Rozdział 35

3.2K 76 1
                                    




35. Erick

- Czy mąż Twojej mamy pracuje w księgowości? - Emma pytanie kieruje do Lily.

Coś tu jest nie tak. Serce zaczyna napierdalać mi w klatce piersiowej.

- Znasz Sama? - pytam.

Emma patrzy mi w oczy.

- To mój były księgowy.

- Czekaj, czekaj - Lily wyciąga telefon i pokazuje zdjęcie Sama.

Emma kiwa głową.

- To on. Zrezygnował z rozliczania mnie w grudniu.

I wtedy wszystko do mnie dociera. Walę pięścią w blat tak mocno, że mam wrażenie, że pękły mi wszystkie kości. Violet i Sam wiedzieli. Wiedzieli przez cały czas gdzie jest Emma. Mimo, że najpierw nie była właścicielką hotelu, to przecież była jego pracownikiem, a Sam zajmował się wszystkimi rozliczeniami. Zaciskam szczękę. Wiedzieli, że jej szukamy. Wiedzieli, że ja i Lily cierpię. Wiedzieli, kurwa, wszystko a nie pisnęli nawet słowem. Zrobili to celowo. Violet była bardzo przeciwna temu, bym spotykał się z Emmą.

Lily wpatruje się w nas oniemiała. Kręci głową, jakby sama nie dowierzała. Emma spuszcza wzrok.

- Kurwa mać - ryczę - on wiedział, gdzie jesteś. Wiedział, że Cię szukamy. Nie zająknął się słowem przez pięć, pierdolonych lat. Zabiję go!

W moich żyłach płynie czysta furia. Skurwysyn. Tyle wylanych łez, tyle cierpienia, mojego i Lily, a on po prostu trzymał mordę na kłódkę, żebyśmy nigdy jej nie znaleźli.

Nick pobladł. Na początku próbował mnie uspokoić, ale szybko odpuścił. Zrozumiał, że zawładnął mną gniew i chyba przestał się temu dziwić.

Kiedy kolejnego dnia docieram pod dom Violet, w progu wita mnie mały Henry. Całą drogę rozmyślałem jak uchronić Sama przed przerobieniem go na miazgę własnymi rękami. Nie chcę iść do więzienia, ale to czego się dowiedziałem złamało mnie. Przez pięć lat byłem oszukiwany przez byłą żonę i jej nowego przydupasa.

- Hej, gdzie rodzice? - pytam łagodnie, choć mam ochotę rozjebać wszystko dookoła.

Dziecko jednak nie jest niczemu winne.

- Mama w domu, tata w pracy - mały wpuszcza mnie do środka.

Zna mnie, więc się nie boi. Kiwam głową. Kiedy widzę Violet w różowym szlafroku zbiera mi się na wymioty. Napotyka moje spojrzenie i cała się spina.

- Henry, idź proszę na górę.

Dzieciak posłusznie kieruje się na piętro i zamyka za sobą drzwi.

- Nie wybaczę Ci tego - zaczynam bez ogródek.

Ramiona Violet opadają. Przygląda mi się sceptycznie.

- Skoro nie chciała być znaleziona...

- Kurwa, Ty wiesz co mówisz? Słyszysz sama siebie?! - ryczę.

- Uspokój się - syczy Violet - już wczoraj dzwoniła Lily z pretensjami.

- Ona, kurwa, nie chce Cię znać - syczę do niej - ja zresztą też. Przekaż ode mnie Samowi, żeby mnie w dupę pocałował, nie chcę was więcej oglądać.

Wychodzę wściekły z ich domu. Violet coś za mną woła, ale mam to gdzieś. Moja noga więcej tu nie postanie. Jaką trzeba być świnią, żeby widzieć cierpienie drugiego człowieka i nic z tym nie zrobić? O ile jestem jeszcze w stanie pojąć to, że Violet i Sam mieli w dupie moje uczucia, to tutaj przecież chodziło także o Lily. Ona także szukała Emmy. Rozwieszała plakaty, dzwoniła po szpitalach, komisariatach, sprawdzała wszystkie noclegownie dla bezdomnych w sąsiednich miastach. Wypytywała kierowców autobusów, ludzi w sklepach, wszystko na nic. Emma przepadła jak kamień w wodę, a jedynymi ludźmi, którzy wiedzieli gdzie jest byli Sam i Violet. Przechodzą mnie ciarki. Nie wyobrażam sobie jak trzeba być okrutnym człowiekiem, żeby w takiej sytuacji nie powiedzieć córce o swoim odkryciu.

Wracam do swojego domu i zaparzam filiżankę herbaty. Na dworze robi się coraz cieplej, za dwa tygodnie ma odbyć się ślub mojej córki. Lily, gdy dowiedziała się co Violet i Sam zatajali przed nami latami stwierdziła, że nie chce ich na swoim ślubie. Namawiam ją jednak, żeby nie rezygnowała z własnej matki. Obawiam się, że zostało jednak zbyt mało czasu by zmieniła zdanie.

Lily wpadła w szał. Najpierw się rozpłakała, a później zadzwoniła do Violet i wygarnęła jej wszystko. Emma była zasmucona. Powiedziała kilka razy, że to przecież jej wina, ale do cholery, była wtedy tylko zagubionym dzieckiem. Uciekła przed społecznością, która przez chwilę jej nienawidziła, a po miesiącu zapomniała o awanturze. Nigdy nikt nie potwierdził plotek o mnie i Emmie, Lily wyjechała na inną uczelnię, ale po czasie, pytana o znajomych odpowiadała, że nic nie wie o romansie własnego ojca z jej przyjaciółką. Sama wiedziała, że tak będzie dla niej lepiej.

Jakby problemów było mało, telefon brzęczy, a na wyświetlaczu ukazuje się twarz Rose. Muszę usunąć to zdjęcie z kontaktów, zapomniałem o tym. Odbieram od niej połączenie.

- Jak się masz, tatuśku?

- Serio? Po to dzwonisz?

- Nie - zaczyna śmiać się nieco histerycznie - potrzebuję pieniędzy.

- Na co?

- Łóżeczko, ubranka, wózek.

- Rose, kupimy to razem.

- Pieprz się i tak prawie nie mamy kontaktu, pozwól kupić mi to samej.

- Niech będzie - wypuszczam powietrze zrezygnowany - dostaniesz kasę na wyprawkę, ale jeszcze nie teraz. Jak poznamy płeć.

- Erick, potrzebuję kasy. Na już.

- Czyli nie na wyprawkę - śmieję się.

- Och, wiesz jak jest, nie zarabiam, socjal jest średni, nie stać mnie na nic a rosnę, nie mam już w czym chodzić - marudzi.

Ta kobieta doprowadza mnie do szału, ale niech jej będzie.

- Zrobię dziś przelew.

- Jesteś kochany - piszczy mi do słuchawki.

Od razu po zakończeniu rozmowy przelewam na jej konto równowartość dwóch jej miesięcznych pensji. Nie mogę jej dać nic więcej, niech więc chociaż ma pieniądze. A już za kilka miesięcy dowiemy się co dalej.

Chcę utrzymać z Rose dobre relacje, na wypadek gdyby okazało się, że faktycznie będę z nią wychowywał dziecko, jednak nie chciałem dopuszczać jej zbyt blisko siebie. Ustaliliśmy, że ma dzwonić, jeśli będzie czegoś potrzebować, a w ostatnim miesiącu ciąży zamieszka z nią pomoc domowa, która będzie ją odciążać. Po porodzie z kolei zatrudnimy opiekunkę, żebym nie musiał z nią mieszkać. Rose na początku kręciła nosem, ale udobruchana kilkoma przelewami przystała na moje warunki. Cieszyłem się, że nie robi większych problemów i miałem nadzieję, że tak pozostanie.

My friend's dad (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz