Wstęp III

383 26 2
                                    


IWI'S POW:

Obudziłam się następnego dnia wieczorem. Siedział nade mną mój ojciec. Coś do mnie mówił, ale zamiast odpowiedzieć, podniosłam się, i patrzyłam na niego dobre kilka minut. Próbował nakłonić mnie do mówienia. Miałam tylko ochotę zatkać mu usta i krzyknąć: ,,Zamknij się!". Ale zamiast tego zaczęłam płakać. I trząść się. Opadłam z powrotem na łóżko. On tylko spojrzał na mnie, wziął głęboki oddech i wyszedł. Przeszło mi przez myśl, że może wie o co chodzi, ale to przecież niemożliwe. Kiedy wróciłam do żywych (chociaż nie wiem, czy można tak powiedzieć) uświadomiłam sobie, że najprawdopodobniej mój najlepszy przyjaciel pod wpływem alkoholu zabił dwie kobiety. Ten dobry, rozsądny chłopak. Niepełnoletni chłopak.

Zeszłam na dół. Czerwona, rozczochrana, mokra od łez. W salonie siedzieli dwaj policjanci. Odgarnęłam włosy i dosiadłam się do nich. Kochany tatuś zapytał mnie, czy przypadkiem nie uczestniczyłam w libacji alkoholowej i morderstwie. Chyba skończyły mi się łzy, którymi mogłabym płakać, a i na krzyczenie byłam zbyt zmęczona.

Nic mu nie powiedzieli. Policjanci przyjechali pod mój adres. Chcieli ze mną porozmawiać, dowiedzieć się czegoś o zajściu. Opowiedzieli ojcu o wypadku, nie ujawniali żadnych szczegółów. Niczego nie tłumaczyli. Tak więc zaczęli od tego, że chłopcy upili się, poszli się przejechać, i tak wyszło. Nie uwierzyłam, to nie Patryk. Nie ma szans, nie w tak szybkim czasie od umówionego spotkania. Powiedziałam funkcjonariuszom o wypadku, esemesach, zgubionym/skradzionym telefonie. (Powiedzieli, że zadzwonią na centralę, czy ktoś nie znalazł może komórki w autobusie.) Poinformowali mnie też, że jedna z potrąconych kobiet była w ciąży. W ósmym miesiącu. Zmarła ona i jej dziecko. Zamknęli mi tym jadaczkę tak, że nic już nie powiedziałam. "Pocieszyli" mnie informacją, że druga kobieta żyje, chociaż początkowo wzięto ją za zmarłą. Zaczęła oddychać. Jest w katastrofalnym stanie.(powiedziane z westchnieniem) Jeśli uda jej się w ogóle przeżyć, będzie roślinką do końca życia. Po wielu operacjach. Sparaliżowana, niezdolna do samodzielnego decydowania o swoim życiu. Straciła ogromne ilości krwi.

Schowałam twarz w dłoniach. Patryk, jesteś totalnym idiotą. Nienawidzę cię. Nigdy więcej się do ciebie nie odezwę. Kocham Cię. Nie wybaczę ci tego.

Zapytano mnie czy chcę z nim widzieć. Odmówiłam natychmiast, co wywołało ogromne zaskoczenie u zebranych. Poprosiłam tylko o możliwość zobaczenia kobiety, która przeżyła. Porozmawiania z jej rodziną. Przeproszenia.

- Dlaczego miałabyś przepraszać? Nie zrobiłaś im tego. - odpowiedział mi funkcjonariusz.

- Daj sobie spokój, dziecko. To sprawa tego chłopaka, nie twoja. - dodał tatuś.

- Moja sprawa! - odparłam. - Ciekawe jak on ma przeprosić, z celi. Przyjaźniłam się z nim dobrą część mojego życia, czuję się odpowiedzialna za jego wybryki. - dodałam tylko.

- Nie musisz... - zaczął policjant, ale mu przerwałam.

- Muszę. Mogę? - zapytałam jeszcze raz.

- Nie wiem, może. Ta rodzina powinna wyrazić swoje zdanie. - odpowiedział. Jasne, na pewno będą chcieli porozmawiać z przyjaciółką mordercy. To oczywiste.

- Zawieźcie mnie tam. Teraz. Oni tam są, siedzą przed salą. To oczywiste. - nalegałam.

- Niech ci będzie. Ale jedno "nie" ze strony kogokolwiek, i wracasz do domu. - powiedział policjant, jak się domyślam,  pełen złych obaw. Wcale się nie dziwię, ale to było dla mnie bardzo ważne.

- Nie Iwona, nie zgadzam się. Nie było cię dzisiaj w szkole. Może chociaż zadzwoniłabyś do kogoś, nadrobiła zaległości? - odezwał się mój ojciec. Przewróciłam oczami i ruszyłam do drzwi. 

- Ups, nie mam telefonu. - odpowiedziałam mu trzymając kurtką w ręce. Wyszłam na dwór i czekałam. Zauważyłam w oknie domu obok sąsiadkę, która przygląda się radiowozowi i mnie, która przed nim czeka. Jak nic będą plotki. Nie mogę się doczekać... 

W końcu policjanci dołączyli do mnie i pojechaliśmy. Zadawali mi coraz gorsze pytania. Nie mniej jednak, odpowiedziałam na każde. Kłamałam tylko przy pozycjach typu "Czy kiedykolwiek piłaś z nimi?" i starałam się mówić jak najwięcej dobrego o Patryku. Prawdopodobnie i tak nic to nie da, ale nie byłabym w stanie go oczerniać. Mojego obrońcę i opiekuna. 

Kiedy w końcu dojechaliśmy, jeden z funkcjonariuszy powiedział coś do pielęgniarki i wpuszczono nas do środka. Szpital był biały, smutny, pełen ponurych i chorych ludzi. Szpital jak szpital. 

- Jest na OIOMie. Nie wpuszczą nas. Rodzina siedzi na poczekalni. - podszedł do mnie policjant i wsiedliśmy do windy. Panowie rozmawiali między sobą a ja tylko stałam w ciszy. W końcu drzwi windy się otworzyły, a ja ujrzałam naprawdę ładny korytarz z naprawdę przerażonymi ludźmi. Ogrom emocji. Łzy, strach, bezsilność. Czułam to wszystko i tak bardzo rozumiałam. Znowu poczułam się jak w dniu śmierci mamy i rozbolał mnie brzuch. Uroniłam łzę. Patryk zabrał tej rodzinie najukochańszą córkę, wnuczkę, siostrzenicę... Czują się tak, jak ja, gdy choroba odebrała mi. W moich oczach ten chłopak jest zerem. Straciłam do niego zaufanie i miłość. I na co tej rodzinie przeprosiny? One nie oddadzą im tej kobiety. 

- Przepraszam, państwo są spokrewnieni z panią Aleksandrą Wojtczuk? - usłyszałam słowa policjanta. Po ich twierdzącej odpowiedzi przystąpiłam do akcji. Po prostu odpowiedziałam im wszystko zgodnie z prawdą, przeprosiłam ich jak najserdeczniej, nawiązałam do śmierci mojej matki oraz dodałam, że wiem, że moje przeprosiny są nic nie warte.

Matka tej kobiety (bo do niej akurat się zwracałam) chciała coś mi odpowiedzieć, ale nie zdążyła. Dziewczynka, która spała obok w wózku, właśnie się obudziła. 

- Mamusiu? Mamusiu?! Tato, gdzie jest mamusia?! - zapytała rozpłakała się. - Chcę do maaamy... - usłyszałam. Tego nie byłam w stanie znieść.

Rozkleiłam się całkowicie. To dziecko przeżywa zapewne jeszcze ciężej niż ja stratę matki. Może nie stratę, jeszcze nie. Mniejsza z tym. 

Wsiadłam do windy, już sama, wybiegłam ze szpitala, na deszcz, i usiadłam na ławce. Nie miałam pojęcia co się stało, ale naraz całkowicie straciłam świadomość i poczułam jak powoli znikam...

______________________________

Bardzo was przepraszam, rozdział jest napisany chaotycznie i bez poprawek, ale mam dzisiaj mega wenę i dodaję dwa rozdziały po sobie. ;) Będę wdzięczna za konstruktywną krytykę, to naprawdę mi pomoże <3 Komentujcie, jeśli czytacie, to bardzo miłe. 

Druga szansaWhere stories live. Discover now