Filip.
Wyjście mojego brata na wolność jest niczym... pojawienie się aligatora w pobliskim lasku. Idziesz na spacer, a nagle – stajesz oko w oko ze złem w miejscu, po którym tego byś się w życiu nie spodziewał.
Mało śpię, niewiele jem, ciągle jakby czuwam.
Staram się sobie tłumaczyć, że to tylko pieprzone cztery dni, ale... jakieś mocne przeczucie mi mówi, że tych dni będzie więcej.
Poświęcam się i idę z tym idiotą do dyskoteki w nadziei, że się schla, a ja zabiorę go do domu i położę spać.
Musimy z Gabim wysłuchać ploteczek na temat życia więziennego, szczypty lub też wiadra zazdrości, jacy to z nas farciarze, że mamy biznes ojców i bezpieczną przyszłość, a potem mój kochany braciszek okazuje się być sprytniejszy niż agent wywiadu i po prostu nam znika.
Szukamy go jeszcze przez pół godziny w okolicznych lokalach, ale gdzieś się zmył.
Kurwa, jeszcze detektywa odwołałem mając nadzieję, że uda mi się go upilnować samemu. Ale ze mnie kretyn.
Gabi wraca do domu, ale ja się nie poddaję i pół nocy jeżdżę po mieście. Nawet do tego burdelu zajrzałem, ale mnie wyśmiali, nie mówiąc nic.. czy tu był, czy nie był.
Potem... już przechodzi sam siebie i po powrocie z dyskoteki mama z płaczem oznajmia nam, że zginęło jej... pięć tysięcy złotych. Od razu informuję o tym Gabrysia.
Kurwa, kto taką kasę trzyma w skarpecie?
Tata jest wściekły... kłócą się z mamą przez chwilę, a potem muszę go zawieźć na pogotowie. Problemy z nadciśnieniem wróciły z prędkością światła, przez tego idiotę.
Mama też nie lepsza. Może sama mu te pieniądze wręczyła, kto wie. Synusiowi marnotrawnemu.
Nie wiem doprawdy jak po tym wszyscy się pozbieramy.
Jedyne światełko w tunelu to rozmowy z Dorotą.
Po tym jak wyrzuciłem z siebie ciążące mi uczucia i powiedziałem jej, że mi na niej zależy jest mi lepiej. Rozmawiamy... po prostu rozmawiamy. Głównie proszę ją o to, aby na siebie uważała. Żadna deklaracja nie pada, bo nie chcę składać jej żadnych obietnic przez telefon, a tym bardziej wyznawać swoich uczuć, ale... najchętniej chciałbym mieć ja przy sobie już teraz. Aby tu była i swoim ciepłem odegnała te ciemności, w których teraz się plączę.
Rozsądek jednak podpowiada, że bezpieczniejsza jest u Gabrysia. A ja nie mogę jej narazić, nie wiedząc co jeszcze mojemu bratu przyjdzie do głowy.
Dzień po tym, jak mama zorientowała się, że dmuchnął jej kasę, a tata został w szpitalu na obserwacji wraca do domu jak gdyby nigdy nic.
Oczywiście nie obywa się bez awantury, w której Adrian znowu wylewa swoje żale... On jest zły, a ja byłem i jestem pupilkiem rodziców. Ja wszystko dostałem, ja wszystko zawsze miałem.
– Tak, a słońce pewnie też święci dzięki mnie, a do więzienia też cię zamknęli przeze mnie? – pytam wkurwiony. – Czemu wziąłeś tę kasę?! Nie była twoja!
– Kurwa, żeby zabalować, jak człowiek i niczego nie żałować przez cztery pierdolone dni! Szkoda ci tych kilku tysięcy?! Do grobu się z nimi położysz?!
Odpycham go od siebie, na co zawija dupsko i znika w swoim pokoju.
Mama jest załamana... już nie staje po jego stronie, choć po mojej też nie.
Powinienem wrócić do swojego mieszkania, ale boję się, że jak spuszczę go z oczu...
W sumie nie muszę go spuszczać. Sam się spuszcza, i tego dnia, którego ma się stawić w więzieniu po powrocie z przepustki, kiedy myślimy, że nasze problemy związane z nim się magicznie rozwiążą, wieczorem dzwonią z komisariatu z informacjami, że Adriana nie ma.
No koszmar.
Stawiam detektywa na ostrzu noża... policja też natychmiast zaczyna działania poszukiwawcze... ale mój brat zapada się pod ziemię.
Powiedziałbym, że to dobrze, ale... nie jest dobrze. Jest cholernie daleko od dobrze, a ma być jeszcze gorzej.
W jednej chwili zamieni moje życie w piekło.
I pomoże mi pewne sprawy zrozumieć.
CZYTASZ
Ostatni pocałuję twoje usta ZOSTANIE WYDANA
ChickLitGabryś i Filip są przyjaciółmi z piaskownicy. Od lat prowadzą nie tylko wspólny biznes, ale i wspólne życie towarzyskie. Kiedy do ich hotelu, zatrudniają menadżera - świat obu wywraca się i staje na głowie. Do tej pory nigdy nie zdarzyło się, aby wp...