglądał nieco inaczej. My byliśmy bardzo... Inni.

- Mr. Blue Eye do mnie dzwonił. Mam wykraść dane dla Millitechu. Jeśli mi się uda... No nie mogę za dużo zdradzić, ale muszę wylecieć... I to jeszcze dziś wieczorem - gdy to powiedziałeś, czym prędzej rzuciłem się do środka. Już raz pojechałeś na samobójczą misję bez pożegnania. Nie mogłem znów na to pozwolić.

- Nie ruszaj się! Zaraz tam będę! - krzyczałem przerażony, zakładając buty. Wielkie i ciężkie glany wyglądały zabawnie z luźnym sportowym dresem. Ale większość moich rzeczy miała nowy adres.

- Spokojnie, powiedziałem, że bez pożegnania nie polecę - zwolniłem odrobinę, ale zmachany wsiadłem do auta.

- Gdzie jesteś? - zapytałem, zapinając pasy.

- W domu, oddychaj naprawdę. To nic wielkiego, lecę do Japonii. Nie mogę zdradzić nic więcej - Twój głos... Uspokoił mnie, brzmiałeś tak lekko i radośnie. Jak podczas naszego małego wielkiego wybuchu.

- Rozmawiaj ze mną - rozkazałem wyjeżdżając spod posiadłości.

- Dobrze, o czym chcesz rozmawiać - słyszałem w tle dźwięk ekspresu do kawy.

- Pisałem dziś z dziećmi, wiesz różnica stref czasowych. Ponoć Kim kończy nasz obraz, wyśle go do końca przyszłego tygodnia - opowiadałem skupiony na drodze.

- Już prawie o tym zapomniałem, ta dziewczyna ma talent - słyszałem w tle moją muzykę, pewnie tupałeś do niej w rytm. Lubiłem, jak słuchałeś mojej muzyki.

- Wiesz no dobre geny - zaśmiałem się głupio.

- Najlepsze, wymyśliłeś co z tą twoją twierdzą w Westbrook zrobisz? - zapytałeś, popijając kawę.

- Tak, muszę tylko zadzwonić do Viktora, zbierzemy tam wszystko, co potrzebne, tak na wszelki wypadek - tłumaczyłem dumnie - Wiesz, i tak jestem tu tylko po kolejne ciuchy - przewróciłem oczami.

- Więc zamkniesz to na czarną godzinę? - zapytałeś - Aha, co chcesz na śniadanie? - zadałeś kolejne pytanie, za nim zdążyłem się odezwać.

- Tak, znajdziemy też dobrych lekarzy i sprowadzimy najlepszy sprzęt. A na śniadanie chcę ciebie - rzuciłem zawadiacko gdy wjechałem na rondo.

Tylko dla Twoich uszu... || Cyberpunk 2077 Kerry Eurodyne x VWhere stories live. Discover now