Filip

0 0 0
                                    

Filip.
Tego wieczora... dociera do mnie wiele kwestii, których dotychczas nie chciałem dostrzec.
Po pierwsze i chyba najważniejsze: moje serce nie jest i chyba nigdy nie było zainteresowane za serio Izą. Ale jak się okazuje kimś innym.
Kiedy i jak to się stało? Znamy się od pieluchy, kurwa. Zawsze traktowałem ją jak siostrę... ale od jakiegoś czasu już tak nie jest i wreszcie musze spojrzeć prawdzie w oczy. Dorota nie jest i nie była moją siostrą, a to jak dorosła i kim się stała... no brak mi słów.
Po drugie: naprawdę nie wściekam się na Gabrysia za to, że zakochał się w Izie. Na nią zresztą też nie. Ale po co to ukrywali? Dlaczego?
Naprawdę powód jest tak głupi, że Iza nie chciała między nami stanąć? Możliwe. Przecież jak kretyn zacząłem z nim rywalizować, choć niemalże od początku czułem, co się święci.
Po trzecie: pogoniłem od siebie wszystkich, choć tego nie chciałem naprawdę. Ale jak to teraz poodkręcać? Dorota była świadkiem, jak omal z Gabrysiem się nie poszarpaliśmy o kobietę. Jak ona mi teraz uwierzy? Sam sobie bym nie uwierzył.
Gabryś jest moim przyjacielem, więc prędzej to wszystko zrozumie. I jestem świadom, że muszę go przeprosić. Izę też.
Póki co oczywiście jestem uziemiony. Nie chcę, jak ostatni tchórz załatwiać swoich spraw przez telefon, więc na razie zostawiam wszystko jak jest, mając nadzieję, że Gabi i tak się u mnie zjawi z pomocną dłonią.
Ale kolejnego dnia nic się nie dzieje. No jasne, nie chcą mnie widzieć.
Noga boli mnie kurewsko i co dwie godziny muszę wziąć dawkę tabletkę, żeby nie zwariować. Maść niewiele pomaga, a stabilizatora wcale nie zakładam, bo wtedy mnie swędzi. Leżę tak na kanapie gapiąc się w telewizor, choć nie widzę, co oglądam.
W kółko próbuję coś wymyślić, żeby Dorota zechciała ze mną chociaż pogadać... ale nie wiem, czy mi uwierzy, czy będzie chciała słuchać i... co może czuć.
Myślę, że nie jestem jej obojętny... Ale wciąż wszem i wobec powtarza, że jestem jej bratem. Przyjacielem. I tak mnie traktuje... może mieć stu facetów, lepszych, przystojniejszych, bogatszych i przede wszystkim mądrzejszych... dlaczego chciałaby mieć mnie? Takiego kretyna?
Owszem całowaliśmy się... myślę, że gdyby Gabryś nam nie przerwał, przerodziłoby się to w coś więcej. Wciąż pamiętam to pragnienie, gorące wilgotne usta... jęk, jej dotyk. Nie mógłbym się od tego uwolnić.
Chciałem, żeby jechała z nami do Grecji. Chciałem, aby tam była, żeby być tam z nią. Ale ona nie pojechała, mając ciekawsze zajęcia. No cóż... ktoś z pewnością jest w stanie zaoferować jej więcej ode mnie. A ja? Co jej dałem przez te lata? Nic.
Ta wiedza mnie dobija. Nie dość, że nie mogę spać przez nogę, to jeszcze kłębiące się myśli nie pozwalają mi odpocząć.
Następnego dnia dostaję wiadomość od Gabrysia.
Jak tam?
Się wysilił.
No, ale zasłużyłem.
Lepiej. Dzięki.
Lepiej... akurat. Owszem noga boki mnie niej, ale... Myśli nie dają spokoju.
Próbuję trochę rozchodzić ten ból, ale wtedy czuję się jeszcze gorzej.
W mojej lodówce jest pingwin, ale gdy tylko pomyślę o wyjściu do supermarketu, robi mi się słabo. Z niecierpliwością czekam do południa i zamawiam większy obiad. Dopiero wtedy czuję się trochę lepiej.
Nawet się nie kąpałem wczoraj. Uznałem to za zbędny wysiłek.
Po piątej drzwi do mojego mieszkania się otwierają i wchodzi....
Dorota.
Skąd ma klucze?
– Zanim mnie wywalisz wiedz, że nie jestem tu dla przyjemności, ale dlatego, że brat mnie poprosił. Więc daruj sobie – mówi na wstępie nawet się ze mną nie witając.
Zasłużyłem.
– Czemu myślisz, że zechcę cię wywalić? – odpowiadam z kanapy, szokując Dorotę. – Cieszę się, że przyszłaś. Pomógłbym ci, ale...
– Nie trzeba – mówi oschle i wnosi dwie wielkie ekologiczne torby do kuchni.
Obserwuję ją z zaciekawieniem. Rozpakowuje zakupy, krząta się po mojej kuchni, zaglądając do szafek, a potem zakłada ręce na biodra i pyta, czy coś zjem.
– Pierogi – odpowiadam wyszczerzając do niej zęby.
– Ale nie kupiłam pierogów.
– A nie możesz mi zrobić? – dopytuję się, na co patrzy na mnie spod byka. – Żartuję. Nie musisz nic robić, zjem jakąś kanapkę.
– Sprawdzasz mnie? Umiem zrobić pierogi, więc lepiej uważaj.
Zaskakuje mnie. Ale wierzę jej. Dlaczego miałaby kłamać?
– Co ci pomóc? – pyta przysiadłszy na fotelu, po przeciwnej stronie kanapy, na której siedzę.
– Nie no... dzięki za zakupy. Wystarczy.
– Daj spokój.
– Nie będziesz mi sprzątała.
Uśmiecha się.
– A co, sądzisz, że tego też nie umiem?
– Myślę, że taka kobieta jak ty umie wszystko – odpowiadam i miało to zabrzmieć trochę żartobliwie, ale Dorota jest zszokowana tym komplementem. Widzę wyraźnie, że się miesza, po czym wstaje i idzie do łazienki.
– Nastawię ci pranie i trochę tu ogarnę! – krzyczy.
Potem krząta się po całym mieszkaniu, zbiera jakieś rzeczy, wchodzi do mojej sypialni, jakby była u siebie... I cholernie bardzo bym chciał, aby tak zostało.
Słyszę jak szoruje prysznic, potem odpala odkurzacz, miotełką ściera kurze, nastawia zmywarkę. Porusza się tak szybko, a zarazem dokładnie, że jestem w szoku. Mi to by zajęło tydzień.
Co prawda nie miałem aż tak brudno, ale jednak. Po powrocie z Grecji nie miałem czasu, aby zapoznać sobie głowę sprzątaniem... a teraz nie mam jak.
Tak po godzinie, może półtorej Dorota kończy i oświadcza, że zamówiła nam na kolację pierogi.
– Co? – śmieję się. – A te zakupy się zmarnują, tak?
– Jeszcze kilka dni nie wstaniesz to będziesz miał akurat. A dzisiaj możemy zjeść pierogi.
Może i racja.
Dorota przynosi talerze, szklanki i pyta, czego się napiję.
– Może whisky.
– Bierzesz leki, na pewno nie.
No tak.
– Ale ty możesz.
– Przyjechałam samochodem, nie ma mowy, że będę piła i to jeszcze sama.
Wywracam oczami.
– To wrócisz sobie taksówką albo zostaniesz na noc – rzucam niby od niechcenia, ale czekam w rzeczywistości na jej reakcję. Otwiera oczy ze zdziwienia i niemal widzę, jak chce odpowiedzieć jakąś ciętą ripostą, ale dzwoni domofon. Podrywa się więc i idzie do drzwi.
Co za laska.
Przynosi jeszcze ciepłe jedzenie, i naprawdę jego zapach mnie powala, aż czuję głód.
– Smacznego – mówi Dorota i chętnie biorę swoją porcję, patrząc jak je. Nawet wtedy jest idealna. Nie sądziłem, że taka mała kobietka może tyle zjeść.
– Skąd wzięłaś takie zajebiste pierogi?
Dorota się śmieje popijając cole.
– Niedaleko mojej uczelni, jest taka naleśnikarnia. Naleśniki mają zajebiste, ale pierogi jeszcze lepsze.
Aha, myślę sobie. Pewnie była tam zapraszana przez swoich kolegów... może faceta. Tylko ja jej nigdy, nigdzie nie zaprosiłem.
– Dobra to... – chrząka Dorota. – Zmyję to i będę lecieć. Pomóc ci w czymś jeszcze?
Wtedy przychodzi mi do głowy niecna myśl.
– Wykąpać się – rzucam z niewinnym uśmiechem.
– Filip!
– No co? Nie, Dorota, na serio. Pomóż mi chociaż ze spodniami i zaprowadź pod prysznic. Nie kąpałem się wczoraj.
Przymruża oczy, zakłada na krzyż ręce pod piersi i zastanawia się, czy mówię serio.
– Nic ci nie zrobię, jeśli się martwisz. No chyba, że się wstydzisz, nagiego ciała mężczyzny to...
– Oj już, już. Dobra dawaj te spodnie, pomogę ci – odpowiada, choć myślałem, że mi powie coś w stylu: nie wstydzę się, albo nie takie ciałka widziałam.
Zdejmuję koszulkę, Dorota pomaga mi ściągnąć spodnie i tak oparty na jej ramieniu idę do łazienki.
– Może stołek ci przyniosę – pyta, kiedy ledwo jestem w stanie wejść do kabiny.
– Dam radę. Chcesz... zostać?
– No na pewno nie. Kąp się już lepiej. To jeszcze pranie rozwieszę.
– Przynieś mi z sypialni jakieś gacie – dorzucam, na co jej policzek się rumieni, tak słodko, aż miałbym ochotę go musnąć ustami.
Dorota wychodzi, po chwili wraca i na szafce kładzie moje bokserki, po czym zamyka drzwi, znajdując się za nimi.
Aż tak mnie nie boli jak to przedstawiam, ale... no cóż. Jak mogę trochę pograć, pogram. A jeszcze przecież jej nie przeprosiłem.
Udaje mi się powycierać i włożyć majtki, i tak wychodzę do salonu.
Dorota w sekundę znajduje się przy mnie, a jej słodki zapach drażni mi nozdrza do tego stopnia, że mój fiut, czy tego chcę, czy nie reaguje na jej bliskość. Mam nadzieję, że tego nie zauważy.
– Dawaj tę maść to ci ją jeszcze nasmaruję i może lodem obłożę to będzie ci lepiej – oświadcza i czuję się jak król życia, kiedy kładzie moją stopę na stoliku i delikatnymi ruchami wsmarowuje maść. Potem myje ręce, i przynosi z zamrażarki lód.
– Lepiej?
– Nie masz pojęcia jak mi dobrze – odpowiadam śmiejąc się.
Siedzimy obok siebie patrząc sobie w oczy. Zastanawiam się, co roi się w tej ślicznej główce.
– Dorota, przepraszam – mówię chwytając ją za dłoń. Ściskam mocniej, nie pozwoliwszy jej na wyswobodzenie się. – Chciałbym, żeby było między nami jak kiedyś. Żebyś zapomniała o tym, że omal was stąd... nie wyrzuciłem. Nie chciałem.. tego.
Wzdycha głośno, puszcza moją rękę, po czym kładzie swoją na moim ramieniu i prosto w oczy mówi:
– Nie możemy być... już przyjaciółmi, Fi – unoszę jej dłoń do swoich ust i muskam delikatnie.
– Wiem.
Dorota znowu głośno wzdycha, po czym robi ruch, jakby chciała wstać, ale nie pozwalam jej na to, wciągając w swoje ramiona.
I nie opiera się wtuliwszy w mój nagi tors, oddychając ciężko.
– Przepraszam cię jeszcze raz.
– Nie masz za co. Ja... to wszystko rozumiem.
Całuję ją we włosy i odpowiadam:
– A mnie się wydaje, że nic nie rozumiesz.
Unosi lekko głowę... obejmuję ją dłonią za szyję czekając, aż mi ją wykręci w złości, ale nie robi tego, a w następnej chwili jej usta lądują na moich i przyznam szczerze, że kurewsko za tym tęskniłem, nie mogąc się uwolnić od jej smaku.
I co teraz dalej my zrobimy?

Ostatni pocałuję twoje usta ZOSTANIE WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz