3. Najlepszy prawnik w Miami

7K 360 19
                                    

Willow 

Niemalże się rozpłakałam, gdy samochód, który przejeżdżał niedaleko prawie że mnie ochlapał wodą z kałuży. Już od kilku dni, byłam zdenerwowana i rozszarpana emocjonalnie. Serce cały czas mnie bolało, gdy tylko przypominałam sobie o rzeczy, którą zrobił mi Olivier. Miałam jednak cichą nadzieję, że kiedyś ktoś postanowi skleić moje połamane serce i pomóc mi, by zniknęła w nim ta pustka. 

Mimo tego, że już wystarczająco przeżywałam zdradę ukochanego, to Olivier musiał też zostawić przy mnie swoje problemy. Na policji przyznał się, że narkotyki były jego, ale chyba zapomniał wspomnieć, że szuka go dwóch facetów, którzy chcą, by ten oddał im dług, który od nich zaciągnął by mieć za co kupić proszki. 

Było to dla mnie niemalże obrzydliwe. 

Teraz mnie to jednak przerażało, bo mężczyźni, którzy go szukali, dalej nie potrafili zrozumieć, że nie jesteśmy już razem i nachodzili mnie oni w moim mieszkaniu. To właśnie oni byli powodem tego, że póki co, wyniosłam się do ojca i jego żony - na szczęście, mieszkało mi się z nimi dobrze. 

Oprócz mieszkania, musiałam wymienić telefon i zmienić wszystkie hasła i numery, to było przerażające. Tym bardziej, że przez te wszystkie nachodzące na siebie wydarzenia, nie spałam już trzeci dzień i ledwo mogłam już myśleć. 

Opuściłam też kilka wykładów, przez co byłam zła, ale siostra uznała, że nie ma po co na nie iść, skoro bym na nich zasnęła. 

Policja też nie wydawała się skuteczna, bo według nich, nigdy nie widzieli takich ludzi, jak opisywałam swoich prześladowców. Byłam bardzo zażenowana i niecierpliwa, bo chciałam wrócić do swojej codzienności. Może teraz byłaby ona bez Olivier'a, ale chociaż próbowałabym wyjść na prosto, a teraz tkwiłam w punkcie bez wyjścia. 

Z tego punktu, chciałam jednak wyjść, więc zmierzałam teraz do podobno najlepszego prawnika w Miami. Facet wysoko się cenił, ale na szczęście udało mi się pożyczyć pieniądze od taty i siostry, dzięki nim, mogłam udać się do niego na poradę. 

Gdy dotarłam pod duży budynek w samym centrum, to mogłam podziwiać jego wszystkie walory, choć niektóre elementy elewacji, stanowczo bym zmieniła. Na przykład te łuki po boku, były zdecydowanie zbyt ostre, a napis przedstawiający kancelarie, był w słabo widocznym miejscu. 

Na drżących nogach, ruszyłam po betonowych schodach na górę by dotrzeć do drzwi, które trzeba było pociągnąć by wejść do środka - ja oczywiście, jako inteligentny człowiek, zaczęłam je pchać. 

Gdy tylko przekroczyłam próg pomieszczenia, moją twarz owiał chłodny podmuch, a do nosa wkradł się zapach gruszki pomieszanej z cynamonem - był to zapach przyjemny, który nie drażnił mojego nosa, a byłam wielką fanką zapachowych świeczek, więc wiedziałam, co mówię. 

Cała kancelaria wyglądała na elegancką i wytworną. Bardzo mi się jednak podobało, że stało tutaj sporo roślin doniczkowych, bo to one dodawały do tego pomieszczenia odrobinę ciepła. Na skórzanych kanapach, siedziało kilka osób, które zapewne również czekały na swoją konsultację lub spotkanie z prawnikiem. 

Niepewnie podeszłam do lady, zza której dojrzałam kobietę o długich nogach. Białą koszulę miała zapiętą pod samą szyję, a jedynie ołówkowa spódnica, była lekko podwinięta. Wyglądała na odrobinę rozdrażnioną, ale to nie moja sprawa. Kobieta swoimi długimi, niebieskimi paznokciami, wystukiwała coś w klawiaturę komputera.

- Przepraszam? - odezwałam się dość cicho, a jedną z dłoni, umieściłam na chłodnym blacie z marmuru.

- Słucham? - zapytała nawet na mnie nie patrząc. 

Nieświadomie przewróciłam oczami. 

- Byłam umówiona na konsultację z panem Scoot'em. 

- Pani Spencer?

- Tak, to właśnie ja. - odpowiedziałam bardzo szybko, bo mój stres dalej rósł. Szczerze nienawidziłam przebywać w takich miejscach. Czułam tutaj takie zakłopotanie i coś, czego nie potrafiłam określić. Czułam się, jak w pomieszczeniu bez drzwi. 

Powaga takich miejsc, była nie do wytrzymania. 

- Proszę wejść schodami na górę, do gabinetu z nazwiskiem Scoot. - odparła sekretarka i znów stuknęła coś w komputerze. - Pan Scoot już na panią czeka. 

- Dziękuje. - posłałam jej jeszcze drobny uśmiech, ale ta dalej na mnie nie patrzyła.

Posłusznie ruszyłam w stronę schodów, by dotrzeć na piętro. Zaczynało mi się robić duszno, a mój dekolt na pewno, pokrył się purpurą zdenerwowania. Z jednej strony, chciałam jak najszybciej uporać się z swoim problemem, ale z drugiej....nie chciałam rozmawiać z obcymi ludźmi. 

Na drżących nogach, podeszłam w stronę odrobinę przeszklonych drzwi, i zapukałam w szybę. Zanim nacisnęłam na klamkę, wzięłam głęboki wdech, a supeł zwinął mi się w żołądku. 

Na ciche "proszę" weszłam do środka. W filmie akcji, zapewne słychać by było stukot szpilek, ale nie tutaj, bo miałam na sobie zwykłe wygodne trampki. Reszta wyglądała jednak, jak w filmie grozy. 

Cały gabinet był utrzymany w brązie i odcieniu beżu, na dużej ilości szafek, stały tysiące książek i teczek. Jedno z okien, było długie aż do podłogi i można by było podziwiać przez nie główną ulicę Miami. Pod ścianą stała skórzana kanapa, a obok niej duża roślina w czarnej doniczce - zakładałam, że była to Monstera. 

Na samym środku wielkiego pomieszczenia, stało szklane biurko. Na nim leżał laptop i stos papierów, jakaś figura z złota i pudełko z długopisami. 

Na krześle, siedział on. 

Na oko, wysoki mężczyzna o szerokich barkach, które przyozdobione były teraz w białą koszulę - chwilę potem, widziałam, jak jego marynarka wisi na oparciu fotela. Miał dużej wielkości oczy, w których niejedna kobieta musiała kiedyś utonąć. Szczękę miał mocno zarysowaną, choć dojrzałam to z trudem, bo mężczyzna miał ciemny, ale ładnie przycięty zarost. Wyglądało na to, że bardzo o siebie dbał. Na jego szyi mogłam zobaczyć jakiś drobny łańcuszek, a na nadgarstku duży zegarek, który zazwyczaj ludzie oglądali za gablotą. Na palcach, miał kilka pierścieni i sygnetów. Włosy miał dość krótko przycięte, ale mimo tego, że wyglądał już na dość dorosłego mężczyznę, nie pojawiała się na nich siwizna. 

Dopiero, gdy skończyłam lustrować, go wzrokiem, zauważyłam, że on robił to samo, ale ze mną. Podniósł się z swojego dużego fotela i dużą dłonią, wskazał krzesło przed biurkiem. 

- Proszę usiąść. - głos miał zachrypnięty, a gdy ruszyłam w stronę wskazanego miejsca. Mężczyzna przypadkiem strącił kilka papierów z biurka. Wyglądał na dość zakręconego i zdezorientowanego, może nawet wściekłego na samego siebie? 

Posłusznie usiadłam na miękkim krześle i głośno wypuściłam powietrze z ust, przy okazji, rozwiązałam sznurek mojego beżowego płaszcza, który zaczynał zbyt mocno uciskać mój brzuch. Spojrzenie wbiłam w mężczyznę, który próbował posprzątać wszystko, co spadło z biurka, a potem próbował wygodnie usiąść. 

Chwilę potem, wystawił w moją stronę dłoń. 

- Ashton Scoot. - przedstawił się, a ja mimowolnie uścisnęłam jego rękę. 

Przez chwilę, przeszył mnie mocny prąd, którego nie potrafiłam zinterpretować.

- Willow Spencer. - przedstawiłam się, a mężczyzna zwilżył dolną wargę.  

Zakazana 16+Where stories live. Discover now