Mniej mów, więcej rób!

507 48 13
                                    

ROZDZIAŁ 14

_______________________

– Nie wierzę, że mnie pokonałaś.

Śmieję się, a Henry ściąga dla mnie pluszową pandę z najwyższej półki.

– W moim rodzinnym mieście nie było wielu rozrywek. Chodzenie po wesołych miasteczkach i strzelanie do kaczek z plastikowych broni było jedną z niewielu rzeczy, które robiliśmy, nie wpadając przy tym w kłopoty. Inną opcją było rozpalanie ognisk i picie piwa nad jeziorem.

– Często wpadałaś w kłopoty? – pyta, a ja włączam mini maszynę do robienia waty cukrowej. Strefa parku rozrywkowego jest jak dotychczas moją ulubioną. Atrakcji nie ma dużo, bo przestrzeń na to nie pozwala, ale ciepłe, przesycone kolorami barwy tego miejsca działają na mnie pokrzepiająco.

– Moi rodzice powiedzieliby, że bardzo często, ale chyba nie byłam gorsza niż przeciętna nastolatka.

– Jaka jest najgorsza rzecz, jaką zrobiłaś?

Chwilę się zastanawiam.

– Raz podpaliłam śmietnik moim sąsiadom – mówię i wsypuję miarkę drobnych, fioletowych kryształków do maszyny. Słodki zapach cukru niemal od razu rozprzestrzenia się w powietrzu. – Chciałam spalić rzeczy od mojego byłego tak jak na filmach. Żeby oczyścić się z uczuć i ruszyć do przodu. No ale my mieliśmy tylko plastikowe śmietniki. Wiedziałam jednak, że sąsiad ma taki stary, metalowy, który nadałby się idealnie. No to wrzuciłam rzeczy, wlałam trochę rozpałki do grilla, podpaliłam. I jakimś cudem trzydzieści sekund później cały śmietnik stał w płomieniach. Przez dłuższy czas byłam Ognistą Dziewczyną, a sąsiedzi dla żartów zasłaniali sobą śmietniki, gdy przechodziłam obok.

– Dobrze, że ta maszyna jest na prąd, nie na gaz – śmieje się Henry, a jego urocze poduszeczki pod oczami, jeszcze się powiększają – inaczej mogłabyś wysadzić nas w powietrze.

– Hej – unoszę się. Mam ochotę pstryknąć go w nos, ale zapobiegawczo się odsuwa. – Nie będzie waty dla ciebie.

Biorę patyk i zaczynam zbierać fioletowe smugi puszystego cukru. Kręcę patykiem, aż uzyskuję może nie idealną, ale całkiem zgrabną kulę.

– Widzisz? Mam talent. – Chwalę się, wyrywając lepki kawałek waty, po czym teatralnie wkładam go sobie do buzi. – Żałuj.

Dorzucam do maszyny odrobinę różowego cukru, by zrobić dwukolorową kulę.

– Nie dostanę kawałka? – Czuję ręce Henry'ego na mojej talii i aż wciągam powietrze przez usta ze zdziwienia. Ciepło jego dłoni przedziera się przez cienki materiał mojej zwiewnej, letniej sukienki, którą wybrałam pod specyfikę dzisiejszych spotkań. Nie wiedziałam, że takie rzeczy są tu dozwolone. Chyba myślałam, że na wszystkich randkach, nawet na tych na kanapie, będziemy po prostu siedzieć, rozmawiać... co najwyżej flirtować za pomocą słów, a to...

To jest w sumie całkiem przyjemne.

Z wrażenia wata ucieka mi z maszyny, a ja nie daję rady nawinąć jej na patyk. Zamiast tego różowa smuga cukru ląduje na twarzy stojącego za mną Henry'ego.

Odwracam się i próbuję zdusić śmiech, zakrywając usta dłonią. Oczy chłopaka są zaciśnięte, ale na jego twarzy gości szeroki uśmiech. Bije od niego taka młodość, energia i beztroska, że mam ochotę zabutelkować tę chwilę i ogrzewać się nią podczas czekania w ulewnym deszczu na autobus.

Rozlega się gong, mimo to żadne z nas się nie porusza.

– Zdaje się chciałeś kawałek – mówię, po czym unoszę dłoń, biorę smugę na palec wskazujący i dopiero to skłania chłopaka do uchylenia powiek. I może to odblask kolorowych światełek w jego oczach, a może po prostu moc bańki, w której się znaleźliśmy, bo robię coś, czego absolutnie nie planowałam.

Twoje ciało wybrałoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz