Pov Voxa:
Na pewno teraz żałują, że pozwolili mi zostać... ech...
Już nie potrafię panować nad sobą...
Może lepiej by było, gdybym tam w ogóle nie zawitał? Na pewno...Wyciągnąłem z szafki zasłonę i schowałem w kieszeni telefon.
Chciałem stąd uciec. Jak najprędzej... na pewno nie zauważą...Otworzyłem drzwi i szybko wyszedłem. Miałem nadzieję, że nie spotkam nikogo na swojej drodze.
Niestety, słychać było głosy, co sygnalizowało, że dalej tam byli.Niewiele myśląc podbiegłem do jakiegoś okna. Wybiłem szybę z buta i wyskoczyłem.
Zarzuciłem na siebie zasłonę, by nikt mnie nie poznał i uciekłem.Pov Alastora:
Ten dzień do najlepszych nie należał, przyznaję.
Już później panował w hotelu harmider, a Vox poszedł do siebie...
Nie wiedziałem co robić, wszyscy patrzyli się na mnie jakoś dziwnie.- Do niczego nie doszło... - powiedziałem powoli
Charlie nie wiedziała co powiedzieć.
- Nie wiem, komu wierzyć - w końcu wydusiła
Nagle rozległ się jakiś trzask, rozwalanego szkła.
- Co to było?! - zapytała Vaggie
Powoli ruszyłem w kierunku, skąd był dźwięk. Szyba była stłuczona.
- Ach nic - odparłem, wracając - Ktoś tylko szybę rozwalił
Nie wiem kto mógłby to zrobić, po prostu nie mam pomysłu.
- Idę zjeść Jambalayę - oznajmiłem i poszedłem do kuchni
W kuchni zacząłem szukać tego dania. Zgłodniałem przez tą kłótnię...
Nagle do kuchni weszła Charlie.- Wiesz, może gdzie jest Jambalaya? - spytałem
- Vox zniknął! - zawołała Charlie
No pięknie... ja tu po hotelu głodny chodzę, a ona myśli tylko o jakimś telewizorze. Chciał, to sobie uciekł, ot co.
Chwila, co?!Spojrzałem na Charlie zdziwiony.
- A skąd ta pewność, że na przykład nie schował się gdzieś? - spytałem
- Szyba jest rozwalona - odparła Charlie
- Może to jakieś demoniki kamieniami rzucały? - powiedziałem spokojnie
- Ale weszliśmy do jego pokoju, nie było kilka rzeczy - mruknęła Charlie
W końcu znalazłem Jambalayę, cud! Zacząłem jeść... Ach, tego mi brakowało. Z drugiej strony zastanawiałem się, gdzie polazł Vox, może wrócił do Vee's?
Pov Voxa:
Sprawdziłem wszystkie powiadomienia, nic!
Nikt się o mnie nie martwi... nie chciałem też się dopytywać o powrót, bo przecież Valentino nie lubi nachalności... znaczy lubi tylko w innych sytuacjach...Gdzie miałem się podziać?
Zapewne w Vee's mnie nie chcą, w hotelu zrobiłem zbyt duże zamieszanie...Może jednak gdybym przekonał tych z hotelu, że jednak nie jestem takim ciężarem, za jaki mnie uważają... tylko jak?
Chyba mam pomysł...
Pov Alastora:
Nieźle musieli się do niego przyzwyczaić, nie ma co, skoro tak się o niego martwią...
Ale on pewnie sobie jest szczęśliwy, dużo bardziej niż tutaj.- Chciałam, by w tym hotelu wszyscy byli w zgodzie - mówiła Charlie - Czy zawiodłam, bo ktoś nie czuł się tu dobrze
Ona zawsze chciała by ten hotel był dla wszystkich...
No cóż, tak bywa.Może jednak ten dziwny, patusowy telewizor wróci?