31. ,,Pan Holmes, prawda?"

3.9K 272 138
                                    

- Pobudka, pobudka... - cichy głos Moriartiego przy uchu, wywołał u Sherlocka silny wstrząs. Otworzył szeroko oczy, ale na szczęście obok nie było nikogo.

Zajęło mu chwilę, by zorientować się, gdzie właśnie się znajduje.

Był w szpitalu w Barts. Siedział na korytarzu. Został posadzony tutaj, gdy był nieprzytomny. Zapewne sanitariuszom nie podobało się to, że pouczał ich w kwestii zajmowania się poszkodowanym i nie byli na tyle mili, by położyć go na jakimś wolnym łóżku.

Stanął na równe nogi, a jego serce zaczęło szybko bić.

Babette!

Sanitariusze byli jednak na tyle ludzcy, że zostawili go przy sali, w której umieszono Babet.

Zobaczył ją przez otwarte drzwi.

Spała.

Powoli wszedł do środka. W pokoju było ciemno, więc musiał spać długo. Spotkanie z Moriarty miało miejsce, gdy było jeszcze jasno na zewnątrz. Jednak nieważna była teraz godzina.

Stanął w nogach jej łóżka, opierając dłonie na metalowym oparciu.

Babet wyglądała na taką drobną w tym i tak małym już łóżku. Podpięta była do aparatury.

Jaka blada...

Sherlock nie zauważył, żadnych opatrunków, ale coś mu nie pasowało. Sięgnął po kartę pacjenta zawieszoną na oparciu.


***


- Sherlock? – zapytał zaniepokojony John, gdy o godzinie dwudziestej pierwszej odebrał telefon.

Zaskoczony Sherlock mrugnął kilka razy powiekami.

Kiedy wyszedł z pokoju Babet i zdążył wybrać numer do Johna? Nie pamiętał nawet, jak znalazł się na zewnątrz szpitala i nie pamiętał nawet momentu, gdy odpalał papierosa, którego trzymał teraz w wolnej dłoni.

- John... czy mógłbyś przyjechać do szpitala w Barts? – jego głos był dziwnie cichy i zachrypnięty.

- Tak. Oczywiście. Co się stało? – w Johnie narastało poczucie niepokoju. Skrócił wybuch emocji w kilka słów.

- Mnie nic nie jest, ale Babet... jest w śpiączce. – każde kolejne słowo przychodziło mu z trudnością.

- Chryste! Jak to się stało?!

- John, Proszę. Przyjedź. To nie jest rozmowa na telefon.

- Dobrze. Zaraz będę.


***


- Pogadaj z nim, John. Ja poszukam Babet... - powiedziała Mary, gdy zobaczyła Sherlocka stojącego na zewnątrz szpitala.

- Dobrze... - ucałował żonę w policzek, po czym skierował się w stronę przyjaciela. Sherlock ani drgnął. Wpatrywał się w swoje buty, trzymając w lewej dłoni papierosa. – Sherlock... - stanął naprzeciwko niego. Nie wiedział nawet, co powiedzieć.

Sherlock ocknął się. Znał ten głos. To głos jego przyjaciela.

- Moriarty... pojawił się. Zrzucił Babette z chóru w kościele. Nie mogłem nic zrobić, nic... - gdy skończył mówić, powoli podniósł wzrok na doktora.

Johna przeszedł dreszcz na samo wspomnienie nazwiska największego psychopaty, jakiego znał.

I ta biedna, krucha istota, jaką była Babet, spotkała się z nim twarzą w twarz. Czy była odważna?

Uczennica Sherlocka HolmesaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz