Rozdział 17 A więc wojna

212 53 49
                                    

☾ Rozdział 17 A więc wojna ☽

Trucizna, która trapiła ciało jego wysokości, była specyficzna. Medykom udało się ustalić, że przenosiła się na skutek dotyku i powietrza, jeśli znajdowało się zbyt blisko jej źródła. W związku z tym cały zamek został oczyszczony, a rzeczy jego królewskiej mości przejrzane przez zaufanego sługę. Wprowadzono więcej restrykcji, ale i kontynuowano badanie toksyny.

Nikogo nie zaskoczył fakt, że tę w głównej mierze wykonano z specyficznej górskiej rośliny, którą w nadmiarze dało się odnaleźć w Yannie. Dowody były twarde, ale zamek nie udzielił poddanym klarownych wytłumaczeń. Szlachcice wielokrotnie pytali Laitha o informacje, ale ten zbywał wszelkie prośby, zajmując się odnalezieniem pozostałych ze szpiegów wroga.

W ciągu zaledwie pięciu dni na głównym placu stolicy skazano na śmierć sześć osób. Każdą z nich spopielono, a formę egzekucji wybrał nie kto inny, jak Krwawy Książę. Doceniano jego siłę, ale i jednocześnie błagano Przodków o rychłe przebudzenie króla.

Stan Keona był w tym czasie stabliny. Co jakiś czas odzyskiwał świadomość, otwierał oczy, ale i prędko ponownie zapadał w sen. Mimo to lekarze uspokajali, twierdząc, że władca radzi sobie z resztkami trucizny śpiewająco. Nie dało się powiedzieć tego o służących, których stan był tak zły, że zmarli.

Każda z tych osób obcowała z Demalis bardziej niż inni. Opracowano antidotum, które podawano każdemu, kto zaczynał reprezentować konkretne objawy.

Keon był nieświadomy większości spraw, jakie rozgrywały się poza murami jego pokoju. Wiedział jednak, że ciągle ktoś mu towarzyszył. Nie tylko lekarze, ale i rodzina. Wielokrotnie słyszał głos Laitha, Thany i Esiasa, a także grę na instrumencie. Muzyka najmłodszego księcia koiła duszę, przekonując króla, że może śnić dalej.

Do dzisiaj Keon nie był pewny, czy muzyka nie była dodatkowym talentem młodszego smoka. To mogła być moc, ale i również zwykła umiejętność, którą zdołał wypracować dzięki pasji.

Trzydziestego trzeciego dnia jesieni Keon w końcu otworzył oczy na dłużej niż dotąd. Pierwszym, co uczynił, było przyjrzenie się sufitowi nad swoją głową i zauważenie, że leży pod grubą kołdrą. Było mu ciepło, a w pomieszczeniu roznosił się zapach medykamentów.

Trwał chwilę w takim bezruchu, widząc coraz więcej. Jego biurko było uporządkowane i pozbawione dokumentów, którymi to z pewnością teraz zajmował się Laith. W pomieszczeniu czekała trójka sług w granatowych strojach i każdy z nich miał poważne miny.

Spróbował usiąść, co zostało od razu zauważone. Służący poderwali się ze swoich miejsc, chcąc pomóc. Umożliwił im to, czując się wciąż osłabiony. Stan ten go irytował. Był smokiem, a te nienawidziły słabości. Jednak nie chodziło tylko o to. Nosił koronę, a odpowiedzialność władcy zmuszała go do bycia silnym zawsze i wszędzie. W swoim odczuciu był w tej chwili żałosny.

Ułożono za nim poduszki, dzięki czemu mógł spokojnie usiąść.

Zmrużył oczy, bo w jednej chwili obraz przed nim się zamglił. Na moment, bo po chwili wszystko na nowo nabrało ostrości. Poplątane myśli za to odnajdywały odpowiedni tor i układały się w logiczną całość.

Zignorował poruszenie po stronie sług, nawet nie zauważając, gdy jedna z nich wyszła. Zareagował, bo wkrótce po tym do pomieszczenia ktoś wszedł. Syknął, bo dźwięk otwieranych drzwi zadudnił mu w głowie.

– Wybacz – zawołała Thana, szybko podchodząc do swojego brata i siadając na łóżku.

Od razu zaczęła przyglądać się twarzy Keona. Schudł, a jego cera stała się bledsza. Mimo to brązowe tęczówki miały w sobie ten sam blask, co wcześniej.

Kochankowie GłębinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz