Rozdział 17

1.7K 81 40
                                    

Loren

Zbliżał się do mnie powoli, jednocześnie wywiercając wzrokiem dziurę w mojej duszy. Przerażał mnie. Nie mogłam się ruszyć, a oddech z każdą sekundą stawał się coraz bardziej płytki. Jego łapy dotknęły mojej skóry na kostkach i zaczęły sunąć w górę powolnymi ruchami, doprowadzając mnie do paraliżu. Ostre jak brzytwa szpony wbijały mi się w skórę, gdy co jakiś czas się zatrzymywał.

Ból rozsadzał każdą komórkę mojego ciała, ale to jeszcze nie był jego cel. On chciał, żebym do reszty zwariowała, żebym postradała zmysły. Udawało mu się to z każdą kolejną sekundą swojej intrygi.

Powinnam się cieszyć, bo przecież tego właśnie pragnęłam. Chciałam umrzeć, a śmierć z jego szponów wydawała mi się adekwatną do mojego życia. Byłam zepsuta, nie zasługiwałam na nic więcej.

Poczułam wbijane w mój brzuch pazury. Zawyłam z bólu, ale dopiero gdy ujrzałam jak się zamachnął, wytrzeszczyłam oczy ze strachu, bo chwilę później ostre szpikulce wbiły się w moje serce, wyrywając je z piersi.

Krzyk, który wydobył się z mojego gardła, przywrócił mnie do rzeczywistości. Podniosłam się do siadu, oddychając ciężko, a pot spływał mi po plecach. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, a kiedy dostrzegłam, że byłam w pokoju Huntera, poczułam coś w rodzaju ulgi.

Schowałam twarz w dłoniach, próbując się uspokoić, ale w tym samym momencie ktoś wpadł do pomieszczenia niczym huragan. Podniosłam głowę i zobaczyłam Colina, Kendalla i właściciela pokoju, który jako pierwszy do mnie podszedł. Cała trójka miała wymalowany strach na twarzach.

Hunter usiadł na brzegu łóżka i przyciągnął mnie do siebie, zamykając w ramionach. Dałam mu się przytulić, nie czując kompletnie nic. Potwierdziłam tym tylko swoje przypuszczenia, że mój były pozbawił mnie wszystkiego.

- Jestem – wyszeptał chłopak, składając na mojej głowie pocałunek. – To był tylko koszmar.

Nie, to była moja śmierć.

***

Wieczorem doszłam do wniosku, że kąpiel jest mi niezwłocznie potrzebna. Kendall i Colin zniknęli na resztę dnia, więc nie miałam okazji z nimi porozmawiać, a Hunter praktycznie cały czas przy mnie siedział, podczas gdy ja leżałam. Próbował rozmawiać ze mną na błahe tematy, a ja z całych sił starałam się mu odpowiadać. Dowiedziałam się, że chłopak nienawidzi oliwek, bo jedną się kiedyś zadławił. Ja mu opowiedziałam o swoich urodzinach z klaunem w roli głównej. Tak dla kontrastu.

Podniosłam się z łóżka, kierując do łazienki. Rana dawała o sobie znać przy każdym, nawet najmniejszym ruchu, ale zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Nabrałam nieco sił, bo zostałam zmuszona do zjedzenia choćby gofrów, które Hunter sam przygotował, a przy których robieniu musiałam mu towarzyszyć. Gołym okiem dało się zauważyć, że nie chciał mnie zostawiać samej i chyba mu się nie dziwiłam. Po moich słowach miał pewnie mnóstwo czarnych myśli. Cóż, ja też.

Zawsze po trudnych sytuacjach w moim życiu przychodził moment, w którym miałam spojrzeć w lustro. Za każdym razem efekt był ten sam - kończyłam zapłakana na podłodze, nienawidząc swojego losu.

Ale coś się zmieniło.

Tym razem, wchodząc do łazienki i spoglądając w lustro, widziałam jedynie pustkę w swoich oczach. Nie było tam nic, co byłoby warte ratunku. Bezdenna nicość, która mnie pochłonęła.

Nie zrobiła na mnie wrażenia moja posiniaczona twarz, tak samo jak nie zrobiło tego krzywe „Y", wycięte na moim brzuchu, które pewnie miało być „K", gdyby tylko udało mu się dokończyć. I choć wcześniej bałam się na to spojrzeć, teraz byłam pewna, że nie było czego.

You belong to me. Dylogia belong #2Where stories live. Discover now