•<PARYŻ,FAKTY I DECYZJE>•

6 2 0
                                    

-Prosimy o następujące czynności: zapięcie pasów, włączenie trybu samolotowego w urządzeniach elektronicznych. Dziękujemy, startujemy za dziesięć minut - powiedziała stewardessa.
Za siedem godzin będę w Paryżu i spotkam swoich prawdziwych rodziców! Tylko chwila... Jak ja ich odnajdę? Czy będą chcieli ze mną rozmawiać? A jeśli nie? Czy oni mnie w ogóle pamiętają?!
-Harry... Jak my ich znajdziemy? - spytałam.
-Dopiero teraz o tym myślisz? Serio? - przewróciłam oczami - Wiem już gdzie mieszkają. Spokojnie... - dodał po chwili - Możesz przekazać to ,,spokojnie" Maggie - zaśmiał się cicho.
O Boże! Maggie no tak! Zapomniałam!
-Maggie - dotknęłam jej ramienia - jak tam?
-Jak: jak tam? A jak myślisz? Siedem godzin lotu, a ja panicznie się boje!
-Maggie. Jeszcze możesz wysiąść.
-Co? Nie! Nie będę robić zamieszania, a poza tym nie zostawię cię samej.
-Doceniam to, ale ty zaraz dostaniesz palpitacji serca...
-Nie! - zaprzeczyła stanowczo.
-Dobrze, a więc weź gumę i jak już będziemy po fazie startu pójdziesz spać, zrozumiano?
-Dlaczego spać?
-Spałaś parę godzin - jesteś zmęczona.
-Myhym.
<•><•><•>
Idąc do wyjścia potknęłam się parę razy i oczywiście w porę Harry mnie łapał. Niby parę metrów, ale jak dla mnie to był kilometr. Szliśmy i szliśmy i w końcu zauważyłam niebo. Wybiegłam z samolotu i stanęłam trochę z boku. Podniosłam głowę. Może i trochę przesadzam, ale ja kocham ten widok - tak wiem to było tylko... nie wróć - aż siedem godzin!
Jestem w Francji... w Paryżu! Ojej! Marzenie się spełniło!
Poczułam czyiś dotyk na ramieniu i się wzdrygnęłam.
-Nie widziałaś nieba czy co? - usłyszałam głos Harry'ego.
-No widziałam, ale nie paryskie - zażartowałam.
-Och... Bree. - westchnął - Chodź.
Poszłam za nim, a obok mnie Maggie. Po chwili spaceru mój wampir zaczął tłumaczyć:
-Jak wyjdziemy z lotniska zadzwonimy po TAXI. Pojedziemy pod dom lub firmę państwa Leroy... Zaczepimy ich i poprosimy o nocleg. - spojrzałam pytającym wzrokiem na niego, a gdy Harry zobaczył ten wzrok wytłumaczył mi - Na pewno się zgodzą, ponieważ jeszcze miesiąc temu wypożyczali swoje mieszkanie turystom. Poznamy się jako tako i wychwicimy odpowiedni moment na ogłoszenie, że ty Bree jesteś ich córką. Rozumiecie? - ja i Maggie skinęłyśmy głowami - Dobrze, a powiedz nam Maggie jak minął ci lot? Dobrze się spało?
No tak! Maggie... Lot!
-A więc start był gorszy niż lądowanie chociaż przy tym drugim martwiłam i modliłam się o swoje życie, a przy starcie nie czułam się komfortowo fizycznie. To pójście spać było dobrym pomysłem, dzięki Bree. - uśmiechnęła się do mnie, a ja to odwazjemniłam.
<•><•><•>
Po odebraniu bagażu i tym podobne* udaliśmy się do wyjścia.
-Harry dzwonisz czy nie?! - zapytała Maggie.
-Nie moja wina, że zasięg jest do kitu! - odpowiedział jej.
Stałam obok nich powstrzymując śmiech, bo ta wymiana zdań trwa od dobrych paru minut.
-Dawaj ten telefon! - krzyknęła.
-Masz swój!
-Jest rozładowany!
-Przykro mi! Nie dam ci swojego! - Maggie patrzyła na Harry'ego jak by chciała go zabić.
-A dlaczego nie? - na jej twrazy pojawił się uśmieszek. Harry poszedł do niej i podał jej telefon - Dzięku... Wyłączyłeś go!
-Chciałaś to masz.
-Od blokuj! - Harry się krótko zaśmiał i pokiwał głową - Bree! Ty napewno znasz kod!
-Co? Nie! - nawet jego telefonu w rękach nie miałam dodałam w myślach.
-Ona nawet go w rękach nie miała! - krzyknął. Albo wiedział co myślałam albo sam z siebie o tym powiedział. Chciałam o tym wspomnieć, ale się nie zdecydowałam.
-Jesteście parą!
-I co?! - teraz to ja się włączyłam do rozmowy.
-Nie znam pary, która nie trzymała swoich telefonów! Znaczy teraz już znam!
-Przypominam, że nie jesteśmy zwykłą parą - wspomniał Harry.
-No właśnie! Skoro macie taki problem z tym, żeby zadzwonić to ja to zrobię.
Wybrałam numer taxi i kliknęłam zieloną słuchawkę.
-Dzień dobry. Poproszę pod lotnisko numer 2 w Paryżu - oznajmiłam.
-Ach... Dobrze. Będę za dwie minuty.
Rozłączyłam się i po chwili dostałam wiadomość z informacjami o samochodzie, który pod nas przyjedzie.
-Nie ma zasięgu? A jak się udało to zrobić Bree? - zapytała Maggie. No nie! Znowu zaczynaj! - pomyślałam.
-Harry nie odpowiadaj jej, Maggie nic już nie mów. Koniec. Za chwilę będzie taxi.
<•><•><•>
Zatrzymaliśmy się pod nie dużym budunkiem pod nazwą: ,,Café et livres". Ściany były beżowo-szare do przezroczystych drzwi na środku budynku prowadziły trzystopniowe schody, po obu stronach drzwi były okna. Z podziwiania firmy rodziców wyrwał mnie głos Maggie. ( Wszyscy mówiliśmy dobrze po francusku, ponieważ nasza szkoła bardzo jest przewrażliwiona na punkcie tego języku )
-Bardzo dziękujęmy, ile to będzie?
-7€ - odpowiedział kierowca.
-Jasne... - Maggie podała mu pieniądze - Do widzenia.
Wyszliśmy. Stanęłam przed schodkami.
-Chodź. Ja się tym zajmę. Mówcie dzień dobry, albo odpowiadajcie na pytania. I ani słowa o naszym planie - rozkazał Harry.
Weszłam pierwsza i poczułam zapach kawy oraz ciasta. Wnętrze oddawało vibe ,,dark academic". Po lewo były stoliki, krzesła i tym podobne, a po prawo była mała biblioteka z fotelami i małymi stolikami. Prosto była lada z kasą menu i jedzeniem, a za nią mini kuchnia.
Zauważyłam, że Harry idzie w stronę lady więc poszłam za nim.
-Dzień dobry - odparł Harry. Pani Lorey - moja mama uśmiechnęła się do niego i rzekła:
-Dobry dobry. Co potrzeba? - miała bardzo przyjemny i trochę piskliwy głos.
-Czy państwo nadal wypożyczają mieszkania? - zapytał Harry.
-Ach, no już nie, a-ale możemy zrobić wyjątek. - odwróciła się w stronę mężczyzny - Prawda skarbie?
Mężczyzna odchrząknął i odpowiedział:
-No dobrze... Tylko my nie mamy gdzie się podziać.
-Mamy 3 sypialnie. - kobieta na chwilę się zamyśliła - Jeśli wam nie przeszkadza to czy my możemy zostać w mieszkaniu?
-Och tak, oczywiście! - rzekłam i od razu pożałowałam. Harry na mnie spojrzał jakby chciał mnie zabić, ale przecież nam o to chodziło nieprawdaż?
-To tak - możecie zostawić bagaże tutaj i pozwiedzać? Przyjść o dziewiętnastej, bo wtedy zamykamy i pójdziecie z nami. Pasuje wam?
Logiczne, że tak! - odpowiedziałam w myślach. Mój ukochany chyba zauważył - albo wyczuł z myśli - jak brzmi moja odpowiedź.
-Jasne - uśmiechnął się.
-No i pięknie... - pani Lorey wbiła we mnie wzrok i po paru sekundach rzekła - Czy my się znamy?
Zamarłam. Co ja miałam odpowiedzieć?
-Eee no nie wiem? Już raz byłam w Paryżu, ale to dawno temu... - zaśmiałam się nerwowo.
-A jednak skądś cię kojarzę. - zwróciła się do męża - A ty kochanie?
-Tak też co niecoś kojarzę.
Wtrąciła się Maggie:
-Może tak może nie... Bree, Harry idziemy. Do widzenia - zaczęła iść w stronę wyjścia. Ja i Harry również się pożegnaliśmy, ale zanim wyszłam usłyszałam moją matkę:
-Bree? Bree! Tak ma lub miała nasza córka... Ciekawe czy żyje i jak wygląda jej życie.
Stanęłam. Musiałam przetworzyć słowa, które usłyszałam. Harry złapał mnie za dłoń i pociągnął do siebie. Szłam, ale nie zdawałam sobie w tamtej chwili z tego sprawę. To małżeństwo na prawdę są moimi rodzicami... Pamiętają o mnie. To chyba dobrze? Nagle strasznie zapragnęłam wiedzieć dlaczego. Dlaczego mnie oddali? Już wcześniej byłam ciekawa, ale...ale teraz? Jejku jak ja tego pragnęłam!
-Nie rozumiem! Dlaczego nie możemy od razu powiedzieć, że to ja jestem ich córką?! Przecież słyszałeś nawet lepiej ode mnie, że podejrzewają to! Powiedz mi dlaczego? Wróćmy i powiedzmy. Błagam!
-Bree... Im się wydaje, że umarłaś. Ale nie tracą nadziei, że żyjesz.
Nic z tego nie rozumiałam.
-Że co? Nie tracą nadziei?
-Twój ojciec cały czas rozmyślał o tobie przez nasz pobyt w ich kawiarni. Oni cię kochają! Rozumiesz? Nie wiem dlaczego cię oddali, ale musieli mieć jakiś powód. Bree.
-Kochają? - wyręczyła mnie Maggie, bo ja nic nie umiałam powiedzieć.
Wtedy jeszcze bardziej zapragnęłam poznać prawdę... Westchnęłam. Skoro mnie kochają to nie widzę powodów, aby im nie powiedzieć. Powtórzyłam to, ale tym razem na głos.
-Skoro mnie kochają to nie widzę powodów, aby im nie powiedzieć.
-Bree, ale ja widzę - odpowiedział Harry.
-To proszę bardzo! Mów! - najwidoczniej Maggie popierała moje zdanie. Uśmiechnęłam się do niej, a ona otuliła mnie ramieniem.
-Nie możemy przyjść do nich i powiedzieć: „Dzień dobry tu jest wasza córka, którą oddaliście.”.
-Bo co? - zapytałyśmy w tym samym czasie.
-Za duży szok.
-Kiedy zamierzasz im powiedzieć? - zapytałam.
-Za dwa dni.
On sobie żartuje?! Ja nie dam rady!
Zamiast iść prosto w stronę wieży Eiffla - odwróciłam się w stronę firmy moich rodziców i poszłam.
-A ty gdzie? - zapytał Harry. Zamiast odpowiedzieć przyspieszyłam kroku.
Po paru krokach znalazłam się w kawiarni. Szłam prosto do lady.
-Witaj ponownie, co byś chciała wiedzieć? - za ladą był tylko ojciec.
Co ja bym chciała wiedzieć? Może dlaczego mnie oddali?!
-Może i za duży szok, ale ja jestem pańską c ó r k ą. - tata stał jakby już o tym wiedział, ale nic nie mówił - Bym chciała wiedzieć może dlaczego mnie oddaliście?
-Pytania później - rzekł.
-Dlaczego? Czekałam już zbyt długo!
Za ladą znalazła się moja mama.
-Co się stało? Na co czekałaś? - zapytała.
-Na prawdę! Mamo! Na prawdę! - wszyscy klienci się na mnie gapili, lecz się tym nie przejęłam.
-Jak mnie nazwałaś? - oczy się jej zaszkliły.
-Jesteś moją matką! Chcę wiedzieć czemu... czemu to zrobiliście?! - usłyszałam głosy Harry'ego i Maggie za sobą. O czymś rozmawiali, ale się nie skupiłam.
-A-Ale...jak? Jak ty przeżyłaś? - poleciała z jej oka pierwsza łza - Gabriel! Jak mogłeś? Powinieneś jej wszystko wytłumaczyć! Bree... miałaś poważną chorobę, a nas nie było stać na leczenie, ale przeżyłaś! Jak się cieszę! - wyszła za lady i mnie przytuliła - Opowiedz o sobie, proszę.
-Jasne tylko chwila. - odwróciłam się do Harry'ego - A nie mówiłam?! Po co chciałeś czekać dwa dni?
-Mam swoje powody - przewrócił oczami i ja również.
-No dobrze to tak Gabriel zajmiesz się pracą, a my usiądziemy przy którymś stoliku, dobrze? - to: ,,dobrze?” chyba było skierowane do mnie więc skinęłam głową.
Usiedliśmy w zagłębieniu lokalu, żeby jak najmniej osób nas słyszało.
-No to opowiadaj - zachęciła mnie moja mama.
-No to tak.... Mieszkam w Stanach Zjednoczonych, chodzę do szkoły moi... opiekunowie prawni nie żyją, bo moja stuknięta była przyjaciółka ich zabiła.
Maggie - wskazałam dłonią na nią - jest moją najlepszą przyjaciółką, a Harry - teraz wskazałam na niego - to mój - zrobiłam pauzę - chłopak.
-Dlaczego się zawachałaś? - spytała.
-Bo no nie przepadam za określeniem ,, chłopak ”. Ale jesteśmy w związku.
-Twoja przyjaciółka zabiła twoich opiekunów?
-No tak jakby tak... Była zazdrosna o Harry'ego i chciała zepsuć mi życie. Najpierw zabiła oj...- nie wiedziałam czy mogę użyć słowa ,, ojciec ” więc spojrzałam na mamę i pokiwała głową, że mogę - ojca samochodem, a później podpaliła mój dom... Znaczy najpierw zabiła moją matkę i później podpaliła, ale mi się udało uciec. Po jakimś czasie policja przyszła i powiadomiła mnie o tym, że byłam adoptowana. Gdy się o tym dowiedziałam chciałam was od razu poznać i tak dalej, a zawsze marzyłam, aby zwiedzić Paryż i okazało się, że się w nim urodziłam!
-No nie powiem... Dużo cię spotkało. Nic nie wiedziałaś o swojej chorobie?
-Nie.
-To teraz ja ci opowiem o tobie. Gdy zaszłam w ciążę byłam w siódmym niebie! Parę dni po narodzinach zachorowałaś, a nas nie było stać na leczenie więc postanowiliśmy cię oddać. Nie do domu dziecka tylko powiedzieliśmy specjalistom jasno, że mają cię dać do bogatszej i dobrej rodziny. I jak widzisz udało się ciebie wyleczyć. Modliłam się codziennie o twoje zdrowie i żebyśmy się jeszcze kiedyś spotkały! Jak widać podziałało. A powiedz ile ty masz teraz lat?
-Siedemnaście, niedługo osiemnastkę.
Mama patrzyła z niedowierzaniem.
-Już tyle minęło? - zadała pytanie retoryczne - Planujesz wrócić do Stanów czy zostać tutaj?
To było pytanie na, które odpowiedź musiałam kilkanaście razy przemyśleć.
-Jeszcze nie wiem. Muszę to przemyśleć.
-Jasne rozumiem. To dla ciebie pewnie nowość i szok. - Harry prychnął - Czemu cię to śmieszy?
-Pani Lorey ta dziewczyna ma bardzo dziwny tok myślenia i szokujące lub niecodzienne wiadomości przeżywa parę minut albo i krócej. Gdy jej powiedziałem, że jest adoptowana najpierw zapytała w jakim kraju pani mieszka, a chwilę później zażądała lot tutaj bez chwili namysłu. Albo jak się dowiedziała, że to jej przyjaciółka zabiła jej rodziców też się tym nie przejęła tylko powiedziała:
,,No co? Psychopatka.”! Jeszcze było parę sytuacji, ale to nie ważne.
-Bree? - spojrzała na mnie - Pierwsze co zrobiłaś to zażądałaś poznania nas?
-No tak. Mówiłam już.
-Ach tak przepraszam. No to miło mi kochanie. - po chwili dodała - Jeśli mogę tak mówić oczywiście.
-Tak jasne.
-A i nie przejmuj się tatą. Pogadam z nim, a teraz idź zwiedzaj swoje wymarzone miasto!
Podeszła do mnie i mnie przytuliła. Poszła do męża.
A ja zwróciłam się do moich znajomych.
-Nie wiem czy powinnam zostać. Nie chcę was zostawiać, ale z drugiej strony chcę być z rodzicami - spojrzałam najpierw na Maggie.
-Kochana... Wiem, że nie chcesz się rozdzielać - tak jak ja. Lecz ja wrócę do domu, a Harry pewnie by z tobą został nawet na drugim końcu świata. Najważniejsze żebyś była szczęśliwa! - pocałowała mnie w policzek.
-WOW. Maggie masz rację. - moja przyjaciółka skarciła go wzrokiem, a ja się powiedziałam: Błagam was! Nie teraz! - Ale ty wiesz jak ja to kocham! - przewróciłam oczami. Widziałam, że Harry chce mnie pocałować, ale powiedziałam: Nie, Harry. Nie teraz. Nie tu. - Maggie ma rację zostanę tu jeśli ty tu zostaniesz, a jak byś wróciła do USA to ja też.
Harry'ego mam z głowy bo gdziekolwiek nie pójdę on będzie moim cieniem. Ale Maggie... Ja tak bardzo nie chcę jej zostawiać! Ale też chcę zostać z rodzicami! Opadłam na krzesło i położyłam głowę na stoliku. Poczułam ciepły i zimny dotyk na obu ramionach.
-Nie wiem co robić! Maggie ja chce być blisko ciebie! Ale nie chcę zostawiać rodziców! - powiedziałam.
-Zostanę do Wigilii jeśli to nie będzie problem twoich rodziców. Jestem teraz w Francji więc teoretycznie jestem pełnoletnia.
-Nie chcę żebyś miała problemy z nauką lub rodzicami.
-Bree na razie się tym nie przejmujmy. Wstępnie jesteśmy tu na tydzień. Zwiedzimy Paryż! Chodź, będzie super!
Spojrzałam na Maggie, która się uśmiechała, a potem na Harry'ego, który patrzył na mnie po prostu patrzył i powoli pocierał mi prawe ramię, aby dodać mi otuchy.
-Dobrze - wymamrotałam i wstałam z krzesła.
<•><•><•>
*nie pamiętam co robi się na lotnisku

Chyba nie żyjeszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz