Rozdział 29~Ostateczna walka~

3.5K 180 6
                                    

Echo eksplozji rozchodziło się po całym placu. Właśnie pod ostrzał miał paść budynek główny kiedy coś zakłóciło ciszę. To były kroki! Ich kroki. Liczne stado sunęło do nas z ogromną szybkością. Poczułam ciepłą drżąca dłoń Setha. Czułam jego obecność zapach słodkiego miodowego nektaru i woń starych książek.  Tym właśnie pachniał, Ponieważ wiedziałam że nasz koniec jest bliski, starałam się zapamiętać ten zapach. Jego dłoń lekko przesunęła się po moim przedramieniu, odnalazła moje palce i splotła je ze swoimi. Dopiero teraz spostrzegłam że cała się trzęsę. Za nami nie było już dosłownie nic. Wszystko zamieniło się w gruzy. Stojące po dwóch stronach ceglane kolumny piętrzyły się aż do nieba. Każdy znał plan. Był jasny, mało realny ale mimo to nie mieliśmy innego wyjścia. Czułam że Kojot zbliża się coraz to bliżej. Sam nie stanowił większego zagrożenia, ale jego podwładni budzili w nas uczucie grozy. Wolną dłonią chwyciłam dłoń Astry ona pochwyciła Jack'a on złapał starą pomarszczoną dłoń pani Georgi a ona chwyciła Luka. Staliśmy tak w przygotowaniu na najgorsze. Dopiero co świtało, Wschodzące słońce było piękne. Żałowałam jedynie że okoliczności są tak nieprzyjemne. Kojot doskonale wiedział co oznaczają te wybuchy dochodzące z naszego obozu. To było zaproszenie, a on je przyjął. Po paru minutach z lasu wyszli pierwsi ludzie. Uzbrojeni po zęby w strzelby. Do tond nie miało to dla mnie znaczenia, ale dopiero teraz uświadomiłam sobie do jakiego desperackiego czynu posunął się Kojot. Zdradził wszystkie wilki ujawniając ludziom kim jesteśmy. Musiał im obiecać przemianę lub góry złota by przyszli walczyć z nami. Kiedy z chaszczy wyłonił się ich dowódca wraz z Ruby, miałam ochotę ją opluć. Póki co nic się nie działo. Ludzie czekali na rozkaz pana a my dobrze wiedzieliśmy co mamy robić.

- Już - wykrzyknął Seth 

Wtedy wszyscy zamieniliśmy się w wilki. Zwróciliśmy się w stronę gzów i równym szeregiem pomknęliśmy pomiędzy nimi na końcu drogi Seth i Luka odłączyli się od nas chowając się za głazami. W tym samym czasie ja i pozostali skręciliśmy w lewo. Kojot krzyknął coś i większość z jego pracowników pomknęła za nami. Skryłam się za drzewem i obserwowałam jak ludzie wchodzili prosto w naszą pułapkę. Dałam znak Alfie i Becie długim wyciem a oni przegryźli zapory. Lawina gruzów przycisnęła ludzi błagających o litość. To była nasza ostatnia nadzieja. Kiedy popielaty dym opadła usłyszałam wrzaski ludzi wołających o pomoc. W pierwszej chwili chciałam pobiec i ich wyciągnąć z gruzów, lecz potem zrozumiałam że to nie ich życie jest stawką w tej grze tylko moje, i życia moich towarzyszy.Zgodnie z planem zamieniłam się w człowieka.  Odwróciłam wzrok by rozejrzeć się w poszukiwaniu Astry, Setha, kogokolwiek. Zdrętwiałam gdy tylko jakaś zimna dłoń chwyciła mój nadgarstek. Dzięki bogu to był Jack. Stał na za jednym z drzew i przyglądał mi się uważnie swoimi rozżarzonymi oczami. Chciałam się spytać gdzie Astra ale piętnastolatek zatkał mi usta dłonią, i przycisnął do drzewa. Cicho pisnęłam. Chłopak przyłożył palec do ust a potem wskazał mi coś podejrzanego. Mężczyzna w czarnym stroju szedł przez las ostrożnie rozglądając się wokół. Kiedy poszedł mój przyjaciel odsunął ode mnie dłoń a ja bez głośnie wyszeptałam"dziękuję" Młody tylko kiwnął głową. W jednej chwili stał się bardziej poważny.Odgarnął blond włosy i razem poszliśmy w kierunku gdzie miała czekać na nas astra. 

- Szacuję że odniósł duże straty w ludziach było ich około 40 a więcej niż połowa została zgnieciona - Wyszeptał kiedy weszliśmy na wzgórze - ściga nas około 10 ludzi i co najmniej 5 wiklokrwistych. Jeśli uda nam się dojść do polany w ciągu godziny rozegramy tam ostateczną walkę...- Urwał bo nad głową przeleciała mu sporej wielkości siekiera. Łupnęła z hukiem o drzewo i wbiła się w jego pień z niebanalną  lekkością. Odwróciliśmy się w kierunku strzału i zobaczyliśmy Ruby. Stałą od nas w odległości pięciu metrów i szczerzyła się przebrzydle. Wykrzywiłam usta w wyrazie zniesmaczenia. Zauważyła to i podeszła do nas szybkim zdecydowanym krokiem. 

- A co wy tu robicie tacy bezbronni? Gdzie wasze stado?- Spytała zbliżywszy się do siekiery- O ile sześciu marnych wilczków można nazwać stadem - dodała nie ukrywając rozbawienia. Szarpnęła za broń i wyrwała ją z wielkiego drzewa. 

- Robisz to tylko z zazdrości!- warknęłam patrząc na nią spode łba.

- Niby o co?- Uśmiechnęła się łobuzersko 

- O seta i o mnie- odparłam równie jadowicie 

- Odszczekaj to!!!

Nie miałam na to czasu bo Ruby rzuciła mi się na szyję. Zaczęła mnie dusić, kopać i targać za włosy. Uderzyłam plecami o coś twardego. Stoczyłyśmy się obie. Kiedy spadłyśmy obiłam się o wystający korzeń drzewa. Na chwilę straciłam przytomność. Słyszałam jedynie tupot ludzkich stup. Jakąś Eksplozje. Później niezwykle głośny wybuch. Wiedziałam że moim towarzyszą udało się wysadzić łąkę, na którą wcześniej mieli zwabić wszystkich ścigających. Myślałam tylko o tym czy im się udało. leżałam w bezruchu. A kiedy się obudziłam ujrzałam dłoń pani Georgi. Zaciśniętą na małej gałęzi. Była nieruchoma. Starsza pani nie oddychała. W jej brzuchu tkwiła siekierka Ruby. Młoda dziewczyna stała nad nią z podłym uśmiechem. 

- Co ty zrobiłaś?- Wrzasnęłam wstając z ziemi. Nie odrywałam od niej spojrzenia - Jak mogłaś? 

Podeszłam do niej. Oczy miałam pełne łez. Wyciągnęłam ostrze z brzucha staruszki i uklęknęłam przy niej. Pocałowałam ją w czoło, a potem zwróciłam się do Ruby. Przyparłam ją do drzewa za pomocą jej własnej broni.

- No dalej! Zabij mnie zabij!- Krzyczała na mnie, kiedy zaczęłam ją dusić rączką od toporku.

W pierwszej chwili miałam ochotę to zrobić, lecz moje sumienie nie pozwoliło by mi na to. Wypuściłam siekierę z rąk. 

- Czemu mnie nie zabiłaś - spytała oszołomiona dziewczyna.

- Bo nie jestem taka jak ty! Nie zabijam dla zabawy! - Warknęłam ostro - Uciekaj, nie wracaj tu już nigdy! Nie zbliżaj się do mnie do Setha, czy do kogokolwiek mi bliskiego! 

Nie musiałam dług czekać. Dziewczyna najpierw popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, ale po chwili zmieniła się w wilka i czmychnęła w krzaki. Kiedy zniknęła poczułam wielką ulgę ale także wyrzuty sumienia. Posiedziałam chwilę przy pani Gorgi. Zeskrobałam jej krew z mojego policzka i ramion. W końcu udałam się na polanę gdzie wszyscy mieliśmy się spotkać.

***

- Wygraliśmy!- wrzasnęli równocześnie Astra i Jack.

- To i tak nie ma znaczenia- powiedział smutno Luka 

- Co się stało ?- zapytałam po krótkiej chwili kiedy Seth mnie przytulił 

- Wszystko poszło zgodnie z planem. Niestety Kojot, Anny i dwójka ludzi uciekło. Ale to mało prawdopodobne żeby chcieli nas jeszcze atakować. Dzięki bogu nikomu się nic nie stało.

- Właściwie to pani Georgia nie żyję - powiedziałam prawie szeptem wtapiając wzrok w podłogę. 

Potem zaczęła się długa seria wyjaśnień. Dowiedziałam się że Jack nie mógł mi pomóc bo sam miał na głowię dwójkę wilkokrwistych, któż odgonili go ode mnie. Cały dzień był dziwny. Z jednej strony cieszyliśmy się wygraną, Ale z drugiej strony czekało nas niepewne jutro...

Koniec *tomu pierwszego 



Przeznaczona Donde viven las historias. Descúbrelo ahora