Rozdział 8

807 70 0
                                    

(Lidia)

Przebrałam się w strój bojowy i związałam włosy w kucyka. Wyszłam na korytarz i udałam się w stronę sali treningowej. Weszłam do środka i wszystkie spojrzenia padły na mnie. Byli już tam Isa, Katerina, Aron i Jace. Na nim najdłużej zatrzymałam wzrok. Podeszłam do Isy.

-Hej.

-Hej.

-Tak jak chciałaś, przyszłam na trening.

-To dobrze bo będziesz ze mną walczyć.

-Nie ma mowy.- nie chciałam się zgodzić bo wiem że przewyższam ją umiejętnościami i mogę jej coś przez przypadek zrobić.

-A co, cykasz się?

-Nie. Nie chce ci nic po prostu zrobić.

-Nic mi nie zrobisz. A teraz wybierz jak walczymy.

-Walka w wręcz.

-Uuuuu... odważnie.- powiedział Jace i spojrzałam na niego. Było w jego oczach podziw, lekki strach, zrozumienie i tak jakby miłość. Nie to nie możliwe.

-Zgoda.- powiedziała Isa i stanęła w pozycji gotowej do ataku a ja zaraz za nią. I zaczęła się walka. Walczyliśmy i raz szala zwycięstwa przechylała się na moją stronę a raz na jej. Po 30 minutach zaciekłej zalki chciałam to skończyć to zastosowałam inną technikę niż dotychczas i po chwili leżała już na ziemi szarpiąc się ze mną. Chciała walczyć dalej ale gdy dotarło do niej że przegrała poddała się.

-Brawo.- zaczeli mi klaskać, a ja pomogłam wstać uśmiechniętej i zmęczonej przeciwniczce.

-Nieźle. Musimy kiedyś to powtórzyć.-powiedziała ona i poklepałam mnie po plecach.

Po rozmowie z innymi poszłam do swojego pokoju wziąźć prysznic i nim się obejrzałam było już po północy. Położyłam się do łóżka i po chwili byłam w objęciach morfeusza.

Zabijam by istnieć, istnieje by zabijaćWhere stories live. Discover now