ROZDZIAŁ IV

677 38 56
                                    

~*~

Kolejne dni Grace w firmie Torresa wyglądały przerażająco podobnie. Monotonia zaczęła ją pochłaniać, a zmęczenie nasilało za każdym razem po przekroczeniu Torres Engineering. Nawet nie pamiętała, kiedy była całkowicie wyspana, a wspomnienie ostatniej, porannej matchy wypitej bez pospiechu, stawało się nierealnie odległe.

Kiedy dochodziła 15:30, Grace kończyła porządkować projekty z ostatnich lat. Głowa bolała ją od natłoku informacji, a nazwiska największych inwestorów zaczynały natarczywie uciskać jej umysł. Pół godziny dzieliło ją od skończenia tego koszmarnego dnia.

Zgarnęła trzy segregatory i stanęła przed drzwiami swojego szefa. Jej relacje z Dylanem opierały się na... w sumie to na niczym. On nadal był chłodny, a po ostatnim incydencie odniosła wrażenie, że jeszcze bardziej się zdystansował.

Zapukała do drzwi jego gabinetu, a kiedy usłyszała oschłe ,,Wejść", przekroczyła próg pomieszczenia, od razu ruszając w stronę biurka.

Gabinet, jak się można było domyślić, utrzymany został w stonowanych kolorach. Szarość przeplatała się tu z czernią, tworząc nieco mroczny klimat. Na środku znajdowało się hebanowe, drewniane biurko zajmujące znaczą część pomieszczenia. Po jego prawej stronie została usytuowana skórzana kanapa, której towarzyszem okazał się mały, szklany stolik kawowy. Masywne regały z niezliczoną ilością książek otaczały ją ze wszystkich stron, przez co zaczęła się zastanawiać czy aby na pewno nie ma klaustrofobii. Zwieńczeniem tej całej perfekcji było weneckie okno, ciągnące się od podłogi aż po sam sufit. Za plecami Torresa niczym najpiękniejszy pejzaż, malowała się panorama Bostonu.

Raj dla pedantów i psychopatów pomyślała Grace.

- Przyniosłam posegregowaną dokumentację z dwa tysiące czternastego roku, o którą Pan prosił.

- Połóż ją na biurku - skinął głową na miejsce tuż obok stojącej na biurku srebrnej wagi Temidy, nawet nie uraczając jej spojrzeniem.

Grace pospiesznie wykonała polecenie i stanęła przed jego biurkiem, zakładają dłonie za plecami i lekko przygryzając dolną wargę.

- Coś jeszcze, panno Pierce? - powiedział wyraźnie poirytowany jej obecnością.

- W sumie to tak. Tak sobie pomyślałam... - przerwała, a gdy podniósł wzrok postanowiła kontynuować. - Może mogłabym wyjść dziś odrobinkę wcześniej? Skończyłam już wszystko, co pan kazał mi zrobić więc...

- Zostało pani jeszcze pół godziny pracy - zerknął na zegarek i lekko odchylił się na fotelu. - Dlatego mogłaby pani pójść do archiwum i przynieść mi projekt budowy hotelu Benjamina Cruza z zeszłego roku.

Grace zmrużyła lekko oczy, a fala gniewu, jaka w nią uderzyła, była gorsza od wybuchu bomby atomowej. Boże, jak ona go nie cierpiała. Mimo tego przybrała najbardziej słodki uśmiech na jaki było ją stać i rzekła:

- Oczywiście, pańskie życzenie jest dla mnie rozkazem. - Złożyła przed nim pokłon pogardy, przez co prawie rzucił w nią piórem.

Odwróciła się na pięcie, niczym obrażone dziecko, któremu mama po chwilowej przerwie na napój zabroniła z powrotem wyjść na dwór, i ruszyła w kierunku drzwi.

Dupek.

Po tym jak Grace opuściła gabinet, po raz kolejny jego święty spokój został zakłócony przez dzwoniący telefon. Gdy zobaczył widniejące połączenie na ekranie urządzenia, lekko się uśmiechnął. Ale tylko lekko.

- Hej, myślałam, że nie odbierzesz, a tu taka niespodzianka. Zbyt rzadko się ostatnio widujemy, dlatego muszę przekazać ci to telefonicznie. - Słodki głos Dalii naprawdę złagodził jego ponury nastrój.

between Us | 18+ Zakończone (W trakcie poprawek)Where stories live. Discover now