11

612 32 48
                                    

POV PABLO

   Podjechałem pod ośrodek treningowy. Za dziesięć minut miała odbyć się zbiórka, abyśmy mogli pojechać autokarem na lotnisko i aby potem wsiąść w samolot, i nim udać się do Madrytu.

   Zaparkowałem obok Fermina, chyba każdy tam ma, że ma swoje stałe miejsce na tym parkingu. Wysiadłem i rozejrzałem się wokół, byłem chyba jako jeden z ostatnich, jak i nie ostatni.

   Wszedłem do budynku i przywitałem się z innymi, każdy z nas był ubrany w dres Barçy składający się z ciemnoszarych krótkich spodenek i beżowej bluzki na krótki rękaw w stylu polo, oba z logiem klubu.

   Ostatni z którym się przywitałem był mój przyjaciel, blondyn patrzył na mnie z uśmiechem. Ja sam nie mogę przestać się uśmiechać, ciągle myślę o zielonookiej dziewczynie, która zawróciła moim światem.

   Kiwnął mi głową, chcąc zapytać dyskretnie jak było wczoraj, a ja uśmiechnąłem się jeszcze bardziej i pokiwałem głową, lekko się rumieniąc. Ucieszył się i poklepał mnie po ramieniu.

   Wskazałem głową na Pedriego, komunikując niewerbalnie Ferminowi, co zamierzam dzisiaj zrobić. Najlepiej jakbyśmy mieli razem pokój w hotelu, w trójkę. Co jest bardzo prawdopodobne, a nawet jeśli nie będziemy razem mieć, to znajdziemy jakieś inne miejsce i wtedy powiem brunetowi o Marcelinie.

   Pośmialiśmy się jeszcze kilka minut z innymi i w końcu, zaczęliśmy kierować się na lotnisko. Wchodząc do samolotu, jak zawsze Sarah nas nagrywała, ale nie zwróciłem uwagi na kamerę, ani na to, że robili nam zdjęcia wychodząc z autobusu.

   Usiadłem z Ferminem na samym tyle samolotu, a Pedri z Ferranem zaraz obok nas.

Święta czwórca.

  Kiedy już każdy zatopił się w słuchawkach oraz własnych telefonach, zacząłem rozmawiać szeptem z Ferminem.

  — No opowiadaj — zaśmiał się.

  — Ograła mnie w Fifę, a graliśmy trzy rundy — powiedziałem speszony, a Fermin wybuchnął śmiechem, przyciągając wzrok niektórych. — Cicho bądź, idioto — klępnąłem go w pierś, ale sam się zaśmiałem z własnej żenady.

Moje ego dalej cierpi.

  — Nie dawałem jej fory — dodałem, gdy już każdy zapomniał o nagłym wybuchu blondyna, na co ten na moje słowa zaśmiał się jeszcze raz.

  — Chciałbym się z nią zmierzyć, aż jestem ciekaw czy ona jest aż taka dobra, czy to Ty jesteś aż taki słaby — zażartował, a ja spiorunowałem go wzrokiem.

  — Może już niedługo — powiedziałem speszony, a Fermin się uśmiechnął.

  — Tylko graliście w Fifę? — zapytał, wciąż szepcząc.

  — Nie, nauczyłem ją grać w Gran Turismo 7 oraz oglądaliśmy bajkę — oznajmiłem.

  — W Gran Turismo 7? O kurde — zachichotał. — W tym też Cię pokonała? — zażartował.

  — Nie, akurat w tym nie — również się zaśmiałem. — Chociaż śmiała się ze mnie, że na tym podbiłem z powrotem swoje ego — przetarłem twarz dłonią, a Fermin się zaśmiał.

  — Biedny Pablito, jego ego zostało urażone — przedrzeźnił.

  — Zamknij się — prychnąłem.

  — Oglądaliście tylko bajkę czy coś jeszcze robiliście? — poruszył znacząco brwiami.

  — Noo, przytulaliśmy się przy bajce i tyle, potem odwiozłem ją do domu — powiedziałem i lekko się zarumieniłem, a blondyn pokręcił głową.

zing | pablo gaviWhere stories live. Discover now