Rozdział 48: Znów

12 6 1
                                    

Ciągłe siedzenie w domu było naprawdę przytłaczające. Nawet jeśli bałem się wyjść na zewnątrz, bo bałem się wpaść na Delilah lub na kogokolwiek innego, kto już wiedziałby, co się stało, lub jeszcze by nie wiedział, ale zacząłby pytać, dlaczego spędziłem ostatnie dwa miesiące w domu, ciągłe siedzenie w zamknięciu było... Dołujące. Zacząłem czytać. Przeczytałem już trzy książki, które przyniósł mi tata. Oprócz tego do perfekcji opanowałem ogrywanie rodziców w karty i nie tylko, a ostatnio upiekłem babeczki bez pomocy mamy. Poza tym, udało mi się namówić tatę na opowiadanie mi więcej historii o jego młodości, o wujku Onyrze i jego chłopaku. A mama opowiadała mi o swoim dzieciństwie. 

Ale nawet jeśli myślałem o Delilah i o tym, co się stało, coraz mniej, jeśli miałem zajęcie przez cały czas i czułem się coraz lepiej, chciałbym wyjść na zewnątrz. Zaczął padać śnieg. Poza tym, z tego, co mówił tata za każdym razem, kiedy wracał z dworu, mróz był delikatny, a przebywanie na zewnątrz było całkiem przyjemne. Siedzenie przy otwartym oknie w czapce i szaliku nie mogło mi zastąpić spaceru po wiosce w czasie pięknej, łagodnej zimy i padającego śniegu. 

Problem polegał na tym, że nie potrafiłem zmusić się, by wyjść z domu. Okej, bałem się, że cała wioska wie już o tym, co się stało. Nie chciałem wpaść na Delilah ani Saleyę, ani któregokolwiek z chłopaków. Nie chciałem zwracać na siebie uwagi i ciągle zastanawiać się, czy patrzą, bo wiedzą, czy patrzą, bo chcą wiedzieć. Ten strach był normalny i rozumiałem, skąd się wziął. Nie rozumiałem tylko dlaczego paraliżował mnie tak bardzo, tak długo, tak, jak nigdy wcześniej. 

Kiedy wszyscy dowiedzieli się, że zakochałem się w Sorze, też się bałem. Też spędziłem w domu dwa miesiące. Ale w końcu poczułem się na tyle pewnie, by wyjść na zewnątrz i zmierzyć się z rzeczywistością, która okazała się nie być tak straszna, jak sądziłem. Tym razem na pewno też nie będzie tak źle. Ale za każdym razem, kiedy kręciłem się przy drzwiach, próbując ubrać się i wyjść, i choć na chwilę zapomnieć o tym wszystkim, co się stało, coś mnie blokowało. Ubierałem buty i płaszcz, nakładałem czapkę i w chwili, w której chciałem złapać klamkę i otworzyć drzwi, rezygnowałem. Rozbierałem się, szedłem do swojego pokoju i zajmowałem się czytaniem lub pisaniem listów do Sory, których nigdy nie zamierzałem wysłać.

Wiedziałem, że rodzice zauważyli, że coś jest nie tak, dlatego w ogóle przestałem próbować. Ostatnio przestali codziennie pytać mnie, czy wszystko w porządku i jak się czuję, przestali chodzić przy mnie na palcach i traktować jak kruchą figurkę z porcelany. Mama nie wahała się już przed pogłaskaniem mnie po włosach. Tata nie bał się już objąć mnie czy podać mi ręki na dobranoc. Zaczęło być normalnie, a ja nie chciałem tego niszczyć i sprawiać, że znów zaczną zachowywać się tak nieznośnie. Dlatego, kiedy zauważyłem, że znowu uważają przy mnie na każdy swój ruch, przestałem nawet patrzeć w stronę drzwi. 

Nie chciałem, żeby zaczęli pytać. Nie chciałem zastanawiać się nad tym, dlaczego tak bardzo boję się wyjść na zewnątrz. Chciałem wierzyć, że po prostu potrzebuję czasu, że jeszcze trochę, a będę gotów, żeby wyjść na spacer z rodzicami lub samemu. Chodziło tylko o czas. I o nic więcej. 

A przynajmniej starałem się w to wierzyć. 

***

Przeczytałem ostatnie zdanie i zamknąłem książkę. To już czwarte dzieło, jakie udało mi się skończyć. Tata podniósł wzrok znad własnej powieści i posłał mi uśmiech, który odwzajemniłem. Ostatnio często siadaliśmy przy stole i czytaliśmy razem, choć każdy zainteresowany był tylko i wyłącznie swoją książką. Było w tym coś uspokajającego. A oprócz tego było całkiem zabawnie, kiedy tata robił głupie miny i reagował przesadnie na wydarzenia z książki, łapiąc się za głowę albo wzdychając głośno. Zwłaszcza, że gdy przyłapywałem go na upewnianiu się, że na niego patrzę, nagle chrząkał i poważniał tylko po to, by za kilka minut znów zacząć się wygłupiać. 

- Wygrałem. - rzuciłem bez namysłu. Nasze wspólne czytanie nie było żadnymi wyścigami czy innymi zawodami, ale przecież nic się nie stanie, jeśli trochę podroczę się z tatą... 

- Jak to? - zapytał, otwierając szeroko oczy i poruszając gwałtownie skrzydłami. - Przecież ty tylko oglądasz obrazki. To się nie liczy. 

- Tutaj nie było obrazków. 

- I właśnie dlatego tak szybko ją skończyłeś! 

Pokazał mi język, na co odpowiedziałem tym samym. Lubiłem to. Tata potrafił być kochającym rodzicem i wspierać mnie najlepiej jak potrafił, a zaraz potem zachowywał się jak dzieciak i traktował mnie bardziej jak swojego kolegę niż syna. Nie to, że mi to przeszkadzało. Miło było od czasu do czasu przepychać się bez żadnego powodu albo ścigać się do kuchni, kiedy mama pytała, czy ktoś jej pomoże. Nie robiliśmy tego wcześniej, zanim wydarzyło się to wszystko, ale z jakiegoś powodu czułem się tak, jakbyśmy robili to od zawsze. Cóż, bo może robiliśmy, ale wcześniej nie zwróciłem na to takiej uwagi? 

Tata westchnął i pokręcił głową, wracając do czytania, co było dla mnie jasnym znakiem, że jest na mnie "obrażony". To nie moja wina, że nie mógł pogodzić się z przegraną i zaakceptować myśli, że przeczytałem swoją książkę szybciej niż on przeczytał swoją (nawet jeśli ta moja była prawie dwa razy krótsza). 

Zastukałem palcami w stół, a potem wstałem, idąc do kuchni, gdzie była mama. Robiła obiad. Chciałem jej pomóc wcześniej, ale wygoniła mnie, twierdząc, że chce spróbować nowy przepis i nie chce się rozpraszać, a ja będę mógł zrobić coś pysznego na deser, jeśli tak bardzo chcę. Nie przeszkadzał mi ten układ. Przygotowywania większych dań nie opanowałem jeszcze tak dobrze, jak robienia ciastek czy babeczek. Te wychodziły mi najlepiej. Ale teraz nie widziałem przeszkód, by usiąść w kącie kuchni i pochwalić się mamie, że skończyłem czytać kolejną książkę, która była już czwartą z tych przyniesionych przez tatę. 

- Mamo, skoń-- 

Urwałem nagle, zatrzymując się gwałtownie w progu. Zakręciło mi się w głowie, a zapach pieczonego mięsa uderzył mnie w nos o wiele mocniej, niż powinien. Poczułem na sobie zmartwione spojrzenie rodzicielki. 

Znałem to uczucie. Zawroty głowy, wrażliwość na zapachy, dźwięki i kolory, otępienie i uderzenia gorąca. Podłoga zaskrzypiała pod moimi stopami, kiedy przeniosłem ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Ścierka zaszeleściła, kiedy mama odłożyła ją na blat, podchodząc do mnie. Jej zapach był silny, a zwykły, beżowy fartuch nagle zaczął razić mnie w oczy. 

Cofnąłem się mimowolnie, czując, jak ogarnia mnie panika. Te wszystkie uczucia były znajome. Pamiętałem je doskonale, bo przed dwoma miesiącami, tamtego szczególnego dnia, czułem się tak samo. Tak samo słaby, przestraszony i bezbronny, całkowicie podatny na atak Delilah...

To była moja druga ruja. I nie zamierzałem tego ignorować tak, jak to zrobiłem poprzednim razem. 

Ruszyłem biegiem do swojego pokoju, ignorując nawoływania mamy i pytania taty, co się stało. Nie mogłem popełnić drugi raz tego samego błędu. Nie mogłem zignorować swoich objawów. 

Musiałem się schować. 

Schować, schować, schować... 

If I Had A FriendOnde histórias criam vida. Descubra agora