Rozdział 29

1K 86 2
                                    

Przez całe swoje życie nie odczuwałem większego strachu niż tej nocy. Nie mogłem zasnąć, nawet gdy Loren padła ze zmęczenia. Wtulałem się w jej włosy i wdychałem jej zapach, jakbym robił to po raz ostatni. Ale tak nie było. Udało mi się ją powstrzymać przed samobójstwem, a to był dopiero początek. Byłem świadomy, jak ciężką drogę trzeba przejść, żeby wyjść z takiego stanu. Mocniej objąłem ciało śpiącej dziewczyny, uważając, żeby nie przesadzić.

Loren była krucha i silna jednocześnie, jednak w pewnym momencie ta słabsza część jej, przejęła nad nią kontrolę. Chciałbym wiedzieć, co siedziało w jej głowie, żebym mógł jej pomóc chociaż w małym stopniu. Chciałbym zabrać od niej całe cierpienie, jakie w sobie nosi.

Rana na brzuchu sprowadziła mnie na ziemię. Sięgnąłem po tabletki przeciwbólowe od Francisa i ponownie przytuliłem się do dziewczyny. Cieszyłem się z jej obecności i gdybym mógł, nie odstępowałbym jej na krok. Działała na mnie jak najmocniejszy narkotyk, uzależniając swoim uśmiechem. I mimo iż nie widziałem go często, uwielbiałem ten widok. Tak samo jak jej zaróżowione policzki, gdy się zawstydzała.

Pogładziłem ramię Loren i schyliłem się, żeby delikatnie pocałować zakończenie wystającego obojczyka, a następnie przewróciłem się na plecy, gdy pozycja w której leżałem zaczęła sprawiać mi ból. Byłem wykończony pod względem fizycznym i sen byłby dla mnie zbawieniem, ale nie mogłem spuścić jej z oczu. Nie darowałbym sobie, gdyby ponownie próbowała targnąć się na swoje życie, a ja nie zdążyłbym jej pomóc.

Tabletki od Francisa miały chyba podwójne działanie, bo oczy zaczęły mi się kleić, jakbym nie przespał co najmniej dwóch dni. Walczyłem ze znużeniem całe piętnaście minut, nim na dobre zamknąłem oczy, poddając się zbawiennemu odpoczynku.

***

Przebudzenia powinny być spokojne, a nie wywoływać atak serca, tak jak u mnie. Kiedy otworzyłem oczy i nie zobaczyłem Loren w łóżku, od razu poderwałem się do siadu, ignorując promieniujący ból. Będąc w samych dresach sprawdziłem każdy możliwy pokój na piętrze, a następnie zszedłem na dół, żeby i tam się rozejrzeć. W głowie zaś zdążyły pojawić się najczarniejsze scenariusze, i na moje nieszczęście każdy wydawał się realny.

- O, śpiąca królewna wstała – przywitała mnie Alishia, mając usta wypełnione gofrem. – Chcesz? – Uniosła swoją porcję w moją stronę. – Na kaca nie polecam, ale nie piłeś, więc...

- Widziałaś Lori? – przerwałem jej. Moja klatka piersiowa unosiła się ciężko od wysiłku, jaki włożyłem w przejście takiego dystansu. Musiałem się nawet podeprzeć ściany, gdy zakręciło mi się w głowie. Cholera, ta rana jest mi potrzebna jak dziura w no... Dobra nieważne.

- Mhm.

- Weź to zmień, bo wygląda, jakbyś srał brzuchem – odezwał się Colin ze skrzywioną miną. Podszedł bliżej i przyjrzał się opatrunkowi, po czym zbladł na twarzy. – Aż mi się przypomniała szarlotka...

Położyłem całą dłoń na twarzy przyjaciela i odsunąłem go od swojego brzucha, posyłając mu jednocześnie wkurzone spojrzenie. Nie miałem czasu na kontemplacje na temat mojego opatrunku.

- Zgłodniałem – powiedział blondyn, uważnie przyglądając się śniadaniu Alishii.

- To sobie coś upierdol – odburknęła mu.

- Przed chwilą słyszałem, jak proponowałaś gofra Hunterowi! – Wyrzucił rękę w moją stronę. – Co on ma, czego ja nie mam?

- No nie wiem... Może dziurę w brzuchu? – Blondynka wzruszyła ramieniem i zatopiła zęby w swoim śniadaniu.

You belong to me. Dylogia belong #2Where stories live. Discover now