Rozdział 19.

4.8K 364 73
                                    

Tony

Cieszyłem się jak dziecko, że znowu będę mógł mieć ją przy sobie. Musiałem oddać kilka podpisów, aby prace nad projektami poszły dalej… Gdybym tylko postanowił inaczej, gdybym został z nią, w jej domu, nic by się nie wydarzyło. Chris Mitchell nie byłby w stanie jej uderzyć. Nie pozwoliłbym mu nawet na nią nakrzyczeć.

Daisy była bez sił, pełna smutku, tak jakby straciła kogoś bliskiego, ale to z niej uleciał kolejny, biały płatek. Jej imię odzwierciedlało to, jak jej życie wyglądało. Była podobna do stokrotki, której brakowało wody, która powoli gubiła białe płatki, zostając z niczym. Jej ojciec dosłownie wyrwał ją z ziemi, a ja planowałem, za wszelką cenę ją posklejać, dać jej wymarzone życie, by mogła rozkwitać na nowo.

Rana na ustach nie była duża, ale ta na policzku… 

Nawet nie chciałem sobie wyobrażać, jak bardzo cierpiała. Chyba nie docierało do niej, co się stało, kiedy przyszedłem. Nadal chciała chronić ojca. Rozumiałem, że była w szoku, ale ja nie byłem. Musiałem go od niej odseparować. Usunąć na jakiś czas z życia. 

Zamknąłem Daisy w pokoju. Krzyczała, prosiła przez płacz, żebym ją wypuścił, ale była za słaba, żeby oglądać, jak ojciec opuszcza dom, miałem nadzieję, na bardzo długo. 

Pierwsze co zrobiłem, to zadzwoniłem do Harrego. 

– Tak, panie Parker? 

– Masz rzucić wszystko, Harry i jak najszybciej załatwić transport dla ojca Daisy. Zadzwoń do tej kliniki, niech po niego przyjadą. Przekaż im, że może się stawiać i jest pijany. 

– Nie sądzę, panie Parker, że przyjmą go w takim stanie… 

– Słyszysz, co mówię, czy mam powtórzyć? – syknąłem, a następnie wziąłem głęboki wdech. – Byłem tam, rozmawiałem z decyzyjnymi osobami. Zapłaciłem im, Harry. Przyjmą go, tylko musi wejść o własnych siłach. 

– Dobrze, już dzwonię. – Rozłączył się.

Wszedłem do jego sypialni. Stanąłem nad łóżkiem i trzepnąłem w ramię. Machnął zachlany ręką, jakby chciał odgonić muchę. Chwyciłem go za koszulkę i potrząsnąłem. 

– Co jest, do kurwy… – Nie zdążył dokończyć, bo uderzyłem go w twarz. 

Nie z nienawiści, którą do niego pałałem i nie z taką siłą, na jaką zasługiwał. Musiał się obudzić. Nieprzytomnego, nie przyjmą go do kliniki…

– Jedziesz na odwyk – warknąłem i nie zamierzałem dyskutować. – Trzeba spakować dokumenty i coś na przebranie. Resztę dowiozę jutro. 

– Puszczaj – bełkotał. 

– Nie tym razem – powiedziałem przez zaciśnięte zęby. – Uderzyłeś ją. Pewnie to nie pierwszy raz, ale pierwszy raz udało mi się ciebie przyłapać. – Zabrałem szklankę wody, która stała na komodzie i chlusnąłem mu w twarz. 

Zakaszlał kilka razy. Nie zamykał już co chwilę oczu. 

– Gdzie masz jakąś torbę? – Popchnąłem go z powrotem na łóżko. 

Zacząłem otwierać półki i szukać jakiejś bielizny, piżamy, koszulki, czegokolwiek… Niestety więcej w półkach było pustych butelek po alkoholu niż ubrań. 

Znalazłem potrzebne rzeczy i rzuciłem na materac, obok niego. 

– Dokumenty – podniosłem głos. – Gdzie masz dokumenty? 

MUTUAL BENEFITOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz