Rozdział 1 cz. 1

76 51 10
                                    

Już na drugim roku studiów sekretariat mi podziękował. Skinąłem głową miłej pani sekretarce za rozwiązanie mojego problemu z zabijającym mnie marazmem, podczas zajęć.

Pod koniec mojej kariery na Jagiellońskim, pojawiałem się na nich rzadziej. Częściej widziano mnie w klubach i w barze.

Przez resztę roku dorabiałem jako barman, a gdy nareszcie ukończyłem dwadzieścia jeden lat - odważyłem się na licencję detektywistyczną, którą spokojnie mogłaby zdać nawet pijany pantofelek.

Pewnie dlatego moi rodzice patrząc mi głęboko w oczy, jakby w duszę, powiedzieli, że się mnie wstydzą.

Obraz ich rozczarowanych twarzy nawiedzał mnie jeszcze przez wiele miesięcy. Teraz już tylko sporadycznie, zwykle gdy utrzymywałem więcej niż tydzień trzeźwości i życie zaczynało mnie męczyć.

Zostałem w Krakowie, z czasem znajdując wygodną posadę w Prywatnej Agencji Detektywistycznej.

Wiedzie mi się dobrze mamo. Bozia zdrówka dała, tak jak prosiłaś z tatą podczas wieczornych pacierzy, gdy była jeszcze nadzieja, że będzie mieli kim się pochwalić przed wpływowymi znajomymi.

Szybkim tempem, by nie wdychać zapachu octu, który unosił się w korytarzach, udawałem się w kierunku mojego biura.

Szczędzą na środkach czystości do tego stopnia, że jestem bliski zaproponowania pomocy finansowej, byle by nie musieć dalej wdychać tego smrodu, szczególnie gdy jestem delikatnie 'wczorajszy'.

Kiedyś było tu dobrze prosperujące liceum, jak to przystało na poziom drugiego największego miasta w Polsce.

Dzieciaki z małego miasteczka, w którym się wychowałem, mogłyby tylko pomarzyć o wyborze szkół tutejszych bananowych nastolatków.

Pare lat temu liceum zostało przeniesione, a średniej klasy budynek wykupił bogaty, wielokrotnie oskarżony w mediach o korupcje, pan prokurator - Marcin Barakowski.

Chociaż miał węża w kieszeni, lubiłem tego staruszka i zawdzięczałem mu pracę.

- Lucek! e! Zaczekaj!

Zatrzymałem się w połowie drogi biorąc głęboki wdech i przetrzymując powietrze w płucach, na tyle, ile kondycja mi pozwoliła.

Moje przemyślenia zostały przerwane na rzecz oddania atencji grubaskowi, najwyraźniej spieszącego się w moim kierunku.

Odruchowo ustąpiłem na bok, gdyby miał za bardzo się rozpędzić i potoczyć prosto pod moje nogi.

- W czym mogę panu pomoc, panie... Panie Adrianie.

Adrian, Adrian, Adrian... Przykładzie właśnie takiego bananowego dzieciaka z Krakowa. Chociaż zostałeś wychowany w konserwatywnej rodzinie, byłeś kompletnym oblechem.

Współczuć każdej pracownicy Agencji, która musi cię widywać na korytarzach, a chociaż do pobożnych nie należę, dopomóż słodka Pani Maryjo swoim córkom, które muszą z nim rozmawiać!

Mężczyzna poprawił koszule, która ledwo się na nim trzymała. Od razu zwróciłem uwagę na tłuste plamki po niesprecyzowanym posiłku. No to śniadanie też już mam z głowy.

Próbowałem powstrzymać odruch wymiotny.

- Mamy nowe zlecenie.

Czemu wyglądał na zadowolonego? Przecież zawsze robił wszystko na ostatni moment lub oddawał raporty mojej Filii, by ta odwaliła kawał pracy za niego.

- Mhm... - Pokiwałem głową udając z grzeczności zainteresowanie. Jednak gładząc żuchwę bardziej skupiłem się na tym, że znowu zapomniałem się ogolić.

- Zniknięcie. - Niestety, konynuował. - Szesnastka z okolic Chojnowa.

- Chojnów? - potarłem twarz nie dowierzając, że życie tak mocno uwielbia podkładać mi świnie pod nogi.

Moja irytajcja zmieniła się we frustrację. Brak kofeiny i nikotyny w organizmie nie poprawiał sytuacji.

- Tak, wie Pan... chociaż?... pewnie nie. To zadupie. Sam musiałem sprawdzić na internecie. Dolnośląskie...

- Wiem, gdzie to jest. - urwałem nim grubasek powiedział cokolwiek więcej. Teraz smród octu był jednocześnie przeplatany zapachem potu, przypominającego zgniłą cebulę. - Rodzinne strony.... Znaczy, nie Chojnów, okolice.

- Super! To szybko to ogarniesz, e?

- Szef już uzgodnił, kto ma się tym zająć?

- A jak myślisz? Marcinek traktuje cię jak pierwotnego. Jak pupilka. - Ups, gubisz maskę przyjacielu. Może gdybyś wziął się do roboty, nie musiałbyś być zazdrosny. - To było oczywiste, że wybierze ciebie do tej sprawy.

Pokiwałem głową nie dodając nic od siebie.

- Widziałeś Filomene? - Odruch wymiotny jeszcze bardziej we mnie uderzył, gdy grubas śmiał wypowiedzieć imię mojej asystentki. - Mam do niej... - potarł dłońmi, a jego policzki zaczęły się czerwienić. - sprawę na osobności.

Podszedłem bliżej, nawet obrzydzenie, które do niego czułem, nie mogło go uchronić.

- Słuchaj no, Adrianie. - położyłem mu dłoń na ramieniu głęboko patrząc w jego małe krecie oczka. - Nie umiesz zająć się własną pracą? Czy myślisz, że nie widzę, jak się podniecasz na widok Filomeny? W życiu, ale to w życiu nie pozwolił bym ci porozmawiać z nią na osobności.

Ścisnąłem jego ramię, ale grubasek w odpowiedzi tylko się zaśmiał.

O ty gnoju.


- Ja po prostu robię z niej... Pożytek. Jako kobieta, pewnie czuje się bardziej dowartościowana, dzięki mnie.

Nóż zaczął mi się w kieszeni otwierać, chociaż nie mogłem dać się spróbować, nie byłem już gówniarzem. Zabrałem dłoń z jego ramienia i wytarłem ją o swoje spodnie, uważając by nie zauważył.

- Masz rację, poniosło mnie. Co powiesz na piwko w ramach przeprosin?

Czarna Morwa || (Szybko Pisane)Where stories live. Discover now