DLA CIEBIE NA SAMO DNO

19 6 4
                                    

    Vanessa krzyczała, machając rękami w powietrzu. Burza czerwonych włosów niczym płomienie okalała wściekłą twarz. Adresatem tej furii była Sonia. Dziewczyna stała ze spuszczoną głową a z jej oczu płynęły łzy.

- Co się dzieje?- w tym momencie Vanessa odwróciła się ukazując mi wielką czerwoną plamę na błękitnej sukience.

- Natalia? Dobrze pamiętam?- uśmiechnęła się pod nosem- macie tragiczną służbę! Oblała mnie, tylko zobacz jak to wygląda!- próbowała zetrzeć plamę- Dawniej za takie coś co najmniej byś wyleciała! Zresztą, porozmawiam z Victorem! Kto to widział żeby takie niewyszkolone dziewuszysko pętało się po domu!

- Ja bym raczej zapytała kto o dziesiątej rano pije wino Nessa, wiesz że to się leczy, prawda?- uśmiechnęłam się co zirytowało ją jeszcze bardziej. Gdy już miała coś powiedzieć nadszedł On. Nie było widać po nim zmęczenia, zapach cedru i trawy wypełnił hol.

- Już jesteś!- podszedł do niej całując w policzek- co się stało?- spojrzał na plamę.

- Jak to co?! Oblała mnie winem!- skwitowała.

- To nic Nessa masz całą garderobę w sypialni, przebierz się i wracaj, mamy ważniejsze sprawy niż plamy.- dopiero gdy zniknęli z pola widzenia dotarło do mnie co właśnie się wydarzyło. Przez cały ten cholerny czas ubierałam się w ciuchy, które należały do Vanessy! Spojrzałam na Sonię która w lot zrozumiała o co mi chodzi.

- Myślałam że wiesz.

- A ja myślałam że kupił je dla mnie! W końcu przywiózł mnie tu z jedną torbą... to też jest jej?- wskazałam na bluzę którą miałam na sobie.

- Wszystko co jest w szafie...

- Boże!- poczułam zażenowanie jakie ciężko jest opisać- pomóż mi błagam!- złapałam Sonię za dłoń- masz tu jakieś ciuchy? Cokolwiek!

- Mam ale...

- Błagam!- Po tych słowach dziewczyna zabrała mnie do siebie, niewielki ale śliczny pokój znajdował się w części dla obsługi domu. W szafie znalazła jeansy i T-shirt.

- Są w miarę nowe- uśmiechnęła się- powinny pasować.- spojrzałam z wdzięcznością na moją wybawicielkę. Gdy się przebrałam poczułam się znów jak na początku, nic nie wartą zabawką. Czy kiedy ubierałam szmaty tej baby on widział mnie czy oczyma wyobraźni stawała przed nim ruda wiedźma?!

- Wiesz dlaczego tu przyjechała?

- Nie, Arcy Mistrz Lut ją dziś przywiózł.

- Chyba domyślam się o co chodzi- pospiesznie związałam włosy w niedbały kok i ruszyłam przed siebie gotowa dowiedzieć się czy moje przypuszczenia są słuszne. Gdy znalazłam się w holu Lut zapiszczał.

- Nat dziecko! Szukałem Cię, chodź musimy porozmawiać!- złapał mnie pod ramię i razem weszliśmy do Sali. Stali tam w objęciu całując się namiętnie jakby świat dookoła nie istniał. Wszystko wirowało, jeśli jest możliwe usłyszeć jak serce rozpada się na milion kawałków to właśnie teraz ten dźwięk mnie ogłuszył. Stałam tak patrząc w podłogę gdy Lut subtelnie próbował odchrząknąć.

- Na litość boską!- zaśmiał się- wystarczy! Po zebraniu możecie kontynuować, teraz praca!- szturchnął mnie- krew nie morze!

- Nie Lut- wyszeptałam- krew nie woda.

- A tak!

- Och wybaczcie nie wiedzieliśmy że już ktoś wszedł.- jej kpiący wzrok czułam zanim jeszcze podniosłam głowę. Victor stał niewzruszony z rękami w kieszeni. Jakby to wszystko było zupełnie kurwa normalne!

LOŻA:  WSTĄPIENIEWhere stories live. Discover now