Żebyś mógł widzieć siebie ale moimi oczami cz.II - 2079

10 6 0
                                    

- Kerry teraz się skup - siedzieliśmy w aucie zaparkowanym w krzakach nieopodal miejsca, gdzie podobno znajduje się skrzynia, która nas interesuje - Masz broń prawda? - zapytałem gdy dotarło do mnie, że nie zadałem wcześniej tego pytania.

- Mam! - wyciągnąłeś dumnie ze spodni bogato zdobiony rewolwer.

- Nie to się nie nada. Tym to możesz grozić koleżkom z branży - oburzony przewróciłeś oczami i schowałeś broń. Ja tylko uśmiechnąłem się na ten widok. Naprawdę czasem nie docierało do mnie, że w młodości porywałeś Koprosów i wszczynałeś zamieszki. Chociaż tak naprawdę Johnny to robił, ty po prostu wykonywałeś polecenia. Otworzyłem bagażnik i wręczyłem ci pistolet maszynowy i kilka magazynków - Masz to, duża luneta ze wspomaganiem, więc powinno być łatwo - wskazałem na ruinę za twoimi plecami - Strzel do tego graffiti. Głowa tego czegoś to słaby punkt. Zobaczymy co potrafisz - patrzyłeś na mnie podekscytowany. Upewniłeś się spojrzeniem czy naprawdę możesz to zrobić. Pokiwałem ci zachęcająco głową. I z szerokim uśmiechem stanąłeś twarzą w kierunku pomazanej ściany. Podniosłeś broń i zamknąłeś lewe oko, skupiając się na celu. Puściłeś serię w kierunku celu i podekscytowany odsunąłeś lunetę od twarzy.

- Ale zajebiście! - podniosłeś broń do góry i oderwałeś się od ziemi.

- Nieźle. Dwa strzały w głowę, kilka chybionych, ale reszta cielska też oberwała.

2077

I przypominam sobie gdy wymachiwał tym biednym dziewczyną bronią przed twarzą. To całkiem zabawne, ale widzę też ból w jego oczach, który krzyczy, że on chce znów odzyskać kontrolę nad swoim życiem. Nie godzi się na to, żeby jego życie działo się poza jego jurysdykcją. I w końcu celuje nią we mnie, ale nie wzdrygam się ani na moment. Bo wiem, że przecież nawet jej dobrze nie przeładował. Ale jest taki pewny siebie gdy one tam sapią przerażone. Ma władzę w ręku, mimo że metaforycznie leży rozbita na ziemi. Woła moje imię, a ja ratuje go przed samym sobą po raz pierwszy. Jego depresja, którą próbuje przed nami ukryć, tłumi mu racjonalne myślenie. Słucha, co one do niego mówią, ale on nie rozumie. Wrzeszczy na nie jak dziecko na matkę. Która nie umie mu wytłumaczyć, że nie może dotknąć ognia, bo to boli. Więc biorę sprawę w swoje ręce, bo nie mam odwagi na nic więcej. I wszystko jest w porządku. Widzę jak jego myśli uspokajają się gdy dociera do niego, że to wszystko to tylko pomyłka. Że to znów nic wielkiego. Tylko jego lęk rozbił po jego głowie echem tak naprawdę nic nieznaczący krzyk. To miasto się z nim liczyło, ale grube mury, które zbudował wokół siebie, tak jak w koło jego willi zasłoniły mu widok na to, że cały czas jest jego królem. Władca sam odciął się od królestwa. Ale wyszedł do ludzi, i znów wróciło do niego słońce i blask fleszy. Kerry zaczął błyszczeć, uśmiechać się i patrzeć dalej niż do rana. Przestał tylko pić i prokrastynować w swoim pałacu.

___

- Trzymaj się blisko ścian i wszystkiego, co może cię chronić przed potencjalnym strzałem - rozkazałem ci gdy rozmawialiśmy już przez Holo. Byłeś za mną, ale nadal cię widziałem, to dobre rozwiązanie. Szedłem przed siebie przytulony do ściany i zauważyłem pierwszą kamerę - Osłaniaj mnie - rzucam ci bardziej na zachętę niż żebyś naprawdę to zrobił. Ale miło było widzieć, jak dumnie napinałeś mięśnie i mocniej chwyciłeś broń w rękach. Byłeś tym wszystkim tak nakręcony - Idziemy! - rzuciłem i prześlizgnąłem się po ścianie, zbliżając się do faceta, który stał za rogiem. Nawet o tym nie wiedziałeś. To nawet lepiej, bo nie stresowałeś się. To miało być rozbudzenie cię, a nie danie co nowej listy lęków. Wyszedłem zza rogu, chwyciłem gościa za szyję i obaliłem go na podłogę. Oszołomiony stanąłeś w miejscu, co było mi na rękę, bo nie przeszkadzałeś mi, we wrzuceniu nieprzyjemnego ciężkiego cielska za skrzynie by nikt za szybko go nie zauważył.

Tylko dla Twoich uszu... || Cyberpunk 2077 Kerry Eurodyne x VWhere stories live. Discover now