2. 。⁠◕⁠‿⁠◕⁠。

182 10 51
                                    

Pov Voxa:

Obudziłem się.... wszystko mnie bolało. Jedyny fakt jaki mnie uszczęśliwiał to to że znalazłem się w swoim łóżeczku.... Chwila! Przecież nie przypominałem sobie, że wróciłem, nie... Miałem ochotę uciec z wrzaskiem, ale poczułem nagle bliskość drugiej osoby.
Na pewno to nie był Valentino... Zawsze byłbym w stanie go rozpoznać.
No dobra, Valentino czy nie Valentino, ale mogłem w spokoju odpoczywać, a o innym pomyślę później.
Wtuliłem głowę w drugą, nie wiem czy znaną mi osobę.

Pov Alastora:

Otworzyłem oczy. Zastanowiłem się, czy coś głupiego odwaliłem, ale szybko odepchnąłem od siebie tę myśl.
Nagle poczułem ból w klatce piersiowej. Przyznaję że nie był mocny, ale nie spodziewałem się tego.
Postanowiłem, że zobaczę, co mi się stało, ale zaraz tego pożałowałem...
Tam leżał ten Vox. Zaciekawiło mnie, jak to możliwe, że kilka dni temu był gotowy zabić mnie łyżeczką do herbaty, a teraz przytula się do mnie jakby nic się nie stało.
Wtedy poczułem od niego słabą woń alkoholu.
A to żul!
W sumie wczoraj sam nie byłem lepszy, ale no cóż.
Postanowiłem kopnąć Voxa w brzuch, niezbyt mocno żeby się obudził. Ku mojemu zdziwieniu, telewizor-alkoholik sturlał się z łóżka i głośno uderzył o podłogę.
Zdziwiło mnie to, ponieważ patologiczny gościu z kwadratowym łbem był bardzo chudy.
Usłyszałem ciche przeklinanie.
Vox powoli wstał i się otrzepał. Podniósł głowę i zaczął się we mnie wpatrywać, zapewne próbując mnie rozpoznać. Nagle, na jego ekranie pojawiły się ogromne rumieńce. Zdziwiło mnie, że zamiast uciekać, ten drań wyciągnął z kieszeni łyżeczkę do herbaty.

Pov Voxa:

No ja nie mogę! Ledwo się obudziłem, minęło kilka chwil, a już spadłem. Na pewno druga osoba mnie zrzuciła. Zdenerwowany zacząłem przeklinać, wstałem i otrzepałem się. Postanowiłem spojrzeć na drugą osobę...
To był Alastor!
Szybko wyciągnąłem z kieszeni łyżeczkę do herbaty.

- Nie podchodź, albo cię zabiję - warknąłem, jednocześnie wiedząc jak muszę żałośnie wyglądać

Alastor, nie przestając się uśmiechać, patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem. Ja usiadłem na podłodze...

-Valentino mnie zabije - szepnąłem

- Nie zabije cię, jeśli spokojnie mu wytłumaczysz, że tylko chciałeś się poprzytulać ze swoim wrogiem - usłyszałem radiowy głos

- Myślisz że to mi pomoże?! - zdarłem się na jelenio demona

- Nie, myślę że cię to gorzej zdołuje i właśnie dlatego to mówię - usłyszałem jego głos - A co, Valentino wszystko widzi, wszystko słyszy?

- Ktoś rozpowie i się dowie - mruknąłem, patrząc Alastorowi prosto w oczy

Alastor nie wyglądał na kogoś kto by się przejmował.

- Wtedy ja bym stracił reputację - burknął - Więc nikt się nie odważy, każdy się mnie boi...

Spojrzałem na niego ze zdziwieniem. Na pewno chociaż jedna osoba w piekle nie boi się go, ale postanowiłem nie mówić tego głośno. Zamiast tego powiedziałem:

- Ja stąd idę

Mówiąc to otworzyłem okno i wyskoczyłem. Na szczęście nie było nisko. Zostawiając Alastora samego z jego myślami szybko pobiegłem do siedziby Vees.

 (⁠☞⁠ ͡⁠°⁠ ͜⁠ʖ⁠ ͡⁠°⁠)⁠☞Radiostatic(⁠☞⁠ ͡⁠°⁠ ͜⁠ʖ⁠ ͡⁠°⁠)⁠☞Where stories live. Discover now