Filip

0 0 0
                                    

Filip.
Długi czas Iza unikała mnie jak ognia. Po powrocie z jej rodzinnego domu, jakby... coś się stało, choć nie rozumiałem, co takiego zrobiłem. Byłem grzeczny, aż do porzygu. A jednak, coś nas podzieliło.
A może nigdy nie połączyło?
Nie wiem.
Jakaś czarna moc mi mówi, że spotyka się z Gabrysiem, choć oboje się do tego nie przyznają. Zresztą... ja nie pytam wprost. Nie chcę tego wiedzieć.
Próbuję na wszelkie sposoby się do jej zbliżyć, pomagać, zagadać, gdzieś zaprosić, ale rozmawia ze mną jak z kumplem. Grzecznie i niedostępnie. Tyle.
A potem Gabryś zwołuje rodzinną naradę i zaprasza nas do Grecji. Nie wiedziałem, że coś takiego kombinują... gdyby chcieli być sami, na pewno by o tym nie powiedzieli, a jednak... mówią.
Spoglądam na Dorotę, która jest zbyt zajęta telefonem, aby orientować co się do niej mówi. Przestałem z nią gadać po tym, jak spuściła mnie na drzewo będąc w ramionach innego, ale widzę, że nie zrobiło to na niej większego wrażenia. Wciąż jest zajęta swoimi sprawami, a to mnie jeszcze bardziej wkurwia.
– Dorota? – pyta w końcu Gabryś.
– Co? Aaa... no tak, nie na mnie nie licz. Nie chce mi się z wami do Grecji jechać.
Noż kurwa, jestem w szoku. Już wyobrażałem ją sobie w skąpym bikini na plaży..  a potem o zachodzie słońca, jak razem spacerujemy, trzymając się za ręce... ale widzę, że nic z tego. Jak można odmówić takich krótkich wakacji, tak daleko od domu? Czym albo raczej kim jest taka zajęta, że odmawia?
Ja pierdolę, to mi nie da żyć.
– Ja jadę – oświadczam, martwiąc się o to, że Gabryś zostanie z Izą zbyt długo sam na sam.
No i, czy ja nie jestem chory psychicznie? Nie chcę, aby Gabryś pojechał tylko z Izą, wciąż mając nadzieję na jej zdobycie, a z drugiej strony martwię się, czemuż to Dorota odmawia.
Nasze kochane mamuśki przekonują ojców, że to będzie urlop ich życia... I jadą z nami. Żal nie skorzystać, wiadomo. Tylko Dorocie nie jest żal, nie wiadomo dlaczego.
Zanim pojedziemy, próbuję z Gabrysiem porozmawiać jak dawniej, ale całkiem mnie olewa, odpowiadając zdawkowo. Odkąd wróciłem z tego Krakowa mam wrażenie, że jest jeszcze gorzej niż było, a naprawdę tego nie chcę. To mój przyjaciel, brat, kurwa.
No nic myślę sobie. Wpadnę do jego mieszkania na piwko wieczorem, to na pewno mnie nie wyrzuci. Nie będzie miał wyjścia i będzie musiał ze mną pogadać. Tę sprawę jakoś w końcu trzeba rozwiązać. Nie możemy się tak mijać. Jeśli powie mi w oczy, że są parą z Izą i być może się w sobie zakochali, dam im spokój raz na zawsze. I będę się cieszył jego szczęściem.
Ale jak zwykle... nic nie jest tak, jak sobie zaplanuję.
Postanowiłem, więc jadę do jego mieszkania. Mam własne klucze, więc nawet nie wysilam się, aby zadzwonić do drzwi. Po prostu otwieram, trzymając w drugiej dłoni sześciopak naszego ulubionego piwa. Myślę sobie, że jeśli mnie nie wyrzuci, pogadam jak dawniej, pogramy w Fifę, zamówimy coś do jedzenia, posiedzimy.
Wchodzę do środka, a z łazienki wyłania się Dorota.
Noż, kurwa... w samym króciutkim ręczniczku. Długie, mokre włosy spływają jej po plecach, a ja... stoję jak wryty, kiedy odwraca się do mnie przodem, przytrzymując prowizoryczne wiązanie ręcznika.
– Filip? A co ty tu robisz? – pyta zaskoczona.
– Chyba o to samo mogę zapytać ciebie – rzucam, choć myślę sobie, że ona jednak ma większe prawo tu przebywać. To dom jej rodzonego brata... ja jestem tylko jego kumplem. Do niedawna najlepszym.
– Mieszkam – odpowiada spokojnie.
– Jak to mieszkasz?
Uśmiecha się tak zabójczo, tymi dużymi ustami, że mam ochotę je zjeść. Bez makijażu wygląda jeszcze lepiej. Kika słodkich piegów zdobi jej twarz, na nosie i policzkach. Długie rzęsy okalają te słodkie, niewinne oczka, a co jest niżej, aż boję się myśleć.
– Uciekłam od mamy. Przywiozłeś mnie tutaj ostatnio taksówką, nie pamiętasz?
Sięgam do czeluści wspomnień i faktycznie tak było. Wtedy, kiedy spotkaliśmy się przez przypadek na imprezie, potem pojechaliśmy razem taksówką i Dorota wysiadła tutaj.
– No... pamiętam, ale myślałem, że nie chcesz, aby cię matka najebaną zobaczyła.
Śmieje się.
– Jestem dużą dziewczynką, mama widziała mnie nie raz w gorszym stanie. Mieszkam tu już kilka tygodni, nie wiedziałeś?
No skąd miałem wiedzieć, kiedy tych kilka tygodni z Gabrysiem mijam się jak z sąsiadem, którego nie lubię?
– No nie... przepraszam, że tak wtargnąłem, ale mam swojego klucze.
– Dobrze, że nie byłam nago.
Raczej, szkoda myślę sobie, ale tego nie mówię. Wciąż stoję w drzwiach, Dorota czeka na mój ruch gapiąc się na mnie.
– Ehym... ja do Gabrysia.
– Nie ma go i nawet nie pytaj mnie, gdzie jest, bo nie wiem.
Pewnie z Izą, od razu przebiega mi przez myśl.
– Wchodź, jak chcesz, tylko się ubiorę – mówi Dorota i zaraz znika w drugim pokoju, który pewnie zajmuje.
Nie wiem, co zrobić, ale w sumie... I tak niczego nie planowałem na ten wieczór, poza wypiciem piwa z przyjacielem.
– A ty się gdzieś wybierasz?! – krzyczę przez zamknięte drzwi do jej sypialni.
– Nie! Mam randkę z netflixem! – Odpowiada, a po chwili wychodzi.
Ja jebię. Miała się ubrać, a w tej piżamce wygląda tak, że mogę sobie wyobrazić jeszcze bardziej, co ma pod nią, niż w tym króciutkim ręczniczku.
Jasnoróżowa, satynowa koszulka na ramiączkach, odsłania dekolt Doroty. Jest nieco szersza, ale to w niczym nie przeszkadza. Do tego spodenki z takiego samego materiału, zakończone białą koronką... przylegające do jej tyłeczka idealnie.
No wygląda tak zabójczo, że boję się na tej kanapie poruszyć, żeby mi coś ze spodni nie wyskoczyło.
Przechadza się po salonie, wchodzi do łazienki, potem wychodzi, zakłada ręce na biodra i na mnie patrzy.
– No... więc co to za randka? – pytam głupawo, bo normalnie mi mowę odebrało.
– Wczoraj byłam u koleżanki, oglądała zajebisty serial jakiś... chyba kryminał. Jest siedem odcinków. Muszę go zobaczyć – odpowiada i odchodzi do aneksu, a mój wzrok za nią.
Otwiera lodówkę, przez chwilę wpatrując się w jej zawartość.
– Mam wódkę, whisky i colę, nie wiem, czym cię poczęstować.
– Mam... piwo – dukam po chwili, bo pochyla się do mnie tyłem, sięgając do otwartej zamrażarki. Króciutkie spodenki odsłaniają kawałki jej pośladków, aż fiut staje mi na baczność na ten widok. Po chwili Dorota wyciąga lód, prostuje się, wrzuca kilka kostek do szklanki, nalewa sobie herbacianego trunku, zdejmuje jakąś kartkę z lodówki i wraca do salonu, zajmując miejsce w drugim rogu kanapy.
– Oglądasz ze mną? – pyta, kiedy nie przestaję się na nią gapić.
– A... no tak, czemu nie – odpowiadam po chwili.
– Co zjemy? – doświadcza się czytając ulotkę. – Pizza, burgery, pikantne skrzydełka, sushi, krewetki w cieście i sałatce... – wymienia, ale przy niej nawet nie czuję głodu.
– Mmm... nie wiem, na co masz ochotę, to zamów.
– Ja może krewetki wezmę, choć... – tu spogląda na mnie z uśmiechem wachlując się ulotką – może nie powinnam ich jeść w męskim towarzystwie.
– Czemu?
– Krewetki to znany afrodyzjak.
Śmieję się. Jej to niepotrzebne, faceci i tak pewnie stoją w kolejce, błagając o jedno spojrzenie tych oczu.
– To mówisz, że możesz się na mnie po takiej kolacji rzucić? Dobrze, że to nie grochówka – odpowiadam rozśmieszając Dorotę.
– Na ciebie to musiałabym ich z wiadro zjeść – odpowiada i trochę robi mi się przykro. Dlaczego wiadro? Nie podobam jej się, brakuje mi czegoś, czy jak?
Niech no wypije jeszcze drinka, to ją zapytam.
– To mi weź... – tu wyciągam dłoń po kartkę i omiatam ją wzrokiem. – A pizzę. Może sama się skusisz.
Wskazuję numerek i po chwili Dorota składa zamówienie. Kręci się na kanapie, wypina znowu ten tyłeczek w moją stronę, zupełnie niewinnie i w końcu wyciąga coś spod poduszki.
Skarpety. Babcine, bawełniane, wyglądają jak dwa węże.
– Sorry, ale zawsze mi zimno w stopy – wyjaśnia wkładając niepasujące do jej seksownego stroju części ubrania.
Chociaż... jak tak na nią po chwili spoglądam w tej piżamce i skarpetkach... wygląda uroczo. Jak niewinna mała dziewczynka, którą chciałbym chronić. Mógłbym codziennie na nią patrzeć w tym stanie. To mnie jara jak nie wiem.
– Dobra, odpalam – mówi, znalazłszy odpowiedni serial.
– Myślałem, że kobiety wolą komedie romantyczne i słabe drineczki.
Znowu udaje mi się ją rozbawić, a jej naturalny śmiech potęguje we mnie podniecenie.
– Widocznie tylko takie kobiety spotykałeś na drodze. To jakiś schemat?
Nie odpowiadam. Nie lubię jak mi tak dopieka do żywego, już dzisiaj po raz drugi.
Ale właściwie ma trochę racji. Co wiedziałem o tych kobietach, które lądowały w moim łóżku, na jeden raz? Właściwie nic. I nawet nie starałem się ich za bardzo poznać. Nie obchodziło mnie to jakie filmy lubią, jaki alkohol piją... piły zazwyczaj to samo, co i ja.
Próbuję skupić się na serialu, bo Dorota gapi się w ekran nie odrywając wzroku, ale to dość trudne, kiedy moje oczy ciągle wędrują po jej seksownym ciele, aż muszę się z tej bluzy rozebrać.
Po pierwszym odcinku, niewiele pamiętam z tego, co obejrzałem, a Dorota natychmiast włącza kolejny.
– Może jednak nalej drinka. Jakoś... piwo mi nie idzie – oświadczam, kiedy wstaje pokazując na pustą szklankę.
Przynosi nam dwie szklaneczki i normalnie zaczynam ją podziwiać, że pije whisky bez coli, z samym lodem. Ja jestem mężczyzną, więc dla mnie to nie jest nic nadzwyczajnego, ale ona?
Kiedy tylko włącza kolejny odcinek rozlega się dźwięk domofonu i Dorota podrywa się z kanapy w tym samym momencie, co ja.
– Ja zapłacę – oświadczam, nie mogąc pozwolić, aby kobieta kupowała mi jedzenie.
– Nie ma mowy. Jesteś jakby moim gościem. Siadaj.
Gościem... bratem... dlaczego nie jestem dla niej mężczyzną?
Wracam posłusznie na miejsce, Dorota odbiera zamówienie i stawia na niewielkim stoliku kawowym tuż przed nami.
– Chcesz talerzyk?
– Nie trzeba – odpowiadam patrząc jak odpakowuje Eko sztućce, włącza film i zabiera się za jedzenie.
Nie mogę się skupić patrząc jak pochłania krewetki, jedną za drugą, jakby... zajmowała się wciąganiem do ust czegoś innego. Jestem chorym zboczeńcem i tyle.
Krewetki to afrodyzjak... mi nie trzeba ich naprawdę. Wystarczy mi jedno spojrzenie na Dorotę i natychmiast mam ciasne spodnie.
Kiedy kończymy, moja kompanka dostaje wiadomość na telefon. Kątem oka cały wieczór na nią zerkam, i teraz widzę, że lekko się uśmiecha do niewielkiego ekranu. To pewnie on. Ja... Jestem tylko jej bratem. Przyjacielem. Gościem.
Aż mnie w żołądku ściska na myśl, że być może, kiedy stąd wyjdę... On tu przyjdzie i będzie oglądał ten sam widok co ja, a potem jeszcze lepszy... bez tej piżamki.
– A ty tak możesz się skupić, jednym okiem na telefonie, drugim na tv? – pytam, bo ciągle coś komuś odpisuje, wiadomości przychodzą co chwilę, a to mnie wkurwia do nieprzytomności.
– Mogę. Właśnie... z koleżanką próbujemy odgadnąć, co będzie w kolejnym odcinku i kto jest kim.
Aha, akurat... i do wiadomości od koleżanki tak się uśmiecha. Po co kłamie?
– To nie mogłaś po prostu z nią obejrzeć? – pytam.
– Czasami człowiek chce posiedzieć sam, zrelaksować się w ciszy... odpocząć, uwolnić myśli. Muszę do tego zawsze mieć koleżankę?
Czytam między wierszami, że jestem tu zbędny... zaprosiła mnie po prostu z grzeczności.
Dopijam drinka na wdechu i oznajmiam, że wychodzę, nie spoglądając na nią ponownie.
– Nie no, zaczekaj! Nie to miałam na myśli, Filip – krzyczy za mną i wiem, że zachowałem się jak smarkacz, ale no... za dużo tego dzisiaj dla mnie.
– Wiem, ale i tak już pójdę – odpowiadam, odwróciwszy się po raz ostatni, spoglądając na stojąca za mną w korytarzu Dorotę.
– Dlaczego nie jedziesz do Grecji?
– Mam inne plany.
– Z nim? – pytam, jak głupek, choć wiem, że to nie moja sprawa.
– Ale z kim? Ciągle zadajesz to samo pytanie: z nim, o niego, może zapytasz czy pod nim, czy nad?
Zaciskam zęby. Tego nie chciałbym wiedzieć.
– Naprawdę uważasz, że... musiałabyś zjeść wiadro krewetek, aby... poczuć do mnie jakiś... pociąg?
Patrzy na mnie zszokowana, rozchylając delikatnie usta w geście zdziwienia.
– No... nie Filip, to nie tak...
– A jak?
Dorota kilka razy otwiera usta i zamyka, jakby nie umiała ułożyć jakiegoś pocieszającego mnie zdania w jedno.
– Ja... nie myślę o tobie w ten sposób. Jesteś... moim bratem.
A gówno prawda.
Czepiła się tego, jak rzep psiego ogona.
Robię krok do przodu, nie zostawiając między nami żadnego wolnego miejsca, chwytam Dorotę za dłoń i kładę sobie na klatce piersiowej. Nie odsuwa się... czuję, jak oddech jej przyspiesza.. nie wiem czy to wynik wypicia tych drinków, zjedzenia krewetek, czy może to ja jednak na nią działam.
– Wiesz doskonale, że nie jesteśmy prawdziwym rodzeństwem – oznajmiam sunąc jej dłonią po swojej koszulce w górę, aż do twarzy. Muskam ustami nadgarstek Doroty od wewnętrznej strony, nie spuszczając jej z oczu.
Przez umysł przebiega mi jedna myśl: wszystko bym oddał, aby pocałować te usta ostatni.
Nie spuszczamy się z oczu, widzę rosnące podniecenie w nas obojgu... teraz się przekona, że nie jestem jej bratem. I nigdy nie byłem. Dlaczego wcześniej tego nie dostrzegaliśmy?
Sięgam palcami drugiej dłoni, do włosów Doroty, i przyciągam ją do siebie, wbijając się w jej wargi, o których marzę od dawna z namiętnością, od której kręci mi się w głowie.
Ta seksowna bestia nie protestuje, wręcz przeciwnie. Obejmuje mnie za szyję, poddając się moim pieszczotom, jej język natychmiast odnajduje mój i razem walczą o terytorium, a od tego mam zawroty głowy. Jej zajebisty zapach uderza mnie w nozdrza, dłonie same ślizgając się po jej seksownych plecach, docierając do tyłka.
Kiedy słyszę jęk Doroty, przestaję mieć jakiekolwiek hamulce. Podnoszę ją i niewiele myśląc sadzam na komodzie, która stoi w korytarzu. Coś spada na podłogę, ale nas to nie obchodzi.
Moje usta zjeżdżają po szyi Doroty, kąsam ją zębami i zasysam delikatna skórę, aż po dekolt.
– Boże, tak... – szepcze Dorota głosem pełnym podniecenia, a ja i mój przyjaciel w spodniach też jesteśmy na tak.
Mam zamiar zerwać z niej te ciuszki, zabrać do łóżka i kochać całą noc, aż zabraknie jej sił na więcej.
Ale ktoś nam przerywa. Może na szczęście.
W następnej chwili, słyszymy dźwięk otwieranego w drzwiach zamka. Odrywam się od Doroty, przeklinając Gabrysia w głowie, jakby był całym złem tego świata.
Dorota zaskakuje z szafki, próbując się pozbierać do kupy i stajemy obok siebie, co z perspektywy Gabrysia musi wyglądać dość nienaturalnie albo śmiesznie.
– Filip? A co ty tu tak późno robisz?
– Ehym... wpadłem do ciebie ale... ciebie nie było więc... obejrzałem z Dorotą serial – jąkam się. Gabryś wchodzi do salonu, rozgląda się jakby szukał oznak tego, co tu przed chwilą robiliśmy, ale niczego nie znajduje.
– Pogadamy kiedy indziej co? – pyta mnie przyjaciel.
– Jasne. Tak... dzięki Dora, za.. miły wieczór – żegnam się i po prostu uciekam, bojąc się, że za chwilę ją porwę ze sobą.
Tak mi to... utkwiło... cała noc nie śpię wspominając ten gorący pocałunek, jakbyśmy co najmniej wzięli ślub. Wciąż czuję jej zapach dookoła siebie, dotyk, a w uszach dźwięczy mi jej słodkie „Boże, tak”, niczym echo w górach. Pragnęła mnie, jestem tego pewien. Mnie. Swojego brata.
Co za dziewczyna... jak ja mogłem tego nie dostrzegać przez tyle lat?
Całą sobotę nic nie robię, gapiąc się w telefon. Dorota nic nie pisze, ani nie dzwoni... wiadomo, każda kobieta czeka najpierw na ruch mężczyzny, ale mimo wszystko myślałem, że... napisze choćby głupie cześć.
A prawdę mówiąc... myślałem iż napisze, że jej się podobało, że chciałaby to dokończyć... że chce więcej, że chce mnie.
Dobra, myślę sobie. Pojadę tam dzisiaj znowu.
Ale jak to będzie wyglądać? Zaraz pomyśli, że jestem niewyżytym erotomanem.. dzisiaj może jest trzeźwa i spuści mnie na drzewo. Poza tym... co ja powiem Gabrysiowi? Tyle tygodni nawet tu nie zajrzałem wiedząc, że nie chce ze mną gadać, a teraz jak gdyby nigdy nic przyjdę kolejny dzień z kolei i mam udawać, że to do niego? Akurat, bo uwierzy.
Całą sobotę biję się z myślami... co zrobić? Nie mogę o tym zapomnieć... co się między nami nagle stało.
A może to nie nagle? Już od jakiegoś czasu przecież... Dorota robi na mnie wrażenie, większe i większe. Poza tym jestem wyposzczony, jak nigdy dotąd. Ale tak coś czuję, że na widok innej laski by mi teraz nawet nie stanął.
A jednak.
Dzwoni Iza i odbieram ten telefon, trzymając się myśli, że może uda mi się z nią wyjść jak tonący brzytwy.
Ja pierdolę, chce się umówić.. po takim czasie, ni stąd i z owąd dzwoni i po prostu pyta, czy mam wolny wieczór.
W mig zapominam o Dorocie i od razu się zgadzam.
Wygląda jak milion dolarów, ale coś w jej twarzy mi mówi, że nie jest najszczęśliwsza. Nie wiem, może płakała.
Nie jest to spotkanie o jakim marzę. Myślałem, że uda mi się ją rozluźnić, pogadać, pożartować... dowiedzieć się czegoś więcej, a przede wszystkim tego, dlaczego tak nagle do mnie zadzwoniła, ale Iza wciąż jest niedostępna, jakby zimna, wycofana. Nie pozwala się pocałować, a kiedy oznajmia, że wraca do hotelu... nawet nie staram się jej zatrzymać, próbując sobie ułożyć wszystko w głowie.
Gabryś ją wystawił, na bank... a ona chciała się zemścić. Albo go wkurwić.
No, ale gdzie on jest?
I co teraz ze mną? Czego ja właściwie chcę?

Ostatni pocałuję twoje usta ZOSTANIE WYDANADonde viven las historias. Descúbrelo ahora