trzydzieści

474 52 24
                                    

MICHAEL

Jak najszybciej jechałem do szpitala, w którym znajdował się Ashton. Nie zwracałem uwagi na czerwone światła czy znaki, po prostu jechałem, by móc zobaczyć swoją miłość.

Nie mogłem zrozumieć słów, które powiedział mi Luke. Ashton umiera. To jest niemożliwe. Ashton nie może umrzeć. On musi żyć, nie może odejść z tego świata. Nie mam pojęcia, co zrobił, lecz wiem, iż liczą się minuty w ratowaniu jego życia. Gdybym przyjechał do szpitala zbyt późno, a Ashtona już by z nami nie było nikt nie powstrzymałby mnie od darcia się w niebogłosy. Ból będzie nie do wytrzymania, będzie rozrywać moje już w strzępkach serce. Nie pozbieram się po tym.

Wydawało mi się, że jedziemy w nieskończoność, aczkolwiek w pewnym momencie zatrzymałem samochód na parkingu tuż obok szpitala. Zamykając go pobiegłem do budynku, a Luke zaraz za mną. Zatrzymując się w holu szukałem recepcji, i gdy znalazłem ją podszedłem do młodej kobiety siedzącej za ladą. Wyglądała na spokojną, a nie chciałem jej straszyć, kiedy przypadkiem krzyknę. Nie mogłem uspokoić się.

- Gdzie leży Ashton Irwin? - zapytałem na wdechu. Kobieta zerknęła na mnie, po czym spojrzała w monitor komputera. Wpisała imię i nazwisko mojej miłości i szukała pokoju, w którym przebywa. Chciałem ją pospieszyć, lecz powstrzymałem się.

- Niedawno, co przyjechał. Jest na oddziale intensywnej terapii, pokój trzysta siedemdziesiąt jeden.

Nie podziękowałem, tylko od razu skierowałem się w stronę windy. Oparłem się o ścianę, a Luke obok mnie zrobił to samo. Jego policzki były mokre od łez, a włosy nie wyglądały tak idealnie, jak wcześniej. Co chwilę przeczesywał je palcami i lekko pociągał za ich końce. Przejmował się tak samo, jak ja, ale ja starałem się nie okazywać tego tak bardzo, jak mój przyjaciel.

- Nie dam rady... - powiedziałem do chłopaka, a ten skinął głową.

Blondyn nie odpowiedział, więc spojrzałem na niego. Z każdą chwilą robił się coraz bledszy, trzymał się za brzuch. Nie wyglądał zbyt dobrze. Położyłem dłoń na jego ramieniu, kierując jego twarz w moją stronę. Na jego czole wystąpiły kropelki potu.

- Zaraz zwymiotuję - powiedział, na szczęście, w samą porę, ponieważ drzwi windy otworzyły się na odpowiednim piętrze.

Wziąłem chłopaka pod pachę i szybkim krokiem udaliśmy się do łazienki. Pchnąłem drzwi i poprowadziłem go do toalety, a ten od razu zwrócił całą zawartość żołądka. Stałem obok niego i gładziłem go po plecach, by w jakiś sposób wesprzeć go. Nie mogłem patrzeć, jak Luke co chwilę wymiotuje kaszląc i płacząc przy tym.

Blondyn odsunął się od toalety i oparł o najbliższą ścianę. Spuściłem za niego wodę i zamknąłem deskę klozetową i kucnąłem, opierając dłonie na jego kolanach. Luke dyszał ciężko, próbując złapać oddech. Bałem się, że ma atak paniki, jednak chwilę potem uspokoił się. Nawet nie płakał. Zamiast tego ściskał dłonie w pięści, próbując nie wybuchnąć gniewem.

Wstałem, podając mu rękę. Skorzystał z mojej pomocy, podciągnął się do góry i wyszliśmy z łazienki.

Rozglądając się po korytarzu nie zauważyłem jego rodziców, dlatego skręciliśmy w prawo, a kiedy dostrzegłem mamę Ashtona pobiegłem do niej i już potem trzymałem ją w objęciach. Kobieta szlochała, mocząc moje ubranie, ale nie przejąłem się tym. Luke usiadł na krześle, twarz chowając w dłoniach. Gdzieś dalej słyszałem podniesiony głos ojca Ashtona, najwyraźniej kłócił się z lekarzem.

Kobieta odsunęła się i odeszła kilka kroków dalej. Patrzyłem na nią, jak wyciera twarz chusteczką i poprawia włosy, by nie wpadały jej na oczy. Ojciec Ashtona wyszedł z jakiegoś pomieszczenia, a za nim lekarz trzymający w dłoni podkładkę z papierami. Nigdzie nie widziałem Tiny i zastanawiało mnie, czy w ogóle wie, iż jej brat walczy o życie.

little secret; mashton ✔Where stories live. Discover now