Babet obudziła się rano, tzn. jeśli godzina dwunasta, może być uznana za ranek lub nawet początek dnia.
Tej nocy spało jej się bardzo dobrze. Chyba nawet aż za dobrze.
Spojrzała na wyświetlacz telefonu i zmarszczyła brwi. Było południe. To jej nowy rekord. Ale co wywołało u niej tak wielkie zmęczenie? I dlaczego była w sukience z poprzedniego dnia a nie w piżamie?
Położyła się do łóżka, gdy tylko przyjechała z Sherlockiem do mieszkania. Aaa... mogła zabrać sobie róże, po których teraz nie było śladu. Dlaczego Sherlock dał jej kwiaty, a potem gdzieś zabrał? A nie... leżała, trzymając je w rękach, dopóki nie przyszedł i ich nie wziął. Ale dlaczego? Przecież były takie piękne, takie czerwone i pachnące.
Z bardzo daleka dolatywało do niej echo, poprzedniej nocy. Coś zaczęła mówić Sherlockowi o jej Pałacu umysłu... Stwierdził, że w różach był narkotyk!
To dlatego zabrał jej róże. To dlatego powiedziała, że boi się Moriarty'ego...
A to spryciarz... tylko czy chciał naćpać Sherlocka, czy też ją? Miała nadzieję, że Moriarty nie wmiesza ją w konflikt Sherlock – James, gdyż w takim starciu nie miałaby szans na przetrwanie, prawie jak między młotem a kowadłem.
Niespiesznie wstała, zabierając ze sobą rzeczy na przebranie na dół. Gdy tylko przestąpiła próg salonu, zauważyła wielki bałagan. Wiele rzeczy porozrzucanych było po pokoju. Jakby przeszło tornado, a właściwie tornado o imieniu Sherlock.
Obok jego fotela leżały dwie, czarne walizki, które były wypchane ubraniami po brzegi. Gdzie się wybierał Sherlock? A może ważniejsze: gdzie był TERAZ Sherlock?
Rozejrzała się po kuchni, po czym podeszła do drzwi łazienki, które były uchylone. Sprawdziła łazienkę. Tam też go nie było. Czyżby nadal spał? On? Zwykle, gdy dziewczyna schodzi na dół do salonu, Sherlock już dawno jest na nogach (i zwykle czepia się o godzinę jej pojawienia się).
Drzwi do jego pokoju były lekko uchylone, toteż bezgłośnie prześlizgnęła się przez nie, zastając śpiącego Sherlocka. Leżał na brzuchu, z jedną ręką włożoną pod poduszkę. Jego głowa skierowana była w stronę drzwi, więc Babet miała pewność, że Sherlock śpi (widziała jego twarz: zamknięte oczy, przesłonięte kruczoczarnymi loczkami oraz miarowy, spokojny oddech świadczyły o tym). Po części przykrywał go ciemny koc, a właściwie od pasa w dół. Całe plecy były odkryte, (Sherlock spał zapewne w samych spodniach od piżamy) toteż dziewczyna widziała jego plecy, które miały piękny odcień białego marmuru.
- Sherlock? – zapytała cicho, poprawiając w ramionach stertę ubrań, które nadal trzymała, zapominając o tym, że miała się wybrać do łazienki, a nie do pokoju Holmesa.
- Hmm....? – po chwili odpowiedziało jej równie ciche mruknięcie. Sherlock ani drgnął.
- Czy my się gdzieś wybieramy?
- Yhm... - zamruczał.
- Czy to dlatego, że Moriarty znów dał o sobie znać?
Gdy tylko Holmes usłyszał nazwisko, które za każdym razem, gdy je słyszał, wywoływało w nim falę nienawiści, powoli otwarł błękitne oko, które spojrzało na dziewczynę.
- Wiesz, że to żadne wyjście? – zapytała, przekrzywiając lekko głowę na bok. W końcu uważała, że Moriarty jest wszędzie, więc nigdzie przed nim nie uciekną, chyba, że na Syberię albo nawet na Księżyc.
Najpierw odpowiedziało jej westchnięcie. Potem Sherlock odwrócił się na bok w jej stronę już bardziej żywszy. Teraz spoglądała na nią para błękitnych oczu.
CZYTASZ
Uczennica Sherlocka Holmesa
FanfictionMoriarty żyje... Johna nie ma... Ściana już dzisiaj oberwała... Lestrade nie ma ciekawych zleceń... Przychodzą do mnie debile, nie klienci... Nudy... Plastry nikotynowe skończone... Struny palą się od ciągłego grania... Potrzebują pr...