cztery

1.6K 135 34
                                    

Obudziłem się i od razu tego pożałowałem. Otworzyłem oczy, po czym zalała mnie fala światła z żarówki wiszącej na suficie. Zasłoniłem oczy dłonią, choć i tak na nic się to nie zdało. Czułem przeszywający ból w skroniach oraz mdłości. Nie miałem pojęcia, gdzie się znajduję ani która była godzina. Nie pamiętam zbyt wiele z tego, co działo się dzisiejszego dnia. Pamiętam tylko tyle, że zerwałem się z Michaelem z lekcji, ale to wszystko. Co mogło się wydarzyć podczas naszych wagarów?

Po swojej lewej stronie słyszałem jakieś hałasy, które przyprawiały mnie o mocniejszy ból głowy. Zmarszczyłem nos, zamykając oczy. Gdzie ja do cholery byłem? Co się ze mną działo? Nigdy nie czułem się tak okropnie jak teraz. Miałem ochotę ponownie zasnąć, jednak byłem zbyt ciekaw nowego miejsca. Nie był to mój pokój, to mogłem doskonale rozpoznać.

Powoli dźwignąłem się do pozycji siedzącej. Z każdym ruchem czułem się fatalnie, acz musiałem dowiedzieć się, gdzie jestem i dlaczego. Odparłem się plecami o ścianę, kładąc dłoń na czole. Zmrużyłem lekko oczy i zacząłem badać pomieszczenie. Znajdowałem się w niewielkim pokoju z drewna. Na przeciw mnie stał drewniany stolik, a obok niego krzesło, na którym leżał mój plecak. Nad stolikiem wisiał obraz przedstawiający jakieś jezioro, a wokół niego spacerujących ludzi. Po mojej prawej wstawione było okno, z którego miałem widok na drzewa za nim. Po lewej stała szafa, a obok niej jakaś roślina. Nigdy wcześniej nie widziałem tego miejsca i zastanawiałem się, co takiego musiałem zrobić, że wylądowałem aż tutaj. Z lekka się denerwowałem. Jak daleko byłem od domu? I gdzie jest Michael?

Z kieszeni spodni wyjąłem telefon. Sprawdziłem godzinę i nie mogłem uwierzyć. Dochodziła dziewiętnasta. Nadal nie miałem pojęcia, gdzie jestem, a już za kilka godzin będzie noc. Nie byłem w miłej sytuacji. Wstałem z łóżka i zacząłem wolnym krokiem kierować się do pomieszczenia, z którego słychać było te znajome dźwięki.

Wszedłem do kuchni, w której nad szafką z narzędziami kuchennymi stał jakiś mężczyzna. Oparłem się o framugę i obserwowałem jego ruchy. Poza nim w pomieszczeniu nie było nikogo. Gdzie do cholery jest Michael?

- Usiądź, chłopcze, a nie stoisz w progu - powiedział nagle mężczyzna, nie odwracając się do mnie. Usiadłem więc na krześle i czekałem, aż znów się odezwie.

Byłem kłębkiem nerwów. Musiałem być za kilka godzin w domu, a tymczasem siedziałem w obcej kuchni z jakimś facetem wielkich rozmiarów, być może niebezpiecznym. Czy mógł zrobić coś Michaelowi? To by wyjaśniało, dlaczego go tutaj nie ma. Spróbowałem wyglądać jak normalniej, by nie nabrał podejrzeń, iż obawiam się go. Po co mi były te wagary? Mogłem zostać w szkole, a potem wyjść gdzieś z Luke'em. Zacisnąłem ręce w pięści i czekałem.

W końcu mężczyzna znalazł to, czego szukał, odłożył to na blat kuchenny i odwrócił się do mnie. Z twarzy wyglądał jak zwyczajny mężczyzna, którego nie trzeba się bać. Wyglądał na około sześćdziesiąt lat i z twarzy wydawał się całkiem miłym człowiekiem. Oczywiście nie mogę ocenić go po wyglądzie. Nawet z pozoru mili ludzie mogliby być niebezpieczni.

Ashton, po co dramatyzujesz?!

- Chłopie, żebyś ty wiedział w jakim stanie cię znalazłem - zaczął mężczyzna, krzyżując ręce na piersi. Wpatrywał się we mnie szarymi, przyjaznymi oczyma. - Podobnie było z tamtym w różowych włosach. Godzinę zajęło mi wrzucenie was do samochodu i zawiezieniu tutaj.

A więc Michael tutaj jest. Odetchnąłem w duchu.

- Długo nie spałeś - kontynuował mężczyzna. - Znalazłem was gdzieś tak trzy godziny temu, jednak zasnęliście w samochodzie w drodze do mojego domu. Czegoś wy się naciągali?

little secret; mashton ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz