Rozdział 9

2.9K 233 10
                                    

6 lutego, 2004: piątek

Ostry dźwięk budzika wyrwał Harry'ego ze snu. Pospiesznie wyciągnął rękę i włączył funkcję drzemki, jednak to nie uciszyło urządzenia. Ponownie nacisnął wyłącznik, jednak i tym razem na nic się to zdało. Po kilku sekundach kompletnej dezorientacji dotarło do niego, że słyszy dzwonek telefonu.
- Halo? - rzucił ochrypłym głosem do słuchawki, uświadamiając sobie, jak bardzo boli go głowa.
- Panie Potter, przepraszam, że niepokoimy pana tak wcześnie, ale właśnie dotarł do nas faks zaadresowany na pana nazwisko. Oznaczono go jako pilną wiadomość. Czy mamy podesłać go do pańskiego pokoju?
Mrużąc oczy, Harry dostrzegł czerwone cyfry na wyświetlaczu elektronicznego zegarka. Pierwsza liczba z pewnością była szóstką.
- Hm, w porządku, czy można by... wsunąć faks przez szparę pod drzwiami albo coś w tym rodzaju?
- Oczywiście, proszę pana.
Odłożył słuchawkę i ponownie opadł na posłanie, po czym jęknął. Od dawna nie czuł się tak fatalnie po nocy spędzonej w klubie. Przez chwilę jeszcze drzemał, jednak wkrótce obudziło go pukanie do drzwi i szelest papieru wsuwanego do pokoju. Usiadł i odsunął od siebie pościel. Był kompletnie nagi, a nieczęsto zdarzało mu się tak sypiać. Poza tym prześcieradło było...
- Ohyda - pomyślał, pociągając nosem. Niewyraźnie pamiętał, jak pospiesznie zrzucił z siebie ubranie poprzedniego wieczoru, po czym pogrążył się we wspomnieniach o Malfoyu, pozwalającym zrobić sobie loda w łazience. Dlaczego akurat to tak na niego podziałało? Z pewnością nie chciał się dowiedzieć. Najwyraźniej użył także sporej ilości lubrykantu, który pracownicy hotelu Inn zostawili na szafce nocnej. W pośpiechu zapomniał nawet porządnie zakręcić butelkę. Skrzywił się, co tylko spotęgowało ból głowy.
Wszystkie niepokojące myśli zniknęły, gdy tylko podniósł dostarczony mu faks. Składał się z dziesięciu stron przypadkowych liter i cyfr, nad którymi Hermiona naskrobała: „PILNE. Dostarczyć Harry'emu Potterowi tak szybko, jak to możliwe."
Dobrą chwilę zajęło mu znalezienie różdżki w fałdach porozrzucanych wczoraj ubrań. Swego czasu sypiał z nią zaciśniętą w dłoni, ale wolał nie powracać do tych wspomnień. Podniósł z podłogi pożyczoną od Malfoya koszulę. Z przerażeniem zdał sobie sprawę, że widnieje na niej tajemnicza plama. Łatwiej będzie oddać za nią pieniądze, niż próbować wytłumaczyć, skąd się wzięła.
Rozłożył papiery na podłodze, po czym wskazał na każdy z nich końcem różdżki, wypowiadając szczególne zaklęcie odszyfrowujące. Praca doktorska Hermiony wymagała zbadania magicznych algorytmów kryptograficznych, ona sama zaś pracowała nad tak zwanym kluczem publicznym, co mugole określali mianem RSA. Harry nie miał pojęcia, jak to dokładnie działa. Wiedział tylko, że każdy auror miał swój własny klucz publiczny, znany innym ludziom i wykorzystywany do przesyłania mu zaszyfrowanych wiadomości. Klucz prywatny, który umożliwiał odbiorcy odczytanie listu, znał tylko jego właściciel. Hermiona próbował mu kiedyś wytłumaczyć, na czym to wszystko polega, ale przerwała, gdy przymknął z nudów powieki. Ostatnim przełomowym odkryciem w karierze przyjaciółki było znalezienie sposobu, w jaki można wykorzystać mugolską technologię, na przykład komputery i faksy, do usprawnienia komunikacji między czarodziejami. Zaklęcia szyfrujące i odcyfrowujące mogły zostać rzucone na każdy rodzaj papieru.
Litery przed jego oczami zmieniły miejsca, tworząc dobrze mu znane słowa i wyrazy. Usiadł na łóżku, trzymając w dłoniach odkodowane kartki. Raport zawierał szczegółowe informacje dotyczące sprawy, którą Hermiona zdradziła mu wczoraj przez telefon. Według przeprowadzonych przez nią badań, CIA dokonało obszernego monitoringu wszystkich danych dotyczących Malfoya, które zostały zebrane podczas jego pobytu w Nowym Jorku, zarówno w domu, jak i w biurze. Dostarczono mu listę dat i godzin, podczas których do mężczyzny dotarły sowy z nieznanych źródeł. Do dokumentów dołączono także spis pracowników CIA, którzy śledzili Malfoya, oraz listę ludzi, z którymi go widziano i z którymi utrzymywał kontakty seksualne.
Harry zmarszczył brwi. Dlaczego musieli znać takie informacje? Zastanowił się, czy ktoś w Anglii prowadził spis osób, z którymi on sam się spotykał. Nie, żeby taka lista była jakoś znacząco długa.
Przejrzał resztę stron, czując jednocześnie zaintrygowanie i poczucie winy. Malfoy był stałym gościem w nowojorskiej kawiarni B-Boy, położonej w magicznej dzielnicy miasta. Często robił zakupy w sklepach spożywczych przy Cooperative Village na Manhattanie. Informator CIA, który dostarczył agencji te informacje utrzymywał, że przez miesiąc był kochankiem Malfoya.
W telefonie, którym w Nowym Jorku posługiwał się mężczyzna, zainstalowano podsłuch. Nie dołączono zapisu jego rozmów, ale notka pod spodem głosiła, że nie dostarczyły one żadnych istotnych informacji. Przeszukiwano jego śmieci. Monitorowano jego mugolską pocztę. Od lipca, kiedy to jeden z informatorów zeznał, iż widział w ręce Malfoya listę znanych amerykańskich śmierciożerców oraz hasło używane do kontaktowania się z nimi, przechwytywano jego sowy. Oficjalnie został uznany za poszukiwanego czarodziejskiego terrorystę piątego lipca 2003 roku, na podstawie uchwały USA PATRiOT Act, która zezwalała na przetrzymywanie na wolności podejrzanych osób ze względu na monitorowanie ich ruchów.
Głowę Harry'ego rozsadzał ból. Podczas ich krótkiej znajomości w tym mieście nie natknął się na ani jeden dowód świadczący o podejrzanych czynach Malfoya w San Francisco. Zastanowił się, czy właśnie do tego rodzaju śledztwa został tu przysłany. Z pewnością nie miał zamiaru grzebać w śmieciach byłego Ślizgona. Sam pomysł wywołał dziwne uczucie w jego żołądku. A może powodem był kac.
Wsunął papiery do plecaka i ponownie wślizgnął się pod brudną pościel w nadziei, że za kilka godzin poczuje się lepiej. Wtedy będzie mógł to przemyśleć. Wszystko. Zaczął powoli odpływać, a słowa z dokumentów, zdradzające wszystkie te dziwne rzeczy na temat Malfoya, tańczyły mu przed oczami.
Rozległ się alarmujący dźwięk. Tym razem natychmiast zdał sobie sprawę, że obudził go dzwonek telefonu, ale i tak kilka chwil zajęło mu zebranie się do kupy i podniesienie słuchawki.
- Będziesz gotowy za piętnaście minut? - Głos Malfoya nie brzmiał zbyt radośnie.
- Co? - wymamrotał Harry. - Która godzina?
- Prawie dziesiąta. - Przez chwilę wyobrażał sobie blondyna przewracającego właśnie oczami. - W takim razie potrzebujesz nieco więcej, niż piętnastu minut, tak?
- O czym ty mówisz? - Harry zdał sobie sprawę, że zaskomlał do słuchawki, ale niewiele go to obchodziło.
- Rundka po mieście, pamiętasz? Obiecałem ci to.
- O nie - wyjęczał. - Nie mam dzisiaj nastroju. Czuję się beznadziejnie.
- Och, do kurwy nędzy - odparł Malfoy, po czym połączenie zostało przerwane.
Spać, pomyślał Harry, odkładając słuchawkę na widełki i wtulając się w poduszkę. Już prawie udało mu się ponownie zasnąć, gdy nagle do jego uszu dobiegł dziwny, niezidentyfikowany dźwięk, po czym materac zaczął się pod nim uginać. Usiadł pospiesznie, wydając okrzyk zaskoczenia.
- Wypij to - powiedział Ślizgon, podając mu parujący kubek.
- Co...? - Harry zamrugał. - Do diabła, Malfoy, przestraszyłeś mnie na śmierć!
Chłopak uśmiechnął się złośliwie.
- Jeśli nie chcesz, żeby obcy czarodzieje pojawiali się niespodziewanie w twoim pokoju, powinieneś zadbać o odpowiednie zaklęcia ochronne. - Ponownie wskazał na kubek. - Pij.
Przez chwilę Harry wpatrywał się w niego pustym wzrokiem. Dlaczego nie upewnił się, że mieszkanie jest właściwie zabezpieczone? To była standardowa procedura, ale ani przez moment o niej nie pomyślał. Potrząsnął głową biorąc do ręki kubek i wąchając jego zawartość.
- Eliksir na kaca?
Malfoy przytaknął, na co Harry odetchnął z ulgą. Naprawdę czuł się okropnie. Kilkoma dużymi łykami uporał się z zawartością kubka. Przemknęło mu przez głowę, że nie powinien tak szybko ufać Ślizgonowi, ale było już za późno. Podniósł wzrok i stwierdził, że Malfoy nie patrzy mu w oczy. Pospieszne owinął prześcieradło wokół bioder, czując się zbyt okropnie, by spojrzeć mu w oczy.
- To nie tak, jakbym tego już wcześniej nie widział - powiedział Malfoy, uśmiechając się złośliwie i odbierając kubek.
- Bo nie widziałeś - sprzeciwił się Harry.
- Publiczne prysznice to użyteczna rzecz - odpowiedział Ślizgon, mrugając do niego. - Swego czasu sporo podglądałem. Spotkamy się na dole za pół godziny. - I zanim Harry zdążył odpowiedzieć, już go nie było.
Czuł, jak eliksir powoli zaczyna działać. I wbrew temu, że zaledwie przed chwilą jego nagie, okryte jedynie brudnym od nasienia prześcieradłem ciało było oglądane przez innego mężczyznę, i to w dodatku Malfoya, podniosło go to na duchu. Co za wstyd.

ZAGUBIONE SERCE / DrarryWhere stories live. Discover now