9.

41 6 4
                                    

Dla Kacpra, którego zaciekawiła postać stojąca w progu :)


-No witam, witam- mówi nieznana nam osoba.

W drzwiach, centralnie przede mną i Lucy stoi dziewczyna. Ubrana na ciemno. Ma długie, gęste, ciemne włosy, związane w wysokiego kucyka. Spięte sięgają jej do pasa, a co dopiero, gdyby je rozpuściła. Ma usta bardzo- ale to bardzo- zbliżone do warg Mary Rose. W sumie... cała ją przypomina.

Czy ja do reszty zwariowałem? Pewnie mam jakieś omamy. Czy teraz wszystkie dziewczyny będą mi przypominały Mary? Aż to sprawdzę...

Patrzę na Luc. Wygląda tak jak przed chwilą. Prawie.

Oczy wyskoczyły jej z orbit. Patrzy raz na dziewczynę, raz na obraz. Chyba dostrzegła podobieństwo przede mną.

Chwyta mnie za rękę.

-Derek...- ściska moje palce. Robi tak wtedy, kiedy na prawdę jest przerażona.

Postanawiam interweniować. Przełykam ślinę.

-Dzień... dobry?- mówię bez przekonania.

-Dla kogo dobry, dla tego dobry- odpowiada długowłosa. Wchodzi głębiej do pokoju.- Co wy tu robicie?

Patrzymy po sobie z ognistowłosą. Nie przychodzi nam nic do głowy. W każdym razie nie mi, bo moją przyjaciółkę zatkało już od chwili i nie wydaje żadnego odgłosu z siebie od dobrych paru minut.

Wracam wzrokiem na dziewczynę.

-Bo my... Bo ja... Może my już pójdziemy- stwierdzam. Idę do wyjścia, ciągnąc za sobą przejętą sytuacją Luc. Dziewczyna w ciemnym zagradza nam drogę.

-Macie tu więcej nie przychodzić. Czy to jasne?

Patrzę w jej oczy. Czekoladowe!

-Jak słoneczko- odpowiadam z przekąsem. Wychodzimy. Po schodach wręcz biegniemy. Zdyszana Lucy zatrzymuje się przed gankiem.

-Derek... Kto to był?

-Nie mam pojęcia. Słowo.

Czekam, aż trochę odsapnie.

-Wszystko w porządku? Widziałem, że się bałaś. Na schodach, pajęczyn, a w szczególności tej ciemnej niuni.

Nie odpowiada.

-Przepraszam. Nie powinienem był cię tam ciągnąć. Mogłem powiedzieć to najzwyczajniej w świecie.

Wbija we mnie swój wzrok.

-To ja jestem głupia, że się na to zgodziłam. Ale już jest okay. To jak z czytaniem dziennika?

-No tak.

Wracamy tą samą drogą.

Wchodzimy do domu. Lucy wita się z Melissą i przytula moją małą bratanicę. Jackson już wyszedł.

Kiedy jesteśmy już w pokoju, zamykam drzwi. Otwieram szafę. Odkopuję pamiętnik i delikatnie podaję go Lucy. Obchodzi się z nim tak, jakby był z chińskiej porcelany. Na ten widok uśmiecham się półgębkiem. Ostrożnie zaczyna go wertować. Kiedy kończy, znajduję poprzednio czytany fragment. Czwartek, dziewiątego maja 1865 roku.

Dziewczyna odgarnia sobie włosy za ucho i wczytuje się w treść. Kończy.

-Ja... Nie wiem co o tym myśleć. Podsumujmy fakty. Jest obraz przedstawiający Mary Rose Hall. Tak?

-Tak- przytakuję.

-Miałeś dziwny sen, tak?

-Tak.

-Wiesz, że to mogło być spowodowane stresem et cetera, prawda?

-To całkiem prawdopodobne...

-Wracając: mamy dziennik, tak?

-Tak. Do czego zmierzasz?

-Do tego, iż warto się dowiedzieć, kim była ta cała Mary Rose. Przy okazji warto poszperać także odnośnie tej dziewczyny w czerni.

Dźwięk sms-a z komórki Luc. Spogląda na nią.

-Muszę już lecieć, mama się dobija.

Wychodząc całuje mnie w policzek. To do niej niepodobne.




You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 24, 2015 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Tajemnica Mary RoseWhere stories live. Discover now