Rozdział 17 A więc wojna

154 50 9
                                    

☾ Rozdział 17 A więc wojna ☽

Stan Keona był stabilny od kilku dni, a mimo to wciąż się nie przebudził. Odzyskiwał świadomość na krótką chwilę, po czym na nowo zasypiał. Walczył z resztkami trucizny, ale był przekonany, że ciągle ktoś przy nim był. Nie chodziło tylko o uzdrowicieli, a o rodzinę. Słyszał głos Laitha, Thany i Esiasa, a także grę na instrumencie. Muzyka koiła duszę, przekonując, że może śnić dalej.

W końcu Keon otworzył oczy i pierwszym, co zrobił, było przyjrzenie się sufitowi nad swoją głową. Trwało to chwilę. Ostatecznie spróbował usiąść, co zostało od razu zauważone przez czuwające przy jego łóżku sługi. Ci poderwali się ze swoich miejsc, chcąc pomóc. Umożliwił im to, czując się wciąż osłabiony. Stan ten go irytował. Był smokiem, a te nienawidziły słabości. Jednak nie chodziło tylko o to. Nosił koronę, a odpowiedzialność władcy zmuszała go do bycia silnym zawsze i wszędzie. W swoim odczuciu był w tej chwili żałosny.

Zmrużył oczy, chcąc wyostrzyć zamglony obraz. W końcu wszystko zaczęło stawać się dla niego wyraźniejsze, a myśli powoli układały się w logiczną całość. Nim jednak zdołał zrozumieć wszystko, do pokoju ktoś wtargnął. Syknął, bo dźwięk otwieranych drzwi zadudnił mu w głowie.

— Wybacz — zawołała Thana, szybko podchodząc do swojego brata i siadając na łóżku obok.

Sługa ustąpił miejsca księżniczce, a ta od razu zaczęła przyglądać się twarzy Keona. Schudł, a jego cera stała się bledsza. Mimo to brązowe tęczówki miały w sobie ten sam blask, co wcześniej.

W oczach Thany pojawiły się łzy. Zasłoniła usta dłonią.

— Tak się bałam, że i ty odejdziesz — wyszeptała.

Keon czuł palącą potrzebę, aby ją objąć, wesprzeć. Nienawidził łez swojego rodzeństwa. W ich obliczu był bezradny, a raniły głębiej od mieczy, pazurów czy mocy. Bolały również bardziej niż zraniona smocza duma. Ramiona miał wciąż sztywne, a poruszanie nimi było dość niekomfortowe. Zacisnął usta, zmuszając się do uniesienia jednej ręki, aby móc ją położyć na ramieniu siostry i słabym ruchem, przyciągnął ją ku sobie.

Thana zrozumiała od razu, przysuwając się do piersi brata. Przytulała go delikatnie, bojąc się, że jeśli naciśnie bardziej, to ten się rozsypie. Ten rodzaj troski wydawał się Keonowi nieco drażniący. Nie był i nie mógł być tak kruchy.

— Tak się bałam... — powtórzyła.

— Cii... — uspokoił Keon.

Pragnął powiedzieć o wiele więcej, ale odczuwał nieprzyjemną suchość w gardle. Ręka drgnęła mu w stronę stolika z kielichem. Thana dostrzegła gest, od razu odsuwając się, nalewając wody i przyłożyła naczynie wprost do ust króla. Ten nie był zachwycony tą formą służby, ale pod wpływem zatroskanego spojrzenia siostry uległ, pozwalając się jej napoić.

Dopiero w tej chwili zdołał się jej wyraźniej przyjrzeć. Była blada, ale wciąż tak samo piękna, jak pamiętał. Jasne włosy były w części spięte jadeitową spinką, a drobne ciało okalała zielona kreacja.

— Dziękuję — wychrypiał.

Uniósł powoli dłoń, by dotknąć policzka księżniczki i westchnął.

— Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę, moja piękna siostro.

Gdy bywał na wojnie, wielokrotnie tęsknił za swoim rodzeństwem i nigdy nie potrafił przywyknąć do tego uczucia pustki. Była niczym trucizna i to o wiele gorsza niż ta, którą mu podano. Ta sprawiła, że zasnął, odchodził we śnie, a to była zarówno spokojna, jak i mało dźwięczna śmierć. Tęsknota za to paliła, odbierała radość, chęć pożywiania się i zabijała powoli.

Kochankowie GłębinWhere stories live. Discover now