51. Kolejna próba

2.5K 200 62
                                    

Matt
Byliśmy w trakcie omawiania planu, gdy usłyszeliśmy hałas dobiegający z zewnątrz. Wyszliśmy wszyscy.

— Szukamy hybrydy - zawołał wysoki mężczyzna w kapturze. Spojrzeliśmy się na siebie. Nie zdążyliśmy omówić do końca naszej strategii, jednak połowę zdążyłem już zrealizować. Na próżno mi było się ukrywać. Czekali tylko, abym się przyznał, gdyż zabiliby tylko mnie, a jeśli bym się nie przyznał zabiliby każdego, kto był mi bliski na moich oczach.

Spojrzałem pewnie na najstarszego brata i kiwnąłem lekko głową.

— To ja - podniosłem wysoko głowę i posłałem trzem mężczyznom groźne spojrzenie.

Oczywiście sama rada wyższych, jak podejrzewałem nie ruszyła się, aby mnie zabić. Przysłali swoich ludzi, którzy wykonywali za nich brudną robotę.

— Rada chce, abyś zawarł z nimi pakt - zaśmiałem się na usłyszane słowa.

— Rada myśli, że będę ich psem? - zakpiłem.

— Możesz wybrać śmierć, bądź życie u boku rady - powiedział bez jakichkolwiek emocji.

— Hmm... Niech się zastanowię - udałem zamyślonego. A tak naprawdę rozejrzałem się ilu ich było. Wyczułem obecność sporej grupki wampirów, o dziwo nie czułem żadnego wilkołaka. — Zdecydowanie wolę śmierć. Bycie posłusznym mi nie pasuje - powiedziałem wyraźnie dupkowi, który bacznie mnie lustrował.

— W takim razie z rozkazu rady zostajesz skazany na śmierć - dopowiedział.

— Jakim prawem decydujecie o moim życiu? - zapytałem patrząc jak za drzew wyłaniała się grupa wampirów. — My też coś dla was mamy!

— Matt! Łap! - brat rzucił mi metalową rurkę. Złapałem przedmiot i rzuciłem się do walki. Uderzyłem większego od siebie wampira i odskoczyłem na bok. Widząc jak wielkolud traci równowagę, podbiegłem i wbiłem metalowy przedmiot w głowę skurczybyka. Wielkolud skonał. — Takie szybkie załatwianie sprawy, to ja lubię

Na szczęście mieliśmy po swojej stronie ducha światła. William się do nas przyłączył. Dzięki Alison mieliśmy jeszcze Deryka i Carlosa, którzy chętnie i pewnie stanęli w naszej obronie. Mieliśmy ręce pełne roboty, gdyż wampirów ciągle przybywało, a mnie brakowało już sił. Spojrzałem na braci, jak sobie radzili z wrogami. W pewnej chwili złapałem się za ramię, które zostało dźgnięte czymś metalowym.

Zwróciłem wzrok do właściciela tego przedmiotu, stojącego tuż przede mną. A mym oczom ukazał się Max. Pijawka z siłą wyciągnęła swoje ostrze z mojego ramienia i uśmiechnęła się do mnie chytrze. Z bólu opadłem na kolana nie spuszczając wzroku z usatysfakcjonowanego przeciwnika. Przycisnąłem ranę, z której sączyła się krew. Jeszcze raz spojrzałem w oczy wroga. Po nich dostrzegłem, że nie to nie był koniec. Nie zostawiłby mnie tak. Chwycił mocno ostrze i zamachnął się w moim kierunku raz jeszcze. Zdążyłem chwycić żelastwo gołą ręką.

 Zdążyłem chwycić żelastwo gołą ręką

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
HybrydaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz