42

5K 431 70
                                    


Harry

- Czemu nie było cię tak długo? - Grace rozsiadła się na moim biurku. Przez myśl przeleciała mi sytuacja sprzed dwóch miesięcy, gdzie Joy siedziała w identycznej pozie. Zacisnąłem wargi i skupiłem się na teraźniejszości. - Z resztą, kiedy jedziemy w trasę? Podobno to niezła zabawa. Joy wyglądała na zachwyconą.

- Nigdzie dzisiaj nie jedziemy, muszę nadrobić robotę papierkową - wskazuję na stos kartek, które przykrywały do połowy postać Lindy. Przyjrzałem się jej uważnie i smutno uśmiechnąłem. Ona to zauważyła i odwzajemniła uśmiech. Już z tej odległości mogłem wyczuć, że obie panie nie przypadły sobie do gustu. - Grace - zwróciłem się do dziewczyny - Mogłabyś mi podać kalkulator? Leży na tamtym stole.

Grace robi urażoną minę, jednak schodzi z biurka i posłusznie idzie w poszukiwaniu przyrządu matematycznego. Ja w tym czasie siadam na krzesło i ściągam kurtkę, podwijając, przy okazji, rękawy swojej niebieskiej koszuli, na wysokość łokci.

Spoglądam na zegarek i stwierdzam, że najwyższa pora na porządną dawkę kofeiny, ponieważ moje oczy powoli zaczynały mimowolnie spadać podczas każdego mrugnięcia.

- Chcecie coś do picia? - pytam obie kobiety, patrząc przy tym na Lindę. Uśmiechnęła się do mnie, przecząco kiwając głową. Dziękowałem w duchu, że znajdowała się z naszą dwójką w pomieszczeniu. Grace nie mogła mnie dotykać, co bardzo mi się podobało. - Grace, a ty?

- A podajecie wódkę? - przewróciłem oczami, wstając od stolika. Podszedłem do dziewczyny i zabrałem od niej kalkulator, lekko wyciągając go z jej wypielęgnowanych rąk. Widziała, że jej żart nie był wcale śmieszny, dlatego od razu się poprawiła. - Okej, może być też woda - zmieszała się, dotykając swojego ramienia. - Dzięki.

Wyszedłem szybko na korytarz, przechodząc koło różnych pokoi. Nie wiem dlaczego, ale coś podkusiło mnie, aby zajrzeć również do pokoju Willa. Przecież to żadna zbrodnia. Zobaczę tylko, czy wszystko jest w porządku i wrócę do wyznaczonego przez siebie celu.

- Joy?

- Harry? - wpadamy na siebie w przejściu do pokoju Willa. Pocieram swoją klatkę piersiową, z którą, przed chwilą, miała styczność dziewczyna. - A co ty tu robisz?

- Miałem zamiar o to samo spytać ciebie - wpatruję się w nią tak samo przenikliwie, jak ona zrobiła to chwilę temu. Kurde, czemu ta dziewczyna obróciła nasze światy do góry nogami? - Nie powinnaś być w samochodzie z Willem? - zaczynam pierwszy, rozumiejąc, że Joy chwilowo utraciła dar mówienia. - Przecież niedawno wychodziliście.

- Wychodziliśmy - zaczyna powoli, skanując okolice za moimi plecami. W tym czasie ja mogłem podziwiać jej profil. Nie wiem jak, ale poszedłem pół kroku do przodu, przez co nasze klatki piersiowe znowu się złączyły. Czułem każdy jej oddech. To jak jej serce nagle zaczęło wybijać coraz szybsze tempo. - Ale zapomnieliśmy wziąć latarki. Mieliśmy dzisiaj stać przy wylotowej na trzydziestce piątce.

- Yhm - musiałem się przyznać, że zrozumiałem tylko początek zdania. Niestety reszta przestała mieć znaczenie, gdy jej pełne usta zaczęły się poruszać. - Masz to, po co przyszłaś?

Podniosła prawą rękę, pokazując mi swoją zdobycz. Poczułem się jak debil, gdy spojrzała na mnie karcącym spojrzeniem. Co ja zrobiłem?

- Tak - odpowiada, na chwilę się zatrzymując. - Dzięki, Harry, za ten miesiąc spędzony razem. Mama zauważyła we mnie zmiany, więc myślę, że wasza nauczka coś jednak dała.

- Czemu mi to teraz mówisz? - pcham ją całym sobą do środka pomieszczenia. Na szczęście, wcale się nie opierała. Zamknąłem drzwi i znowu na nią spojrzałem. - Coś się stało?

- Dzisiaj jest mój ostatni dzień - śmieje się, jakby to była najbardziej oczywista rzecz. W tym samym momencie poczułem, jak moje ciało powoli zaczynała zalewać fala gorąca. Jeszcze tego brakowało, aby moja twarz była czerwona jak burak. - Will nic ci nie mówił?

- Nie przypominam sobie - przełykam głośno ślinę. Idę jeszcze jeden krok do przodu, łapiąc Joy w pasie.

- Pech - widzę, że znowu próbuje być twarda za nas obojga. Nie chciałem, by tego robiła. Lubiłem jej ostry charakterek, ale na chwilę musiała go odłożyć. W końcu chodziło o coś ważnego.

- Joy, proszę, nie udawaj, że nic pomiędzy nami nie ma - wściekam się na jej bezinteresowność. - Każdy, kto na nas patrzy, przyzna mi rację, że coś jest na rzeczy. Dlaczego ty tego nie zrobisz?

- Może po prostu jestem mądra?

- Nie mów, że Will naopowiadał ci jakiś bajeczek z mojej przeszłości - jej oczy pociemniały, przez co zrozumiałem, że to musiało być prawdą. - Kurwa, zabiję skurwysyna!

- Harry, uspokój się, to był mój wybór. Will nic mi nie powiedział - złapała mnie za ramiona, dopiero po chwili zrozumiałem, że zgniatałem jej drobną sylwetkę w dłoniach. Przeprosiłem ją za swoje zachowanie, jednak nie puściłem uchwytu.

- Po prostu nie rozumiem, dlaczego to nie mogłoby się udać.

- Nie pamiętasz, jak jeszcze niedawno miałeś straszne problemy z tym, że jestem niepełnoletnia, tym, że nie jestem jeszcze kobietą? - prycham, gdy wypowiada tak błahy argument.

- Dzisiaj nie mam już z tym żadnego problemu - przybliżam swoją twarz do jej, coraz bardziej czując jej galopujące serce. W tym momencie miałem stuprocentową pewność, że nie pomyliłem się w swoich obliczeniach. Teraz, albo nigdy. - Co powiesz na to, że chyba się w tobie zakochałem?

Poczułem, jak zamiera w moich ramionach. Spojrzała w moje oczy, puszczając moje ramiona. Zaniepokoiłem się i mocniej do siebie przycisnąłem.

Chwilę później poczułem tylko, jak ciągnie mnie w stronę biurka Willa, siadając na nim tak, że jej nogi idealnie oplatały moje biodra. To było najprzyjemniejsze uczucie, jakie kiedykolwiek doświadczyłem w swoim życiu.

- Obiecaj mi tylko jedno.

- Wszystko - wypowiedziałem bez zastanowienia.

- Mam być tą jedyną - złączyła nasze usta w brutalnym pocałunku. Poczułem w nim wszystko to, co chciałem. Zachłanność, namiętność, żądza. Gdy ręce Joy znalazły się w moich włosach, wiedziałem, że przepadłem. Mogłem stać tak całą wieczność i rozkoszować się moim niebem na ziemi, ponieważ wiedziałem, że Joy była jedyną rzeczą, która wskazywała, gdzie znajdowała się granica prawdy w moim życiu.

Tylko ona się wtedy liczyła.

Policeman // h.s. 🔚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz