Rozdział 39

974 57 8
                                    

Zatrzymałam się przed domem ojca, od razu wyskakując z samochodu. Nie zadzwoniłam dzwonkiem, nie zapukałam, po prostu weszłam do środka, od razu kierując się do kuchni, gdzie zastałam Amelię 

-Melody?-spojrzała na mnie zaskoczona-Nie spodziewałam się ciebie 

-Gdzie ojciec, wujek i chłopcy?-zapytałam od razu 

-Cała czwórka jest w gabinecie twojego ojca, akurat mają jakieś ważne spotkanie, ale...-nie dane było jej dokończyć 

Całkowicie zignorowałam gdy ta szła za mną, próbując mnie dogonić i jakkolwiek zatrzymać. Jak oparzona wpadłam do gabinetu nie pukając nawet. W nim dostrzegłam na kanapie i fotelach moich bliskich, oraz jakichś dwój nieznanych mi mężczyzn 

-Musimy porozmawiać-oznajmiłam bez cienia emocji na twarzy czy w głosie 

-Córeczko, co ci się stało i co ty tu robisz?-ojciec podniósł się, kierując w moją stronę 

-Chcę pogadać-powtórzyłam z jadem w głosie 

-Próbowałam ją zatrzymać, ale wpadła tu jak burza-wyjaśniła ciężej oddychająca Amelia 

-Chłopcy zabierzcie naszych gości do salonu-zwrócił się do moich kuzynów 

-Nie, zostaje cała wasza czwórka-spojrzałam na bliźniaków i ich tatę, którzy patrzyli na mnie zmartwieni 

-Amelio, w takim razie ty zabierz naszych gości do salonu-William zwrócił się do swojej gosposi 

Chwilę później zostaliśmy w pomieszczeniu w pięcioro 

-Kochanie, co ci się stało w czoło?-tata ruszył w moim kierunku 

-Nie podchodź-warknęłam na co się zatrzymał-Miałam wczoraj wypadek, ktoś mi wyjechał na czołówkę-wzruszyłam ramionami 

-Dlaczego żadne z nas nic o tym nie wie?-wtrącił wujek 

-Bo to nic poważnego, porozmawiajmy lepiej o tym, czego ja nie wiem-odrzekłam usiłując zachować spokój, co ciężko mi szło 

-Co masz na myśli?-Collin zmarszczył brwi przyglądając mi się 

-Wiem czym się zajmuje Domenico. Jeśli mnie teraz okłamiecie, to już nigdy ale to przenigdy się do was nie odezwę-poinformowałam kiedy samotna łza spłynęła po mojej twarzy-Co macie wspólnego z nim? W jaki sposób wygląda wasza współpraca i czym się zajmujecie?-po tych pytaniach zapadła kompletna cisza 

Przeskanowałam twarz każdego z nich kolejno 

-Nie róbcie mi tego-wydusiłam łamiącym się głosem 

-Każdy z nas ma swój teren. Mamy swoje kluby i handlujemy.... 

-Narkotykami i bronią-dokończyłam za wujka, który pierwszy się odezwał 

-Tak, kiedy szykuje się jakaś większa akcja, to Domenico pomaga nam albo my jemu. Ma jedną z największych mafii w Stanach, mając poparcie kogoś takiego, jesteśmy prawie nietykalni-kontynuował mój ojciec 

-Oj no to chyba wasza taryfa ulgowa się skończyła-oznajmiłam wycierając rękawem oczy 

-Co to ma znaczyć?-spytał Erick 

-Dom jest w szpitalu po tym jak zasłonił mnie swoim ciałem i dostał kulkę w plecy-po tych słowach z moich ust wydobył się szloch 

Nie minęła chwila, a poczułam jak tata mocno obejmuje mnie ramionami, przytulając mnie do siebie 

-Zostaw! Okłamywaliście mnie przez całe życie!-krzyczałam usiłując się wyszarpnąć, albo przynajmniej go uderzyć 

Mężczyzna jednak skutecznie trzymał moje ręce, mocno mnie tuląc do swojego znacznie większego od mojego ciała 

-Wszystko będzie dobrze. Jestem przy tobie córeczko-powtarzał kiedy w końcu poddałam się, po prostu szlochając w jego tors 

-Nic nie będzie dobrze-po dłuższej chwili odepchnęłam go od siebie-Czego wy nie rozumiecie? Okłamywaliście mnie całe życie, Domenico też mnie okłamywał, a to znaczy, że każdy kogo kocham ciągle mnie okłamywał-odsunęłam się od mężczyzny, opierając plecami o ścianę-Każdy-powtórzyłam ciszej 

-Chcieliśmy, żebyś była bezpieczna-dotarł do mnie głos wujka 

-To was nie usprawiedliwia!-krzyknęłam wycierając ponownie oczy-To dlatego matka odeszła?-spojrzałam na Williama, który uważnie mi się przyglądał 

-Nie, Bill miał wtedy silniejszą pozycję w naszym świecie-odparł cichym głosem 

-Muszę wyjść-podniosłam się, czując nagłą duszność 

Ich głosy zaczęły zlewać mi się w jedność, gdy podążałam na zewnątrz. Kiedy tylko wyszłam do ogrodu nagle przed oczami pojawiły mi się mroczki, później nastał upadek i głucha ciemność. 

Obudziłam się czując coś zimnego na moim czole. Gdy otworzyłam powieki, moim oczom ukazał się mój ojciec, który zabrał z mojego czoła zimny ręcznik 

-Jak się czujesz?-przyglądał mi się ze zmartwieniem 

-Do dupy-wychrypiałam podnosząc się do siadu prostego 

-Nie wstawaj jeszcze-poprosił przytrzymując mnie 

Ciężko westchnęłam, opierając głowę na jego ramieniu 

-Nie mogę go stracić-wyszeptałam-Przecież ja go kocham-dodałam cicho szlochając 

-Wiem córeczko-mocno mnie do siebie przytulił, czule cmokając mnie w czubek głowy 

-Chcę wrócić do domu-oznajmiłam odsuwając się od niego 

-Odwiozę cię, lepiej, żebyś nie jechała sama-stwierdził pomagając mi wstać 

Całą drogę przesiedzieliśmy w ciszy. Kiedy tylko weszliśmy do domu, wyrosła przed nami Eleonora 

-Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiliśmy wszyscy-jej matczyne spojrzenie zagościło na mnie 

-Musiałam porozmawiać z ojcem-rzuciłam omijając ją-Gdzie mała? 

-Z Marią w salonie-usłyszałam za plecami 

Po chwili z moim małym aniołkiem na rękach weszłam do ogrodu. Zajęłam miejsce na leżaku, kładąc sobie małą na zgiętych w kolanach nogach 

-Taty może na razie nie być w domu słonko, ale ja jestem-zaczęłam patrząc na nią z delikatnym uśmiechem-Za kilka dni zabiorę cię do niego, jak tylko trochę mu się poprawi-nie mogłam oderwać wzroku od jej oczu, które odziedziczyła po ojcu-Zajmę się tobą, obiecuje kotku-delikatnie pocałowałam ją w czoło 

-To jest ta mała panna De Luca?-usłyszałam głos mojego ojca 

Podniosłam się z dziewczynką na ręku 

-Tak, to nasza Lili-odparłam z lekkim uśmiechu 

-Cześć maluchu-podszedł niepewnie wyciągając do niej palec 

Ta prawie od razu go za niego chwyciła coś gaworząc po swojemu 

-Jest urocza, pamiętam kiedy ty byłaś taka malutka, nie potrafiłem się od ciebie oderwać-w jego głosie było tyle ciepła, czasami gdy ten zalewał mnie swoimi uczuciami, nie musiałam martwić się, że moja matka mnie nie chciała 

-Kocham ją-wyszeptałam przytulając ją do siebie 

-Wiem, widzę jak na nią patrzysz-mężczyzna złożył na mojej skroni czuły pocałunek-Pomożemy wam, jeśli tylko będziesz czegoś potrzebować, zadzwoń córeczko. Przyjadę o każdej porze dnia i nocy-obiecał gładząc dłonią moje plecy 

Skinęłam głową, na znak, że zrozumiałam 

-Po prostu znajdźcie ludzi, którzy są za to odpowiedzialni-poprosiłam cicho 

-Chłopcy już zaczynają swoje dochodzenie, ja też zaraz pojadę pogadać z paroma osobami-posłał mi pokrzepiający uśmiech

De LucaWhere stories live. Discover now