Rozdział 4

277 22 4
                                    

  Wszyscy obecni w sali przenieśli swój wzrok na niego. Tymczasem na policzki Wiktorii wstąpił róż. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, ukazując swoje śnieżnobiałe zęby. Młodzieniec był w podobnym wieku do niej. Miał brązowe włosy, niezwykle przystojną, a zarazem męską twarz, no i te pociągające oczy. Wydawało się, że nie można powstrzymać się od podziwiania jego urody. Anna chrząknęła ostrzegająco, po czym skierowała swoje kroki ku młodzieńcowi.

 – Szukasz tutaj czegoś? – spytała na pozór całkiem spokojnie, lecz w jej odbiciach duszy szalały pioruny.

 – Przybyłem jedynie oznajmić, iż złożyłem swoją kandydaturę do Rady Lordów... oraz że z okazji przybycia panienki Konstancji, panienka Małgorzata zorganizowała bal...

  – Bal!? – wrzasnęła, Anna, pozwalając ponieść się emocjom. – Z całym należnym jej szacunkiem, ta posiadłość do niej nie należy, a wydawanie bali jest tylko przeznaczone dla prawomocnej królowej...

 – Pragnę zauważyć, że nie jestem królową – chrząknęła młoda kobieta. – Mój ojciec żyje, więc to on jest królem, a ja jedynie jego prawą ręką. Ale dobrze, zgodzę się na bal, aby nie było dalszych insynuacji mojej kuzynki, bądź jakichś niedorzecznych plotek. Anno – odsunęła gwałtownie krzesło i skierowała na starszą kobietę wzrok. – Znajdź moją najpiękniejszą suknię w kolorze złota. Vincencie, poproś moje urocze bliźniaczki, aby uczesały mnie najpiękniej, jak tylko potrafią. Marie, załatwisz mi najpiękniejsze trzewiki, jakie tylko znajdziesz. Chcę wyglądać chociaż raz lepiej niż moja droga kuzynka... – uśmiechnęła się. Skierowała swoje kroki do drzwi, kiedy nagle odwróciła się w ich kierunku, pełna zapału oraz radości. – Jeszcze jedno! Na tym przyjęciu ma być Matteus – spojrzała wymownie na Vincenta. – To czas by poszukać sobie małżonka.

Wyszła. Anna planowała odezwać się, kiedy z przemyśleń wyrwało ją trzaśnięcie drzwi. Na początku Wiktoria przyśpieszyła kroku po to, by za moment rozpocząć bieg do komnat. Tego wieczoru chciała wyglądać idealnie, szczególnie że zaprosiła Matteusa. Chciała zrobić na nim piorunujące wrażenie, takie po którym łatwo o niej nie zapomni. W swojej komnacie usiadła na wielkim, miękkim łożu, a następnie zachichotała uszczęśliwiona. Nie pragnęła niczego więcej, prócz tego, by poczuć to uskrzydlające uczucie, zwą miłością. A Matteus... mógłby jej przy tym pomóc. Zrobił na niej zdecydowanie pierwsze, najlepsze wrażenie. Księżniczka wciąż miała go przed oczyma: wysoki, umięśniony, dobrze odziany, z delikatnymi rysami twarzy, burzą ciemnych loków oraz z pięknymi dołeczkami w policzkach, które ukazał przy uśmiechu, gdy odchodził. Serce Wiktorii szalało na samą myśl o nim. Jej umysł podsycał jeszcze ekscytację, ukazując obrazy ich wspólnego tańca dzisiejszego wieczoru... a może nawet... nie, chyba nie powinna. Ale co jeśli... co jeśli on ją pocałuje? Czy ich wargi spotkają się wreszcie? Czy poczuje, jak ziemia osuwa się spod nóg, a wszystko dookoła magicznie znika? Czy jego umięśnione ramiona przyciągną ją do jego piersi, by mogła poczuć bicie jego serca?

  – Przepraszam – z transu marzeń wyrwało ją pukanie oraz męski głos. Wiktoria westchnęła ciężko, wstała z łóżka, poprawiła sukienkę i jednym, acz gwałtownym ruchem, otworzyła drzwi.

  – Słucham? – zamurowało ją jednak, kiedy okazało się, że przed drzwiami stoi Vincent. Wydawał się być zdenerwowany, jakby ta rozmowa z nią miała kosztować go bardzo wiele.

  – Księżniczko...

  – Vincencie, co cię do mnie sprowadza? Czy nie miałeś jakiegoś zadania?

  – Księżniczko, pragnąłbym, panią, prosić o taniec dzisiejszego wieczoru – mężczyzna upadł na jedno kolano, po czym chwycił delikatną dłoń siedemnastolatki.– Proszę, pozwól mi poczuć twoje ciepło choć tego wieczora..

  – Vincent... – Wiktoria westchnęła, wyciągając gwałtownie dłoń. Mimowolnie zrobiła krok w tył, jednak zaraz przybliżyła się do niego. Zamknęła oczy, by zastanowić się przez moment. Jeden taniec, to nie potrwa zapewne długo... dobrze, może się zgodzić.

  – Proszę..

  – Dobrze, zatańczę z tobą. O której zaczyna się ten bal?

 – Za dwie godziny. Suknia będzie na panią czekać, bliźniaczki również... A Konstancja przygotowuje się do niego równie gorliwie.

 – Przestań! – skarciła go. – Możesz już opuścić moją komnatę, ponieważ wychodzę!

Wsunęła malutki kluczyk do otworu, przekręciła go, po czym wyjęła i schowała w dekolcie. Nic nie mówiąc więcej, minęła Vincenta, któremu wzrok uciekał wciąż w jej piersi. Dziewczyna gnała korytarzami, aby przymierzyć kreację. Była niezwykle dopasowana w piersiach oraz talii, a od bioder rozciągała się dookoła. Sukienka miała niezwykle szlachecki materiał, który składał się głównie z najdelikatniejszych materiałów tak, aby nigdzie młodej księżniczki nic nie ocierało. Kilka lat temu wyglądała w niej przekomicznie, lecz dziś strój uwydatniał jej biust oraz idealną talię. Złoto i biel dodawały jej urody. Była jednak ciekawa, jak to wszystko będzie ze sobą wyglądać, kiedy bliźniaczki zajmą się jej długimi włosami. Jednak te postanowiły na proste, długie loki, w których Wiktoria wyglądała niezwykle. Na czubek głowy wsunęły jej delikatny diadem, który doskonale pokazywał jej pozycję.

Sala Balowa znajdowała się na piętrze. Była ogromna, bogato wystrojona, z dwoma kominkami w środku, pięcioma ogromnymi okiennicami, bogatymi witrażami oraz pięknymi malowidłami na suficie. Kiedy młoda królowa się tam pojawiła, cała śmietanka towarzyska tańczyła w najlepsze. Muzycy grali raz spokojnie, zaraz nieco skoczniej tak że każdy znalazł coś dla siebie. Stoły były suto zastawione jadłem oraz najlepszej jakości trunkami: różnymi mięsiwami, owocami, doskonałymi potrawami oraz najwyższej jakości winami. Miejsce królowej górowało przy środkowym stole, nietkniętym przez nikogo, przeznaczonym jedynie dla Rady Lordów, specjalnych zaproszonych przez królową gości oraz samą Wiktorię Annę.

  – Wyglądasz olśniewająco! Jakaś Ty piękna! Przypominasz ojca! Twój ojciec byłby z ciebie dumny! – słyszała pijane głosy, podczas przeciskania się przez tłum balującej szlachty. Nagle ktoś porwał ją za rękę. Królewna pisnęła wystraszona, lecz ujrzawszy twarz Vincenta, strach szybko zmienił się w złość. 

 – Co ty robisz? – fuknęła. – Dlaczego mnie ciągniesz?

 – Obiecałaś taniec! – wydyszał. – Szukałem cię po całej sali... – Dopiero co dołączyłam! – uniosła zdenerwowana głowę.

 – Nie jestem twoją własnością, Vincencie. Obiecałam ci taniec, a nie moje dłuższe towarzystwo.

 – Czy prosić panienkę na moment? – odezwał się nagle nieznany jej dotąd głos. Wiktoria odwróciła się, a jej oczom ukazał się uśmiechnięty, Matteus, z wyciągniętą ku niej dłonią. Młoda kobieta uśmiechnęła się, przyjmując zaproszenie. Pozostawiła Vincenta samotnie stojącego pośród tańczących. Muzycy zmienili szybkość granych utworów, inicjując początek wolnego tańca, tak więc musieli się dostosować. Odległość między nimi była niewielka, mogli spokojnie spoglądać sobie w oczy.

  – Dlaczego nie obejmiesz mnie ?– spytała, gdy obracał ją wokół własnej osi, niczym piękną porcelanową baletnicę. Suknia falowała dookoła niej, sprawiając, że wyglądała w niej bardziej zjawiskowo niż inne kobiety. Matteus przyciągnął jej drobne ciało gwałtownie do swojego, aż księżniczka straciła na moment dech.

Wbrew TradycjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz