11. Promyk nadziei.

582 83 10
                                    


Po tym jak się uspokoiłem wróciłem do Samuela. Patrzyłem na niego z zastanowieniem. Nie znałem wszystkich faktów. Usiadłem naprzeciwko niego i jak najspokojniej powiedziałem :

- Samuel..

- Ja nie jestem Samuel. Ja jestem Bill. - blondyn dalej patrzył w przestrzeń.

Westchnąłem, zirytowany. Czyli tak będę musiał się do niego zwracać..

- Bill..-starałem się powiedzieć to imię delikatnie, ale niestety nie wyszło. Zabrzmiało to jak przejechanie paznokciem po szkle. Chłopak spojrzał na mnie, czekając.

- Opowiedz mi swoją historię.

Zaczął mówić martwym, obojętnym głosem. Słuchałem go uważnie. Starałem się wszystko zrozumieć,a le niektóre rzeczy były poza granicami mojej wyobraźni. Ale wiedziałem jedno.

Nienawiść w moim sercu zaczęła topnieć, a zajęło ją zupełnie coś innego. Współczucie.

Tak, współczułem Samuelowi Fritzowi czy tam Billowi Cipherowi.

Wszystko jedno. Kiedy skończył jedna tylko kwestia budziła moją wątpliwość.

- Bill..dlaczego jeśli planowałeś mnie wykorzystać i zawarłeś pakt z Belethem...dlaczego wtedy mnie do niego nie zaprowadziłeś? Wtedy, kiedy cię wezwał?

- J-ja nie pamiętam...ja nie znam odpowiedzi na to pytanie. - chwycił się za głowę i zaczął drżeć. Wyglądał na przerażonego.

- Nie denerwuj się. - uspokoiłem go. - Nie potrzebuję jej.

Spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Boże, wyglądał tak smutno...jak ja go kochałem...Przybliżyłem swoją twarz do jego.

- Pocałuj mnie..-szepnąłem. On ujął moją twarz i wpił swoje wargi w moje. Nie było jednak w tym uczucia. Jego usta były martwe, nie miały w sobie słodyczy czy też namiętności. Kiedy otworzyłem oczy i napotkałem jego pusty wzrok, przeszył mnie lodowaty dreszcz.

Odepchnąłem go i wyszedłem z pokoju przeklinając w duchu własną głupotę. Straciłem mojego najlepszego przyjaciela...Może nawet bym mu pomógł. Może kiedyś otworzyłby się przede mną i opowiedział o wszystkim. Może nawet zostalibyśmy parą. Może..

Wszystko może.  Ale nie - jak zwykle wszystko spieprzyłem. To wszystko moja wina...

                                                                                                             ***

Mój mentor odszedł, zostawiając mnie samego. Siedziałem dalej. Zaczynałem się niecierpliwić. Nagle do pokoju weszła jakaś dziewczyna.

- Cześć, Samuel. Co tu robisz? - podbiegła do mnie.

- Ja nie jestem Samuel. Ja jestem Bill Cipher.- powtórzyłem formułkę jak grzeczny uczeń.

Dziewczyna zaśmiała się.

- Ta, jasne...a ja jestem Kleopatra. Widziałeś Dippera?

Dipper. Coś mi to imię mówiło. Zastanowiłem się. Tak miał na imię mój pan. Jednak nie wydał mi rozkazu, bym odpowiadał na pytania tej dziewczyny. Patrzyłem dalej w przestrzeń, czekając na niego. Dziewczyna patrzyła na mnie przez chwilę po czym westchnęła.

- Nieważne..sama go poszukam. - trzasnęły drzwi. Znów zostałem sam.

                                                                                                         ***

My StoryWhere stories live. Discover now