30. Max Tower - Coś nowego

7K 507 23
                                    

I znów wracałam do szkoły. Ah, to uczucie niechęci jakie wywoływała świadomość o niektórych lekcjach. Mimo, że większość lubiłam, bo miałam z nich dobre stopnie, to jednak wygrywała część budzących niechęć do życia zajęć, których wręcz nienawidziłam i obarczałam za to nauczycieli. Poniekąd to oni przyczyniali się do tego, że przedmiot stawał się dla uczniów niczym innym, jak męczarnią. Ależ czym by było życie bez tych codziennych zmagań się z tym, co nas irytuje czy bez tego, czego naprawdę nie mamy chęci wykonywać? - Byłoby wspaniałe, proste! Ludzie, jednak lubią utrudniać sobie życie...

   Zwlekłam się z łóżka i udałam się do łazienki. Bosymi stopami stąpałam po zimnych kafelkach w ubikacji. Lekki chłód wpadający przez niezamknięty, ale w miarę dociśnięty do framugi balkon sprawił, że miałam chęć jak najszybciej wrócić do łóżka i zapaść w zimowy sen.
Rozczesałam multum kołtunów na włosach, po czym dalej doprowadzałam się do codziennego porządku, a przynajmniej starałam... Wyciągnęłam sobie jakieś czarne, stare, wytarte na kolanach dżinsy i białą koszulkę na ramiączkach, na którą zarzuciłam szarą bluzę. Wyszłam z pokoju z naładowaną książkami torbą. Szara codzienność, aż chciało się żyć.

— Dzień dobry. Jak spałaś? - zapytała mama stojąc w białym szlafroku na środku kuchni z kubkiem w ręce.

— Dobrze. Mamo, czy William się już odzywał? - zapytałam z czystej ciekawości.

— Nie, ale nie gniewaj się na niego. Na pewno ma powody. Wiem, że gdyby to była błaha sprawa, to by nie wyjechał ze względu na ciebie - pogładziła mnie po włosach, jak małą dziewczynkę.

— Ok, to ja lecę. Do zobaczenia - rzuciłam i wyszłam z domu. Po tym jak miałam wizje, William nie odezwał się do mnie nawet słowem. — Mógłby przynajmniej zadzwonić - powiedziałam sobie pod nosem.

Porywisty wiatr rozkopał moje dopiero co poukładane włosy, a delikatnie zroszona deszczem trawa, która już zaczęła przybierać zielony kolor dokładnie zmoczyła moje buty. Wiosna nadchodziła dużymi krokami. Czułam już ją w powietrzu.
Na końcu drogi dołączył do mnie Matthew. Łapiąc mnie od tyłu za biodra przyciągnął do swojego ciała, tak że nie było między nami przerwy.

— Hej, skarbie - złożył mi ciepły pocałunek na policzku.

— Hej. Dlaczego uciekłeś nad ranem? - tuląc się do jego klatki piersiowej zapytałam cichutko. Chciałam trwać w tej chwili jak najdłużej. Czułam się przy nim taka bezpieczna.

— Miałem z braćmi parę spraw do załatwienia. Nie chciałem cię budzić. Spałaś tak słodko, że trudno było mi cię zostawić w tym łóżku samą - uwodzicielsko wyszeptał mi do ucha, aż przeszło po mnie mnóstwo ciarek. Zerknęłam na zegarek, który Matt miał na ręce.

— Matt, muszę iść do szkoły

— Nie możesz zostać ze mną? - zrobił maślane oczy. Niestety, albo stety one na mnie, nic nie działały. Dotknął swoim nosem mojego policzka, a jego zimne powietrze z ust obiło się o moją szyję.

— Wiesz, że nie mogę opuszczać szkoły. Szczególnie kiedy dziś wracam z tej przerwy

— Nawet jeden dzień? - szepnął pocierając nosem o moją skórę na szyi.

— Dlaczego tak ci na tym zależy? - podejrzliwie zapytałam kierując na jego zakłopotaną twarz mój przenikliwy wzrok. Wyrwałam się z jego uścisku, żeby lepiej go widzieć.

— Chciałem spędzić z tobą więcej czasu...

— Matt... - chciałam zapytać o co tak mu chodzi, ale uznałam, że się myliłam i po prostu na chwilę zamilknęłam. — Nie mogę. Wybacz, ale muszę iść - jego twarz była zniesmaczona. — Nie powstrzymasz mnie nawet tymi słodkimi oczami - powiedziałam, gdy chłopak po raz kolejny zmaślaczył oczy. Na jego twarzy pojawiło się rozbawienie.

HybrydaWhere stories live. Discover now