Izabela

2 0 0
                                    

Iza.
Żyjemy troszkę jak w zawieszeniu.
Ja nie tak bardzo, mnie ta sprawa na szczęście nie dotyczy, ale Gabryś okazuje się być maniakiem kontroli i nas obie z Dorotą niemalże siłą zamyka w swoim mieszkaniu.
Oczywiście mam świadomość, że to poważna sprawa, bo wszyscy troje wyglądają na śmiertelnie przerażonych. Ale myślę sobie, że przecież nie może być tak źle. On nie może być taki zły. To przecież jego rodzina. Coś musiało w nim się zmienić przez te lata... może dojrzał, dorósł, czuje się winny.
Czcze gadanie i senne marzenia.
Kiedy Gabi jedzie po rzeczy Doroty, dzwoni jej telefon.
Z rozmowy wnioskuję, że to Filip... dzisiaj o czymś rozmawiali, choć przez to wszystko jeszcze nie miałam okazji zapytać, o czym.
Moja walka z byłym szefem zeszła na dalszy plan. Zajmę się tym, jak sytuacja trochę się uspokoi.
– Dorota? – pytam ją, kiedy wraca do salonu. – To Filip?
Kiwa głową.
– I co mówił?
– Prosił, żebyśmy się nigdzie nie włóczyły. Powiedziałam mu, że jestem tu z wami.
W końcu... choć okoliczności są okropne, zaczął dbać o to, co naprawdę jest ważne... w końcu dostrzegł to, czego być może nigdy nie widział.
Gabryś wraca do mieszkania z rzeczami Doroty. Spędzamy wieczór razem, ale każde zatopione we własnych myślach.
Długo w noc rozmawiamy szeptem o całej tej sytuacji i Gabryś mówi, że jeśli będzie trzeba, wyjdzie z Filipem i jego bratem, byleby go utrzymać możliwie na jak najkrótszej smyczy, aby przez te dni nie narobił głupot.
Nie zgadzam się, ale nie mam wiele do gadania.
Wciąż podziwiam ich przyjaźń... nie łączą ich więzy krwi, a jednak... to taka więź, której im zazdroszczę. Omal jej przeze mnie nie stracili. Na szczęście wszystko się dobrze skończyło i mam nadzieje, że tak zostanie.
Nigdy nie widziałam Gabrysia w takim stanie... wiem, że nie znamy się aż tak długo, ale mimo wszystko, takiego przejętego, widzę go po raz pierwszy. I mam nadzieję ostatni.
Już kolejnego dnia, budzi nas telefon od Filipa. Adrian był w domu na noc. Rano zjadł śniadanie, doprowadzając jego, i jego ojca do szaleństwa cynicznym zachowaniem, po czym wyszedł z domu.
– Dzwoniłeś do detektywa? – pyta Gabi.
– No jasne. Mam nadzieję, że coś mu się uda ustalić. Zaproponowałem mu wieczorem dyskotekę, ale... chuj wie, czy dotarło. Już się pewnie czegoś naćpał. A przynajmniej tak rano wyglądał. Jak przećpany świr – odpowiada Filip.
Skąd ma kasę, myślę sobie?
Za roboty więzienne? Zabójcy raczej nie remontują szkół, czy szpitali.
– Dobra. Dawaj znać.
Jedziemy z Gabrysiem na większe zakupy i tak sobie myślę, że nie możemy dać się zwariować, a właśnie to robimy. Toż chyba nie zaatakuje nas w biały dzień, wśród tylu ludzi, w supermarkecie? Przecież Adrian nie czeka tuż za rogiem? On nawet nie wie, kim jestem.
Gabryś nie przyjmuje tych tłumaczeń do wiadomości. Przez cztery dni mamy to wytrzymać i koniec.
Wieczorem znowu dzwoni Filip.
– Zbieraj się. Przyjedź do Trzynastki – prosi.
– Będziecie tam?
– Tak się z nim umówiłem. Wiem od detektywa, że cały dzień przesiedział w burdelu na Wiejskiej. Tyle.
Aha, myślę sobie. Czyli nic nadzwyczajnego, co mogłoby ich jakoś niepokoić. To raczej normalne, że po takim czasie... mężczyzna potrzebuje kobiety.
Gabryś nie daje się przekonać i wychodzi wieczorem do clubu o dziwacznej nazwie Trzynastka. Nie, żebym była jakaś przesądna, ale w tym momencie każdy szczegół ma dla mnie jakieś ukryte znaczenie.
Czekamy z Dorotą jak ja ścięcie.
Co spodziewamy się usłyszeć przez telefon? Że świetnie się bawią? Albo, że Adrian przedwcześnie wrócił do więzienia? Raczej nie.
Już po trzech godzinach Gabryś wraca do domu.
– Coś się stało?
– No... można powiedzieć, że tak. Poszliśmy tam – zaczyna opowiadać. – Wypiliśmy po kilka szotów, pogapiliśmy się na... tańczące dziewczyny i Adrian powiedział, że idzie do toalety. I już nie wrócił.
Ja pierdolę.
– Mało tego – dodaje. – Zwinął matce pięć tysięcy.
Dorota wciąga powietrze, a ja zatykam dłońmi usta.
– To teraz będzie się bał do domu wrócić – zamyślam się, ale Gabi prycha kpiąco.
– On nie ma żadnych hamulców i na pewno wróci, bo nie ma dokąd pójść. Kurwa, boję się, że ta rodzina tego nie wytrzyma.
Dorota wstaje i wychodzi do sypialni, kłapiąc drzwiami.
Słyszymy, że z kimś rozmawia... pewnie z Filipem.
To wszystko jest takie... dziwne i bolesne.
Wciąż zastanawiamy się, co kombinuje, gdzie znika... co robi. Ale wygląda na to, że po prostu chce się zabawić.
Nawet nie wiecie jak bardzo się mylę.
Oczywiście Adrian wraca do domu już kolejnego dnia. Nie przejmując się zupełnie tym, że ukradł jedynej osobie, która go broni i wciąż w niego wierzy pieniądze, zamknął się w swoim pokoju, a Filip musiał ojca na SOR zawieźć i tam go zostawił, żeby mu ciśnienie unormowali.
Przyjaciel Gabrysia szaleje z niemocy, próbując się czegoś dowiedzieć, ale jego brat zwyczajnie gra z nim w kotka i myszkę.
I z nami też.
Nie wiem, jak im wszystkim pomóc, co zrobić. Detektyw także jest w ciemnej kropce – kiedy chłopcy poszli z Adrianem do dyskoteki, mając nadzieję, że czegoś się dowiedzą, odwołali śledzenie i tyle z tego wynikło.
A po czterech dniach... nasz koszmar zamienia się w rzeczywistość i rodzice Filipa – to znaczy jego mama, bo tata wciąż jest w szpitalu, dostaje telefon z policji ze Adrian nie wrócił z przepustki.
Chcąc nie chcąc, z płaczem informuje o tym Filipa, a on nas.
Tylko...
Co dalej?

Ostatni pocałuję twoje usta ZOSTANIE WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz