XXXVII. Miłowanie.

539 36 8
                                    

Śnieg zagościł już na litewskich ziemiach na stałe. Koniec listopada był nie tylko bardzo mroźny, ale i pełen pracy w przygotowań do prawdziwej zimy, która mialą nadejść lada chwila. Księżna miała zamiar nawet zacząć już przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. Oczekiwała również powrotu swego męża, który nie skończył jedynie na wyjeździe do Pskowa. Tęsknota za małżonkiem była jednak tłumiona przez szereg zadań i obowiązków, które przyjęła na siebie żona namiestnika.

— Nie panowie, to nie jest rozwiązanie waszego sporu. — siedziała na tronie znudzona waśnią jaka wynikła pomiędzy dwoma z panów polskich. Myślami uciekała do przygotowań świątecznych, a nie do dziecinnych sprzeczek.

— Pani! To zniewaga jakiej dopuścił się Bolesław! Nie mogę pozwolić na takie zachowanie względem mnie!

— Panie, czy zniewagą jest według ciebie poproszenie o rękę twej córki?

— Tak, jeśli jesteśmy na innych poziomach stanowych, pani!

— Jeśli Bolesław jest bojarem docenionym i obdarowanym przez księcia ziemią, to czy to ujma na twym honorze? Nie wiedzie się mu źle. — spojrzała uważnie na swojego rozmówce i zauważyła, że zaczerwienił się ze zdenerwowania.

— Pani, żądam abyś ukarała tego nikczemnego człowieka! Uważam, że zostałem znieważony! — księżna westchnęła zmęczona dyskusją, która nie prowadziła do jakiegokolwiek rozwiązania.

— Nie zamierzasz oddać córki temu rycerzowi, tak?

— Oczywiście, że nie, moja pani!

— W takim razie to jest już wystarczającą karą dla Bolesława. Sama prośba wydania córki nie jest zniesławieniem, panie. Zwłaszcza, że nie jest to mężczyzna bez honoru.

— NIe zgadzam się! Żądam przeprosin i rekompensaty.

— Pani podjęła już decyzję. Nie podlega ona żadnej dyskusji. — do ciemnej sali tronowej wkroczył książę Skirgiełło. Miał jeszcze na sobie zimowy płaszcz oprószony białymi płatkami śniegu. Wiktoria podniosła się ze swojego tronu.

— Książę. — wszyscy zgromadzeni pokłonili mu się, lecz mężczyzn niekoniecznie zwracał na to uwagę. Podszedł do żony i ucałował jej drobną dłoń.

— Uważam, że wasza sprawa została rozstrzygnięta. Możecie odejść.

— Dziękuję, pani. — Bolesław posłał władczyni kojący uśmiech i odszedł, omijając swojego oponenta szerokim łukiem.

— Lecz panie, to nie tak...

— Nie dyskutujmy już na ten temat, księżna podjęła już decyzję. Chcesz się jej sprzeciwić? — spojrzał groźnie na mężczyznę, który zacisnął szczękę ze wściekłości. Obiecał sobie, że księżna i książę zapłacą za tą zniewagę, lecz ukłonił się i opuścił salę.

— Skirgiełło. — gdy wszyscy opuścili już sale i władcy zostali sami, Wiktoria rzuciła się w ramiona swego ukochanego. Cieszyła się≤ tak niezmiernie się radowała, iż widzi go całego i zdrowego. Nie chciała wątpić w jego siłę i mężną postawę, lecz bała się, że nie wróci na jej łono.

— Widzę, że radzisz sobie beze mnie wybornie, jesteś już wprawionym politykiem, pani. — czuł dumę, iż jego żona potrafiła chwycić w swe dłonie całe królestwo.

— Dobrze cię widzieć, książę. — chwyciła jego twarz w swoje dłonie i oglądała ją z każdej strony. Szukała jakiejś skazy, lecz oprócz szczerego uśmiechu nie znalazła na niej nic innego.

— Widzieć ciebie to radość dla mego serca, pani. Tęsknota w końcu została zaspokojona. — przyciągnął ją do siebie i usiadł na tronie, sadzając ją na swych kolanach.

KsiężnaWhere stories live. Discover now