5

71 9 32
                                    


Od kiedy tylko skończył trzynaście lat, nie wierzył w nic. Wszystkie sytuacje, które miały miejsce, według niego były jedynie zlepkiem przypadków, które w mniejszym lub większym stopniu się na nim odbijały. 

Nie wierzył, że gdy umrze, będzie czekał go kolorowy, lepszy świat, gdzie nie będzie wojen, chorób i zbrodni. 

Tak jak momentami czuł się pusty, tak też wiedział, że kiedy odejdzie, to właśnie to spowinie całkowicie jego umysł. 

Być może była to trauma, która wywołała u niego myślenie, że skoro świat tak bardzo go sobą już skrzywdził, po co miał się łudzić, że kiedykolwiek będzie lepiej? A być może miał dosyć tej paplaniny i wiecznych rozterek, która wiara jest prawdziwa, która zmyślona, czy po śmierci nie ma nic, czy może każdy reinkarnuje. Nie potrafił zdzierżyć tego  wiecznego wysłuchiwania rodziców, że świat czeka zagłada po to, żeby chwilę później dodatkowo wysłuchiwać w szkole, że znaki zodiaku nie kłamią i w stu procentach potrafią przedstawić charakter drugiej osoby. 

W bratnie dusze także nie wierzył. Uważał to za kompletnie przereklamowane określenie, którego używały nastolatki, aby czuć się lepiej, kiedy nawiązywały nowe relacje tylko po to, żeby później obrazić się na cały świat, bo jednak ich ukochana, wyimaginowana osoba nie była tą, za jaką się podawała. 

Za to Jaeyun wiedział, że nic nie działo się bez powodu. Uważał, że każda sytuacja prowadziła do czegoś większego i nie wydarzyłaby się bez żadnego celu. 

Wiedział też, że kiedy nauczyciel od matematyki nie zauważył go i zamknął w sali, los się do niego uśmiechnął. 

Obrócił głowę w lewo i zerknął na młodszego chłopaka, który spojrzał ze zrezygnowaniem na drzwi, po czym oparł głowę o rękę i wyjrzał przez okno. 

Sunghoon zachowywał się tak, jakby Jaeyuna tam nie było. W końcu nie widział powodu, dla którego miałby się zachowywać inaczej. Nie uważał go za swojego kolegę, a co dopiero przyjaciela. Sim był całkowicie nieistotną personą w jego życiu. Tak się tylko jakimś cudem wydarzyło, że obaj wylądowali sam na sam w sali, zmuszeni do wysłuchiwania swoich oddechów. 

Park dopiero wtedy uświadomił sobie, jak głośno oddychał Jaeyun. Choć wiedział, że chłopak nie miał na to żadnego wpływu, tak irytowało go to niezmiernie. Zwłaszcza że starszy złapał przeziębienie i zaciągał się powietrzem najmocniej, jak tylko mógł. Najchętniej rzuciłby mu paczkę chusteczek i powiedział mu, żeby się wysmarkał, ale nawet takiej interakcji nie chciał z nim posiadać. 

Wyglądanie przez okno było ciekawszym zajęciem, choć uczniowie, którzy akurat wyszli na zewnątrz na boisko, nie robili nic interesującego, co mogłoby przykuć jego uwagę. Ludzie siadali w grupkach, na ławeczkach, spacerowali pomiędzy boiskami, a nieznajomi mu chłopacy wytrzasnęli skądś piłkę od siatkówki i grali w siódemkę, przy okazji drąc się wniebogłosy. 

Sim początkowo starał się być cicho, aczkolwiek jak tylko uderzył gipsem o stół, sprawił, że Sunghoon wzdrygnął się z zaskoczenia. 

Od czasu felernego incydentu na wf-ie Sunghoon w dalszym ciągu przepisywał swoje notatki i wręczał mu je każdego dnia pod koniec zajęć. Dziwiło go, że Jaeyun w dalszym ciągu przyjmował je i dziękował, kompletnie przy tym ignorując pomoc innych. Gdyby nie znał prawdziwej natury chłopaka, byłby w stanie uwierzyć w to, że Jaeyun darzy go sympatią. 

— Nic się nie odezwiesz, co? 

No tak, kim byłby Jake, gdyby nie czuł potrzeby gadania. 

Sunghoon zaczął odnosić wrażenie, że od kiedy odezwał się do niego po raz pierwszy, Jaeyun wykorzystywał ten fakt i starał się wyciągnąć z niego jak najwięcej. Jednakże się nie uginał. Kurczowo trzymał się swoich postanowień, że odpowie tylko i wyłącznie wtedy, kiedy uzna to za konieczne i tego warte.

— Jak to jest, że ty non stop milczysz? Nie pojmuję tego. 

Park wzruszył ramionami, nawet nie do końca pewien, czy brunet w ogóle to widział. Od kiedy tylko drzwi się zamknęły, nawet przez chwilę nie odwrócił się, aby na niego spojrzeć. 

Wiedział, że swoim zachowaniem denerwował go, ale miał to szczerze po dziurki w nosie. Ostatnie, co by go interesowało, to czy ktoś taki jak Jaeyun za nim przepada. 

— Jesteś w chuj dziwny. 

Życie. 

Sunghoon ziewnął i przeciągnął się na krześle, czując jak od tego siedzenia jego mięśnie i kości umierały. Był jednak zbyt leniwy, żeby wyjść na zewnątrz. Czerpał radość z tego, że mógł siedzieć w ciszy, z dala od energicznych, chaotycznych dzieciaków, biegających po korytarzu. Nie rozumiał, kto był na tyle mądry, że uznał łączenie klas 1-3 ze starszymi rocznikami za dobry pomysł. 

Gdyby miał znajomych, mógłby właśnie wyjąć telefon i z nimi pisać, ale jako że ich nie miał, wszedł na platformę X, gdzie już na starcie wyskoczyła mu kobieta z wielkimi, prawie że nagimi cyckami. Nieprzejęty scrollował w dół, licząc na to, że prędzej czy później natrafi na jakiś ciekawy post. Ostatnimi czasy lubił oglądać urocze kotki. 

Usłyszał szuranie krzesła i obrócił głowę tylko po to, żeby zauważyć, jak Jake kieruje się w jego stronę lekko poirytowany. Sunghoon z niezadowoleniem patrzył, jak chłopak usiadł naprzeciwko niego i bezczelnie wpatrywał mu się w telefon. 

— Wiesz, kiedy przyszedłeś wręczyć mi te notatki za pierwszym razem, myślałem nawet, że może zrobiliśmy krok w przód i jeszcze pewnego dnia się zaprzyjaźnimy... 

— Źle myślałeś — przerwał mu Park, doszedłszy do wniosku, że to był idealny moment, aby na dobre zgasić chłopaka. 

Był naiwny, myśląc, że takie coś powstrzymałoby starszego od dyskusji. 

Sim wziął głęboki wdech i policzył wewnętrznie do pięciu. Irytował go charakter młodszego i sam nie wiedział, czemu w ogóle się starał z nim zakolegować. Sunghoon od samego początku jawnie dawał mu do zrozumienia, że ma go zostawić w spokoju, a Jaeyun i tak czuł to dziwne przyciąganie w jego stronę, które kazało mu za wszelką cenę poznać chłopaka bliżej. 

— Słuchaj, wkurwiasz mnie już — oświadczył Sim, chwiejąc się na krześle. Sunghoon z chęcią by chciał zostać świadkiem jego upadku. — Jeżeli uważasz, że jesteś lepszy od innych, to grubo się mylisz. 

Sunghoon nigdy tak nie uważał. Choć gardził ludźmi, przez większość czasu to właśnie on czuł się gorszy od innych. 

— Patrzysz się na mnie, jakbym zamordował ci całą rodzinę, a ja przecież jedynie staram się jakoś wyciągnąć cię do ludzi i sprawić, żebyś przestał być takim odludkiem. 

Park prychnął rozbawiony pod nosem i pokręcił głową z niedowierzaniem, patrząc starszemu prosto w oczy. Było coś satysfakcjonującego w tym, jak łatwo potrafił wyprowadzić go z równowagi. 

— Zamkniesz się wreszcie? 

Jakie dziwne było wypowiedzenie tych samym słów, które często słyszał kilka lat wcześniej w swoim kierunku. 

Jaeyun nie wyglądał nawet w najmniejszym stopniu na zadowolonego. 

— Wkurwiasz mnie — powtórzył się, zanim wstał z krzesła i wrócił na swoje miejsce. — Jak nikt dotąd. 

Nie przeszkadzało to młodszemu. 

Wręcz przeciwnie, bawił się wyśmienicie, mogąc mu wbić szpilkę w plecy. 

Destiny || JakehoonWhere stories live. Discover now