7

7K 505 66
                                    

Budzik. Była to pierwsza myśl, która pojawiła się w mojej głowie po przebudzeniu. Wyłączyłem irytujące, wcześniej wspomniane urządzenie i obolały podniosłem się z łóżka. Podszedłem do szafy, wyjąłem z niej czarne dżinsy i luźną, również czarną bluzkę bez nadruku. Z tymi ciuchami dotarłem pod prysznic. Po porannej toalecie spakowałem książki i skierowałem się do mojego małego piekła - szkoły. Modliłem się, żeby Bradlee nie okazał się kolejnym żartem, który miałby mnie upokorzyć. Gdy dotarłem na miejsce poszedłem szybko do męskiej toalety. Nie chciałem by znaleźli mnie już z samego rana i pobili. Na jednej ze ścian w łazience znajdowało się lustro koło którego nie chętnie przeszedłem unikając spojrzenia w nie. Wiedziałem, że wyglądam okropnie. Moje wyblakłe, jasno niebieskie tęczówki były podkreślone ciemnymi cieniami pod oczami, których powodem czasem były siniaki, a innym razem nie wyspanie. Przydługie, ciemno brązowe, lekko pofalowane włosy zawsze układały się w bardzo nieartystyczny nieład. Moją bladą i delikatną skórę prawie zawsze zdobiły fioletowe sińce czy większe lub mniejsze zadrapania. Nie byłem wysoki. Drobne i wątłe ciało wręcz kruche łatwo zdominować. Pokazać, że nie ma prawa głosu. Jednak mi nie trzeba było tego pokazywać ja od dawna to wiedziałem. Po pierwszym dzwonku wyszedłem z łazienki i udałem się na lekcje matematyki. Po trzeciej lekcji jaką była biologia dopadli mnie moi oprawcy. Było ich czterech. Byli potężnie zbudowani i wyżsi ode mnie co najmniej o głowę. Skuliłem się i czekałem na ciosy oraz obelgi.
- Patrz stary, pedał się boi! - Pierwszy głos, przeszły mnie dreszcze.
- I dobrze. Przynajmniej wie gdzie jego miejsce. - Splunął na mnie. - Ze szmatami i innym ścierwem. - Drugi głos, drżę na dobre.
- Myślisz, że możesz milczeć?! - Trzeci chwycił mnie za włosy i przyciągną bliżej siebie. - Masz przytakiwać jak mówimy! - Jego głos był przesiąknięty takim jadem, że aż czułem jak to mnie powoli wykańcza. Trzeci głos, wpadam w panikę.
- Tatuś cię nie tresował ostatnio? Jebany pedale? - Pierwszy cios. Brzuch boli niemiłosiernie. Czwarty głos, jestem już spokojny to tylko to na co zasługuję. Po tym ciosie puścili moją głowę i zaczęli kopać brzuch i nogi. Błagałem w duszy by skończyli, by ból odszedł, a przede wszystkim żeby nic mi nie złamali. Po kilkunastu następnych uderzeniach, gdy już ledwo łapałem oddech odeszli wyzywając mnie jeszcze trochę. Nie miałem siły się podnieść. Leżałem na ziemi skulony, a z moich pustych oczu uciekły dwie słone łzy. Po kolejnych kilku chwilach podniosłem się i chwiejnym krokiem poczłapałem pod salę, w której miałem następną lekcję. Nie było sensu by przerywać tę trwającą teraz.

Na korytarzu rozbrzmiał dzwonek oznajmiający koniec lekcji na dzisiaj. Wyszedłem ze szkoły jak najszybciej i pognałem na przystanek. Na miejsce spotkania z moim internetowym znajomym dotarłem chwile po czasie. Szukałem chłopaka w czerwonych rurkach i kolorowej apaszce. Mój wzrok natrafił na niego. Był wysoki i dobrze zbudowany. Miał związane w koczka, czarne jak smoła włosy. Grzebał na telefonie, więc nie widziałem jego twarzy. Powoli zacząłem do niego podchodzić. Gdy byłem około metr od niego chłopak podniósł wzrok, a ja zamarłem. Był przystojny. Mało tego, przystojny to porządne niedomówienie. Piękne niebieskie oczy, które wpadały bardziej w intensywny granat. Mocno zarysowana szczęka i pełne czerwone usta. Chyba moje spojrzenie było zbyt intensywne, ponieważ lekko się zarumienił i odchrząkną. Opanowałem się i spuściłem wzrok na ziemie.
- Jednak przyszedłeś, plusiku. - Miał lekko zachrypnięty, silny, męski głos.
- Nie okazałeś się starym gwałcicielem. - Powiedziałem cicho, na co zaśmiał się melodyjnie.
- Mówiłem. Idziemy na kawę czy jakiś spacer? - Jego delikatny uśmiech był piękny. Czułem się źle stojąc obok Brad'a. Miałem wrażenie, że szpecę i brudzę jego piękno. Nie pasowałem do niego.
- Jest trochę za zimno na spacer, nie uważasz?
- W sumie fakt. Czyli kawa. Ja stawiam! - Entuzjazm jakim pałał był zabawny, ale też irytujący. Przytaknąłem na jego propozycję i ruszyliśmy do najbliższej kawiarenki. Po drodze trochę się zamyśliłem i wpadłbym w słup, gdyby nie ręka niebieskookiego owijająca się delikatnie wokół mej talii. Mimo delikatności jego uścisku moje świeże siniaki dały o sobie znać i syknąłem głośno.
- Coś się stało? - Spojrzał na mnie niepewnie.
- Nie, nie, wszystko w porządku. - Uśmiechnąłem się fałszywie.
- Czemu boli cię talia? Czy twój ojciec cię znowu pobił? - Jego wyraz twarzy zmienił się ze spokojnego w zmartwiony, zaniepokojony.
- Nie! Tata nic nie zrobił. To nic, należało mi się, sam im podpadłem. To nie ich wina. - Starałem się wyswobodzić z jego uścisku. To było nie zręczne. Jednak on nie pozwolił mi na to, hardo trzymał rękę na mojej talii, więc po kilku następnych próbach poddałem się.
- Nikomu nie należą się siniaki. Zrozum to. - Jego oczy były smutne i zmartwione. Nie podobał mi się ten fakt. O mnie nie można się martwić. Nie jestem tego wart. Czemu on tego nie widzi?!
- Nic mi nie będzie. - Odpowiedziałem cicho. Trwając w ciszy i z ręką Bradlee'ego na talii doszliśmy do kawiarni. Chłopak przepuścił mnie w drzwiach.
- Chcesz jakieś ciastko? - Zapytał biorąc kartkę ze spisem ciast i napojów.
- Kawę z mlekiem.
- Tylko?
- Tak. - Popatrzył na mnie z powątpiewaniem i kiwną głową do kobiety, która wręcz śliniła się na jego widok.
- Po proszę kawę z mlekiem i herbatę owocową. - Powiedział oddają kartkę i delikatnie się uśmiechając.
- Czy to wszystko?
- Tak, dziękuję. - Gdy dziewczyna odeszła, spojrzał na mnie z powrotem. - Odchudzasz się czy coś?
- Co? Nie. Nie mam po co. - Taka była prawda. Nie odchudzałem się ani nie głodziłem. Czasem jedynie nie miałem apetytu. Jednak kto by miał po takim laniu jakie dostaje.

- Kto cię pobił? - Te pytanie musiało kiedyś paść. Westchnąłem i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Koledzy ze szkoły. To nie ich wina, sprowokowałem ich. - Jego wzrok aż palił. Miałem wrażenie, że wwierca mi się w mózg i moją pamięć.
- Nie wierzę byś ich prowokował. - I dobrze, bo ja też, ale taka prawda. Mój smutny uśmiech się poszerzył.
- Ale taka prawda. - Nie musiał znać dokładniejszej wersji tej odpowiedzi.
- Niech ci będzie.
- Jak tam twoja sytuacja? Dalej czujesz się zagubiony? - Lekko przekrzywiłem głowę w bok i intensywnie się w niego wpatrywałem. Był piękny.
- Nie. To znaczy trochę. Dziwne jest to, że przez tyle lat byłem pewny, że wolę dziewczyny, a tu raptem gapię się na tyłki facetów, o dziewczynach nawet przez chwilę nie myśląc. - Chłopak lekko się speszył i odwrócił wzrok.
- Powiedzmy, że rozumiem twoje zagubienie. - Uśmiechnąłem się delikatnie. Po tym rozmawialiśmy jeszcze długo, aż do zamknięcia kawiarni. Czarnowłosy postanowił mnie odprowadzić, ponieważ robiło się ciemno i jak to ujął ,, Taką księżniczkę jeszcze ktoś porwie."
- Czemu nie stawiasz się ludziom, którzy cię dręczą? Czemu się nie bronisz? - W jego głosie słyszałem ciekawość, ale też ból taki, jakby to on był prześladowany, nie ja.
- Nie mam po co. Mają rację. Jestem śmieciem. Tylko nic nie wartym śmieciem. Po za tym nawet jakbym chciał się bronić to nic nie da. - Uśmiechnąłem się smutno by zamaskować zbierające się łzy. Nie lubiłem poruszać tego tematu. Aż za dobrze wiedziałem, że nic nie znaczę.
- To nie prawda. - Poderwałem opuszczoną głowę i nie przejmując się załzawionymi oczami spojrzałem na niego.
- Huh?
- Nie jesteś śmieciem. Jesteś miłym, zagubionym i źle nastawionym chłopcem, który jak każdy chce akceptacji i miłości. Chcesz być szczęśliwy, ale nie uda ci się to z takim nastawieniem. Wiem, że po tych latach takiego traktowania możesz uważać, że ludzie robiący ci krzywdę mają racje, ale tak nie jest. Oni się mylą. Wszyscy. Każdy ma prawo do szczęścia, miłości i do pragnienia akceptacji też. Każdy nie ważne jaki ma kolor skóry, orientacje seksualną czy płeć. Musisz to zrozumieć. Jesteś piękny i wartościowy taki jaki jesteś. - Podczas, gdy to mówił uparcie wpatrywał mi się w oczy. Po usłyszeniu tego niepewnie go przytuliłem. Usiłowałem się schować w jego ramionach przed światem, mocząc mu przy okazji bluzę moimi łzami.
- J-ja ... proszę. N-nie nienawidź m-mnie jak w-wszyscy. - Wychlipałem mu w klatkę piersiową. To było takie dobre uczucie móc poczuć ciepło drugiej osoby.
- Nie mam zamiaru plusiku. - Gdy to mówił złapał moją twarz w dwie dłonie by patrzeć w moje załzawiony oczy. Po czym poczułem jego ciepłe wargi na moim czole. Zarumieniłem się albo raczej spaliłem pięknego buraczka.
- Chodź, bo zaśpisz jutro do szkoły. - Uśmiechnął się do mnie, a ja w odpowiedzi kiwnąłem głową.
Po dotarciu pod mój dom przytulił mnie, pocałował w czoło i wymieniliśmy się numerami telefonów, po czym odszedł, a ja z uśmiechem wróciłem do domu. Kładąc się spać nadal miałem dobry humor, mimo, że wiedziałem iż jutro znowu będę miał piekło. Na krawędzi snu i jawy usłyszałem dźwięk przychodzącego SMS-a.

Od: Bradlee ^^

Dobranoc plusiku xx.

Uśmiechnąłem się na tę wiadomość i szybko odpisałem.

Do: Bradlee ^^

Dobranoc Bradlee xx.

Potem utonąłem w cudownej krainie snów i marzeń. Otulony przyjemnym ciepłym uczuciem w sercu.

--------------

ok. 1500 słów ;-; bosz

Who I am?Kde žijí příběhy. Začni objevovat