Rozdział 33.

394 49 4
                                    

Rey

Otworzyłam oczy, czując rozsadzający ból czaszki. Oznaczało to, że rozpoczęłam spotkanie pierwszego stopnia z kacem mordercą.

Dopiero po chwili dotarło do mnie, że nie znajdowałam się we własnym łóżku. Jasne wnętrze z dużym oknem na miasto zastąpiła grafitowa szarość oraz ciemne drewno. Nie miałam pojęcia, gdzie byłam, a ostatnie, co zapamiętałam, to grupa uśmiechających się do mnie Koreańczyków. Na szczęście moja torebka leżała na szafce nocnej, więc natychmiast po nią sięgnęłam. Wyjęłam telefon, na którym nie czekała na mnie żadna wiadomość czy nieodebrane połączenie.

Wykaraskałam się spod kołdry. Założyłam swoje buty ustawione równo przy łóżku. Gdy spojrzałam w oparte o ścianę lustro, ujrzałam obraz nędzy i rozpaczy. Mogłam tylko przyklepać włosy powyginane we wszystkie strony świata.

Domyśliłam się, że jedne z drzwi prowadziły do łazienki odchodzącej od pokoju, a drugie na korytarz. Otworzyłam te drugie. Ulżyło mi, że nie postawiły oporu – brałam pod uwagę scenariusz zakładający porwanie przez psychola i przetrzymywanie wbrew mojej woli.

Znalazłam się w szerokim, podłużnym korytarzu, którego ściany otulone zostały śnieżnobiałą farbą. Co kilka metrów ulokowano greckie kolumny podtrzymujące sufit. Wyrafinowanie i elegancja biły po oczach. Mijałam kolejne zamknięte drzwi, aż dotarłam do jedynych, które pozostawiono uchylone. Ostrożnie popchnęłam je do przodu, a moim oczom ukazała się duża kuchnia oraz młody blondyn siedzący przy wyspie kuchennej.

- Myślałem, że obudzisz się najwcześniej w południe. – Uśmiechnął się radośnie.

Już go wcześniej gdzieś widziałam. Przechyliłam głowę, próbując umiejscowić chłopaka w pamięci.

- Znamy się? – zapytałam.

- Znamy. Ale jeszcze lepiej znasz mojego brata Nicolasa. Julian Carlton. – Wskazał na siebie.

Wszystko stało się jasne. Poznaliśmy się na przyjęciu burmistrza. Ale to by oznaczało... Czy ja właśnie znalazłam się w domu Nicolasa?

- Nie wyglądasz na zadowoloną – zauważył Julian. Włożył do ust łyżkę z mlekiem i płatkami.

- Bo nie jest. – Zza moich pleców wyłonił się Nicolas. Miał na sobie sportowy strój składający się z szortów do kolan i koszulki bez ramion. Jego skórę pokrywał błyszczący pot.

Zrobiło się niezręcznie. Nie pamiętałam, co zaszło, że wylądowałam w domu Carltonów. Poza tym mój plan zakładał unikanie Nicolasa. Musiałam uwolnić od niego głowę, a najwyraźniej wytrwałam w swoim postanowieniu niecałe dwa dni.

Nicolas sięgnął po butelkę wody. Naraz upił jej sporą zawartość.

- Julian, zostawisz nas? – zwrócił się do brata.

- Pamiętaj, jak nie ten brat, jest jeszcze młodsza wersja. – Puścił do mnie oczko, za co Nicolas zdzielił go po głowie.

Gdy chłopak zostawił nas samych, atmosfera stała się jeszcze bardziej krępująca. Z Julianem było łatwiej. Pełnił rolę buforu, przy którym nie rozmawialiśmy o nas.

- Co ja tu robię?

- Zabrałem cię pijaną z baru karaoke.

- Zadzwoniłam do ciebie?

Błagałam niebiosa, abym tego nie zrobiła.

- Nie.

Kamień spadł mi z serca. Przynajmniej nie wyszłam na zdesperowaną idiotkę. Byłam już zakochaną idiotką, a to mi wystarczyło.

BrokatWhere stories live. Discover now