𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝐄𝐈𝐆𝐇𝐓 | yellow sky

18 5 0
                                    

WSZYSCY skupiali wzrok na mężczyznę, który właśnie wszedł na scenę. Światła reflektorów obrzucały jego postać perłową poświatą.

Violet cicho spacerowała po dachach budynków, stwierdzając, że na górze jest lepszy widok na cały plac. Włosy dziewczyny były lekko związane w warkocz, na szyi wisiała połyskująca broszka od Majora.

Obserwowała ludzi przypominających mrówki.
Kotłowali się na siedzeniach, szeptali między sobą. Dziennikarze robili zdjęcia, a śmietanka mareńskiego wojska patrzyła na wszystko z góry.

Zawiał ciepły wiatr, ona sama usiadła i przysłuchiwała się słowom Tybur'a. Podczas tego jednego przemówienia dowiedziała się więcej o wyspie Paradis niż kiedy trenowała.

Mieszkańcy Liberio wychylali się z okien, z zachwytem wchłaniając każde słowa Willy'ego, niczym gąbki. Tak jak ona, pierwszy raz widziała takie skupienie ludzi. Nie rozumiała tylko, dlaczego ludzie na scenie ubrali się w starożytne szaty i udawali osoby, którymi nie są. Uważała, że to zbędne, a samo przemówienie byłoby praktyczne oraz krótsze.

W powietrzu, wraz z pyłem, unosiło się dziwne napięcie. Włosy zjeżyły jej się na karku, a serce zaczęło dudnić w uszach. Instynkt kazał jej uważać. Wstała, po czym obróciła się na pięcie i... nagle się zatrzymała.

Patrzyła prosto na małą dziewczynkę w obdartych łachmanach, z twarzą zasłoniętą jasną grzywką. Violet przekręciła głowę, zdziwiona, po czym zbliżyła się do dziecka.

— Nie wolno Ci tu być — oznajmiła stanowczo.
Dziewczynka nic nie powiedziała. Violet odsunęła się ma chwilę, po czym spojrzała w stronę placu. Jeżeli miałaby odprowadzić to dziecko, musiałaby zejść z miejsca patrolu.

Kiedy jednak odwróciła wzrok, jasnowłosej już nie było. Przez chwilę Violet brała pod uwagę, że dziewczynka po prostu spadła z budynku.
Zajrzała w każdy zakamarek i świeciła latarką, jednak niczego nie znalazła.

Wyprostowała się, masując sobie głowę. Major miał rację, nie powinna się tak przemęczać.
Wyjęła piersiówkę, pijąc z niej ostrożnie.
Wieczór nadal był spokojny, a coraz to głośniejsze słowa Tybur'a odbijały się od ścian kamienic naokoło.

Aparaty dziennikarzy rozbłysnęły niczym gwiazdy wiszące na nocnym niebie. Violet musiała chwilę się zastanowić, by zrozumieć co się stało.

Wypowiedzenie wojny Paradis.

Poczuła, jakby ktoś ją oblał kubłem zimnej wody. Patrzyła z szeroko otwartymi oczyma, czując jak serce znowu jej szaleje. Nie rozumiała czemu jej ciało tak reagowało.

Dlaczego Generał Magath albo Major Gilbert o tym jej nie powiadomili? Pewnie omawiali to na spotkaniu, na które jej nie wpuszczono.
Westchnęła ciężko, zamierzając sięgnąć drugi raz po wodę, kiedy niebo zostało rozświetlone wściekłą żółcią. Dziewczyna przez milisekundę była przekonana, że to fajerwerki, póki powietrza nie przeciął paraliżujący ryk.
Nawet nie zdążyła mrugnąć, a przed nią pojawiło się ogromne monstrum.

Ludzie stali jak otępieni. Wszystko wydarzyło się tak szybko i niespodziewanie, że mózg nie przeanalizował sytuacji. Kiedy jednak już to zrobił, wszyscy zerwali się z miejsc.

Strach jest śmiertelną trucizną dla człowieka.
Spędza sen z powiek, odbiera umiejętność racjonalnego myślenia, podszeptuje mu najciemniejsze scenariusze, zamieniając w paranoika. Żaden polityk, wysoko postawiona osoba, dziennikarz czy mieszkaniec Liberio nie potrafił zapanować nad sączącą się do organizmu trucizną. Wpadli w szał.

VIRENT VIOLAE                attack on titan. Where stories live. Discover now