ROZDZIAŁ XV

548 34 2
                                    

~*~

Dylan nie potrafił skupić swoich myśli na niczym, od momentu powrotu z Barcelony. Nawet praca, w którą tak często uciekł przed swoimi problemami, okazała się tym razem bezskuteczna. Po tym jak Grace odwróciła się od niego i ruszyła prosto do swojego mieszkania, miał ochotę za nią pobiec, chwycić ją za przedramię i przyciągnąć jak najbliżej siebie. Myślał, że zdystansowanie się od niej będzie dobrym pomysłem, jednak nie mógł wyrzucić dziewczyny z głowy. Nie wiedział, co dokładnie działo się między nimi. Nie była to miłość, a więc co takiego? Fascynacja? Zauroczenie? A może pożądanie?

Czymkolwiek to było, stawało się dla niego męczące.

Jak każdego piątego dnia miesiąca, musiał odwiedzić dobrze znane mu miejsce. Zgarnął kluczyki z kuchennego blatu, założył czarny płaszcz i opuścił swój apartament. Zajechał do kwiaciarni, którą odwiedzał już od dobrych pięciu lat.

Przekroczył próg budynku, a dzwonek znajdujący się nad drzwiami, dał znać o jego obecności młodej ekspedientce.

- Dzień dobry. – uraczyła go najmilszym uśmiechem na jaki było ją stać. – Podać to co zawsze?

- Tak poproszę. – odpowiedział i skupił uwagę na kobiecie, która zabrała się za przygotowywanie bukietu.

Czarne róże zostały starannie przycięte przy końcach i owinięte białą wstążką. Kupował je zawsze, gdy tam szedł. Nie dlatego, że były one symbolem smutku czy bólu, lecz dlatego, że ona je kochała. Zawsze zastanawiał się, dlaczego właśnie te konkretne? Przecież czerwone były żywsze. Kojarzyły się z ciepłem i miłością, a ona wybierała właśnie czarne. Podarował je jej na ich pierwszej randce oraz z okazji pierwszej rocznicy. Dawał je jej na przeprosiny i tak bez powodu. Na poprawę humoru i na urodziny. Zawsze. Czarne róże. A teraz kładł je co miesiąc na płycie jej pomnika. Zdało mu się to absurdalnie zabawne jak to, co kochamy za życia, dopada nas nawet po śmierci.

Odebrał bukiet od kobiety, uregulował rachunek i wrócił do samochodu, kierując się prosto w stronę cmentarza. Nie lubił tam przychodzić. Wtedy wyrzuty sumienia zdawały się rosnąć jeszcze bardziej. Co by było, gdyby wtedy ją przeprosił? Albo, gdyby nie wsiadł do tego pierzonego samochodu, albo wybrał inna trasę? Nie mógł się już tego dowiedzieć. Przeszłości nie da się zmienić. Jest ona historią. Może bolesną, może okrutną, ale potrzebną. To ona nas kształtuje. Sprawia, że stajemy się silniejsi. Jednak czasem nie chce nas opuścić, a może to my po prostu nie chcemy pozwolić jej odejść?

Stał naprzeciwko wyrytego w marmurze jej imienia. Blanca. Jego Blanca. Jedyna miłość. Jedyna kobieta. Jego wszystko. Zawsze to czuł, gdy tu przychodził, a jednak tego razu poczuł coś jeszcze. Wstyd. Może zdradę. Czuł, że zbliżając się do Grace, oddala się od Blanci. Ich imiona zestawione obok siebie. Stało się to dla niego nierealne. Były tak różne, a zarazem tak bardzo podobne.

Odgonił te myśli prędko od siebie. Wbił wzrok po raz ostatni w nagrobek i ruszył w drogę powrotną, by wrócić tuza miesiąc po raz kolejny jak zawsze miał to w zwyczaju robić.

***

Grace tymczasem siedziała na kanapie tuż obok Nory zajadając się już drugą, tego wieczora, paczką solonych pistacji. Po tym jak rozpakowała swoje rzeczy i opowiedziała Norze wszystko, co wydarzyło się w Barcelonie, w końcu mogła odsapnąć. Taką miała nadzieję.

- A to gnój. – krzyknęła Nora robiąc już chyba z piętnaste kółko po pokoju. – On jest, kurwa, jakiś spaczony.

- Nie tylko on. – mruknęła Grace wrzucając pistację do ust. Nie trafiła. Przykro mi.

- Co ty gadasz? – kopnęła ją w kostkę. – Najpierw rzuca się na ciebie jak szczeniak z językiem, a potem mówi ci, że to się nie może więcej powtórzyć?! Co on się cofnął do trzeciej klasy liceum?

- Najwidoczniej. – kolejna pistacja wylądowała na podłodze. Grace, nie marnuj pistacji. – Nie rozumiem facetów.

- Bo tych frajerów nie da się zrozumieć. – Grace uśmiechnęła się blado. – Co zamierzasz z tym zrobić?

- A mogę coś z tym zrobić? – uniosła pytająco brew.

- A nie? – posłała jej spojrzenie, które mówiło: ,,więcej niż myślisz". – Musisz się zrewanżować.

- Niby jak? – wyrzuciła ręce w powietrze osuwając się głębiej na kanapie. – On jest moim szefem. Ja idiotką.

- Przestań. – no teraz to jej przywaliła w głowę.

- Auć! – pisnęła. – Hamuj się może trochę, co? – pomasowała dłonią obolałe miejsce.

- Nie możesz mu pokazać, że cię to w jakiś sposób ruszyło. – Grace uniosła w zdziwieniu brwi.

- A ruszyło?

- Na maxa. – Grace, przed Norą nic nie ukryjesz, więc nawet nie próbuj. – Po prostu to z siebie wyrzuć. Przecież wiesz, że cię nie ocenię.

- Po prostu sama nie wiem. – westchnęła. – Wiesz jak się mają u mnie sprawy z facetami. Nigdy się nie angażuję, bo się boję. Przelało się ich trochę przez moje życie. Czasem jakaś randka, może przygodny seks i to tyle. – upiła łyk wina. – A on. Sama nie wiem. Jest moim szefem, ale podoba mi się jak się na mnie wkurza, a ja lubię go denerwować. – uśmiechnęła się na myśl o jego rozwścieczonym spojrzeniu. – Choć, gdy znajduję się blisko niego, mam wrażenie, że się spina. Jakby go coś blokowało.

- Wiesz, że miał narzeczoną? – Grace przeniosła na nią zdziwione spojrzenie. – Rzadko o tym mówi. W sumie to wcale. Dorian się wygadał po pijaku.

- Dorian?

- Dorian. – Grace posłała jej wymowne spojrzenie. – Czasem z nim wyjdę na miasto, ale to nic więcej. Tylko mi tu nie spekuluj. – skarciła ją palcem. - Nie jest takim idiotą na jakiego wyglądał.

- Jasne. – zacisnęła usta w cienką linie. – Cali Torresowie. Namącą w głowie i się zmyją. – westchnęła. – Co z tą jego narzeczoną?

- Podobno zgięła w wypadku. – usta Grace uformowały się w wielkie ,,O" – On prowadził. Jechali na jakiś bankiet, gdy drogę zajechał im pijany typ. Czołówka. Zginęła na miejscu.

- Nie wiedziałam. – szepnęła. – Jakim cudem on przeżył?

- Miał podobno dużo szczęścia. Samochód wjechał bardziej w stronę pasażera, chociaż on też miał duże obrażenia. Leżał w śpiączce przez tydzień.

- Kiedy? – głos jej się załamał. – Kiedy to było?

- Pięć lat temu. – Nora dotknęła ramienia Grace i lekko je potarła. – Nie smuć się przecież to nie twoja wina.

- Wiem, ale to trochę usprawiedliwia jego zachowanie. – spuściła wzrok i zaczęła bawić się palcami. – Obiecuję, że się do niego już nie zbliżę. On nie jest facetem dla mnie, a ja mam już dość załamań nerwowych.

- Dobry wybór. – Nora zamknęła ją w mocnym uściskiem i złożyła na skroni buziaka. – Lepiej nie wchodzić do życia kogoś, kto jest rozpierdolony od wewnątrz.

- Racja. – pogłaskała Norę po dłoni i dodała: - Muszę trzymać się od niego jak najdalej, zanim rozpierdoli i mnie.

Tkwiły w sowim uścisku jeszcze dobre kilka minut. Tego wieczora były aż nadto spokojne. Włączyły jakiś film akcji, ale zarówno jedna jak i druga odpłynęły w swoich myślach. Bracia Torres naprawdę potrafili wejść w umysł człowieka bardzo głęboko. Grace nie zamierzała pakować się z butami do życia Dylana, bo w nim nie było dla niej miejsca.

Obiecałam, więc wstawiam rozdział. Taki mały bonus. Jak mówiłam jest krótki, ale on musi taki być 🤍
Trochę smutny, ale ta historia jest lekko poplątana.

Miłego czytania.

between Us | 18+ Zakończone (W trakcie poprawek)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz