NIE MA WYJŚCIA

22 7 5
                                    


Jechaliśmy w milczeniu kilka godzin. Niebo podzieliło się na pół, słońce znikało za horyzontem ustępując miejsca ciemności w której wszystko można ukryć, pogrzebać i zapomnieć. W końcu zatrzymaliśmy się przed wielką, kutą z żelaza bramą. Otwierając się z głośnym piskiem ukazała nam polną drogę otoczoną po obu stronach wielkimi drzewami. Prowadziła w głąb lasu. Jechaliśmy tak kilkanaście minut, w mroku i zupełnej ciszy. Na końcu drogi znajdował się wielki dom. Nie to nie był dom, to był pałac! Mnogość oświeconych okien osadzonych w szarej kamiennej elewacji zdradzały jego wielkość. Cztery boki budowli wieńczyły wysokie wieżyczki. Siedem kamiennych schodów prowadziło do potężnych drewnianych drzwi. Wyryte na nich obrazy zamazywały się w ciemności. Gdy stanęliśmy przed nimi bezzwłocznie oba skrzydła otworzyły się na oścież. Weszliśmy do holu, którego ściany były obłożone szarym kamieniem tak jak zewnętrzne. Wisiały na nich portrety, mężczyzn i kobiet z różnych epok. Ciemnozielony dywan rozścielał się od wejścia i ciągnął aż na sam szczyt schodów które znajdowały się naprzeciw. Victor złapał mnie pod ramię i poprowadził na lewo do korytarza w którym znajdowały się drzwi do kolejnych pokoi. Było ich dokładnie siedem a nad każdym skrzydłem zawieszona była ogromna kamienna figura przedstawiająca kolejno piramidę, młot, dłuto, węgielnicę, kompas, sowę i oko. Cholerne szeroko otwarte oko! Zatrzymaliśmy się i drzwi opatrzone młotem z rykiem otworzyły się na oścież. W kominku, który znajdował się na wprost wejścia paliło się drewno oświetlając pokój przyjemną poświatą. Przed paleniskiem stały dwa fotele, tuż za nimi po lewej stronie było łóżko, od wezgłowia po sam koniec obłożone dekoracyjnymi poduszkami. Po prawej stronie znajdowały się drzwi do łazienki oraz wielka drewniana szafa. Stałam tak na środku starając się zrozumieć co się dzieje. Victor uśmiechnął się i wyszeptał.
- Witaj w domu- poczym wyszedł wpuszczając do środka dwie kobiety ubrane w ciemne sukienki sięgające kolan. Jak się po chwili okazało służące. Szok w jakim mnie zostawił sprawił, że chwilę zajęło mi zorientowanie się, że kobiety przygotowują mi kąpiel a na łóżku znajduje się rozłożona przez jedną z nich piękna czerwona ,koronkowa suknia. Podbiegłam do drzwi, były zamknięte.
- Pani Natalio, Pan Victor prosił aby pomóc się Pani przygotować na raut, który organizuje. Woda ma idealną temperaturę, jeśli Pani sobie życzy pomożemy przy kąpieli.
- Co?! Jak stąd wyjść?! Możesz otworzyć drzwi?!- złapałam jedną z kobiet za dłoń i pociągnęłam w kierunku sporego kawałka drewna dzielącego mnie od wolności. Jednak służąca stanowczo pokręciła głową.
- Proszę Pani! Pan Victor dał nam jasne instrukcje, jeśli nie zechce Pani po dobroci wykonać Jego poleceń możemy użyć przymusu... siły znaczy się.- wskazała ręka w kierunku łazienki. Na palcu miała sygnet, który utwierdził mnie w tym, że sytuacja jest przegrana.
- Nie potrzebuję pomocy- zrezygnowana rozebrałam się i zanurzyłam w idealnie ciepłej wodzie. Nie wiedziałam co mnie czeka, to co powiedział wskazywało na to że był to jego dom. Nic się nie zgadzało ale to było już normalne. Momentami miałam wrażenie, że stoję obok, oglądam moje życie jak film, który jest zagmatwany, niezrozumiały i niebezpieczny.
- Proszę Pani!- z zamysłu wyrwał mnie głos jednej z kobiet.- musimy się pospieszyć, przyjęcie zaczyna się za pół godziny!- niechętnie opuściłam wannę i przy pomocy służących ubrałam suknię. Czerwona, koronka ciasno oplatała ciało, była jednak niezwykle przyjemna, delikatna. W newralgicznych miejscach znajdowały się przyciemnienia z materiału, dekolt był naprawdę głęboki jednak nie ordynarny. Jedna ze służących, Kornelia zajęła się włosami, delikatnie rozczesała i pokręciła na lokówce, tworząc niesymetryczne fale. Druga, Sonia zajęła się makijażem.
- Zrobimy mocny, wieczorowy, ma Pani ciemne oczy więc pogłębimy spojrzenie, zrobimy że będzie jeszcze mroczniejsze dobrze?- wzruszyłam ramionami dając tym przyzwolenie. Kiedy w końcu stanęłam przed lustrem aby móc ocenić końcowy efekt, po raz pierwszy od kilku dni się uśmiechnęłam, jednak był to ułamek sekundy, niezauważalny. Cały czas jakiś głos w głowie mówił mi że podzielę los dziewczyny z nagrania, że bębny znów rozebrzmieją i tym razem nie będzie błogosławieństwa niepamięci. Sonia podała mi swoją dłoń i razem ruszyłyśmy korytarzem, który znajdował się po prawej stronie schodów. Po tej stronie również znajdowały się drzwi, opatrzone takimi samymi cokołami, tutaj jednak siódme drzwi pod rzeźbą otwartego oka, prowadziły do wielkiej okrągłej sali. To była jedna z wież. Okrągły stół otaczał cały pokój, na zewnątrz okręgu znajdowały się krzesła. Kilka stopni prowadziło do stołu, który nad tym kołem górował, trzy spore drewniane krzesła zdradzały, że jednak są równiejsi pośród równych. Strop pokoju wieńczył spiczasty dach wieży. Z samej góry, na kilkumetrowym łańcuchu zwisał potężny żyrandol, na którym zamiast żarówek paliły się woskowe świece. Sonia zaprowadziła mnie na wcześniej przygotowane dla mnie miejsce. Kiedy usiadłam podała mi koronkową czerwoną maskę, którą bez namysłu założyłam. Uznałam, że to całkiem dobry pomysł, nie wiedziałam kto będzie na tym przyjęciu, a kawałek plastiku zakrywający większość twarzy dawał skrawki anonimowości.

LOŻA:  WSTĄPIENIEWhere stories live. Discover now