𝟯

72 10 14
                                    



Sunghoon nie był fanem filmów, a zwłaszcza adaptacji książkowych. Uważał to za oplucie autora, który spędził miesiące, bądź nawet lata na stworzeniu unikalnego świata, którego reżyserzy jak za machnięciem niewidzialnej różdżki pozbawiają swojej wyjątkowości i świetności poprzez znaczne ukracanie fabuły. 

Zbyt często widział filmy, których ekranizacje znacznie odbiegały od oryginału. Choć momentami rozumiał, że potencjalny widz mógł chcieć sięgnąć po coś świeżego, tak wkurzało go, gdy ten, kto nie przeczytał powieści,  zarzucał mu nieznajomość danego dzieła kultury, ponieważ nie odpowiadał na pytania zgodnie z tym, co reprezentował sobą film. 

Mimo wszystko, kiedy wychowawczyni postanowiła zorganizować wycieczkę klasową i oznajmiła, że niechętne osoby będą musiały pozostać na lekcji, bez wahania udał się do kina, doszedłszy do wniosku, że owa wycieczka i tak miała trwać krócej niż same lekcje.

Nie był kujonem, więc logiczne, że nie chciał uczyć się dwóch lekcji matematyki pod rząd. Starał się być na bieżąco z tematem i pochłaniać wiedzę systematycznie, ale bez przesady, potrafił żyć bez nauki.

W tym dniu, czyli w styczniowy czwartek, jechali zapchaną komunikacją miejską, gdzie każdy stał na każdym i Sunghoon z całych sił starał się zignorować fakt, że jakimś cudem Jaeyun był tak blisko niego, że ich łokcie się ze sobą stykały. Żeby tego było mało, Sunghoon czuł, jak dłoń starszego co jakiś czas dotykała tej jego, kiedy obaj mocno trzymali się żółtej rurki, która miała chronić ich przed ewentualnym upadkiem. 

Ostatnie czego chciał, to żeby przypadkiem wpaść na tego pajaca. 

Najchętniej uciekłby od niego najdalej, jakby się tylko dało. Jednakże, kiedy tylko spróbował zmienić miejsce, zdenerwowani tym nagłym przepychaniem się rówieśnicy kazali mu się uspokoić i przestać wymyślać.

Było strasznie duszno. Sunghoon czuł, jak robiło mu się gorąco w bluzie i nałożonej na niej kurtce zimowej. Z każdą minutą coraz większą miał potrzebę zaciągnięcia się świeżym powietrzem, a co najważniejsze znalezienia się jak najdalej od tak tłocznego miejsca.

Od małego uważał, że miał delikatną odmianę klaustrofobii. Przerażała go wizja utknięcia w małym pomieszczeniu, gdzie czułby, jakby ściany zgniatały go od każdej strony. Autobus, którym jechali, był stosunkowo duży, ale tak przepełniony ludźmi sprawiał, że robiło mu się słabo. Kiedy zamykał oczy, miał wrażenie, jakby wszystko go dusiło i odbierało mu zdolność do oddychania.

Jechali jedynie piętnaście minut, a siedemnastolatek czuł się tak, jakby ta jazda trwała co najmniej godzinę.

Wyskoczył z pojazdu najszybciej, jak to było możliwe. Natychmiast zdjął z siebie szal i oddalił się od grupy uczniów, ignorując ich zaciekawione spojrzenia, a zwłaszcza nauczycielki, która zawołała go po imieniu.

Odwrócił się do nich plecami, aby nie musieć patrzeć na żadnego z nich i przetarł pod grzywką czoło pokryte potem. Oparty o kolana, brał głębokie wdechy, rozkoszując się tą krótką chwilą, podczas której lodowate powietrze wypełniało jego płuca.

Nie potrzebował nikogo, kto powiedziałby mu, że już wszystko w porządku. Nie potrzebował od nikogo żadnych zapewnień. 

To dlaczego osoba, której tak nie trawił, doszła do wniosku, że będzie mu potrzebna?

— Nic ci nie jest? 

Sunghoon wywrócił oczami, jak tylko usłyszał ten drażniący głos.

Wyprostował się i nie dając starszemu więcej możliwości na pogawędkę, wyminął go i powrócił do grupy, która w dalszym ciągu stała obok przystanku. Jak się wówczas okazało, jeden z uczniów pozostał w autobusie i odjechał, przez co jak najszybciej musieli nawiązać z nim kontakt. Jeden opiekun postanowił zabrać ze sobą już całą grupę, a wychowawczyni ich klasy pozostała w tamtym miejscu z najbliższą koleżanką Hyunjae.

Destiny || JakehoonWhere stories live. Discover now